Ukraina pozbywa się kopiejek. Bank centralny uznał, że nazwa drobnych monet, na które dzieli się hrywna, to dziedzictwo „moskiewskiej okupacji”.

„W imię odnowienia historycznej sprawiedliwości, sprzyjając derusyfikacji i odrodzeniu tradycji narodowych w obiegu pieniężnym Ukrainy, Narodowy Bank Ukrainy inicjuje zmianę nazwy monety zdawkowej z »kopiejki« na »szah«” – napisał NBU 2 września.

– Doszliśmy do wniosku, że taka nazwa monety zdawkowej jak „kopiejka” (po ukraińsku właściwie „kopijka” – red.) jest de facto symbolem moskiewskiej okupacji. Dzisiaj lud ukraiński przywraca wszystko, co zostało mu niesprawiedliwie ukradzione i przekreślone przez kremlowskie narracje. Nadszedł czas na przywrócenie sprawiedliwości dla systemu pieniężnego, oczyszczenie suwerenności monetarnej z najmniejszych śladów pokrewieństwa z czymkolwiek moskiewskim – komentował prezes NBU Andrij Pyszny.

Ukraińska konstytucja stanowi, że państwową jednostką monetarną jest hrywna, ale nie mówi nic o nazwie jednostki niższego rzędu. Dlatego mimo obowiązującego stanu wojennego nic nie stoi na przeszkodzie, by usunąć kopiejki z obiegu.

Szah jak sążeń

Przeciwnicy reformy podnoszą argument racjonalności. Państwo broniące się przed rosyjską agresją ma, ich zdaniem, poważniejsze zmartwienia niż nazwa monety; choć gwoli sprawiedliwości trzeba dodać, że podobny argument bywa używany do próby powstrzymania większości zmian o nieegzystencjonalnym charakterze.

Poważniej wygląda argument inflacyjny zwolenników zmiany. Hrywna od lat traci na wartości z powodu trwającej od dwóch lat wojny – choć nie tak szybko, jak można by się spodziewać. Po wycofaniu z obiegu najdrobniejszych nominałów w 2019 r. i 2020 r. na rynku pozostały jedynie monety 10 i 50 kopiejek, warte odpowiednio 1 gr i 5 gr. Ale postępująca inflacja stawia pod znakiem zapytania istnienie także ich. Z drugiej strony drobne monety szybko się zużywają i w przyszłym roku NBU i tak musi wybić 20 mln monet wartych połowę hrywny. Bank chce, by Rada Najwyższa szybko przeprowadziła zmiany, by oficjalnym nominałem już w przyszłym roku było 50 szahów. Kopiejki nie muszą być przymusowo wycofywane; mogą znikać z obiegu stopniowo wraz z ich zużyciem, co ograniczy koszty całego procesu.

NBU argumentuje, że szahami płacono na ziemiach ukraińskich w XVI w. oraz XVII w. (właściwie tak nazywano polskie srebrne, a potem miedziane trojaki, trójgroszówki). Specjaliści z banku znaleźli 11 przykładów użycia słowa „szah” i zdrobnienia „szażok” w twórczości Tarasa Szewczenki, najważniejszego poety w historii ukraińskiej literatury. Są też jego ślady w ludowych przysłowiach: „Chto szaha ne bereże, toj ne wart i kopijky” (kto szaha nie chroni, ten niewart i kopiejki). Nazwa pochodzi z tego samego źródła, co polski sążeń – to miara długości równa rozpiętości ramion dorosłego mężczyzny (ok. 2 m). Po rosyjsku „szag”, zapisywany tak samo jak ukraiński „szah”, obecnie oznacza krok. Wprowadzenie szahów jako drobnych monet planowano w Ukraińskiej Republice Ludowej, efemerycznym państwie rozbitym przez bolszewików tuż po I wojnie światowej, a także po odzyskaniu niepodległości w 1991 r. W Ługańsku powstały nawet próbne egzemplarze, ale ostatecznie nie zdecydowano się na zmianę. Jeśli chodzi o jednostkę podstawową, to radzieckiego rubla początkowo zastąpiły karbowańce. Ukraiński „karbowaneć” to dosłowne tłumaczenie rosyjskiego słowa „rubl”. Obie nazwy mają wyrazy pokrewne w polszczyźnie: mamy karbowane, czyli nacinane frytki, oraz czasowniki rąbać czy ciąć.

W dawnym Nowogrodzie Wielkim rubel był pieniądzem powstałym z rozcięcia na dwie części monety o wadze grzywny srebra. Grzywna była wtedy jednostką masy. Inną wartość miała grzywna srebra, a inną np. grzywna kun, czyli cenionych na całej Słowiańszczyznie skórek kuny. Nawiasem mówiąc, kunami płacono w Chorwacji przed wprowadzeniem euro, a i dziś na pamiątkę starej waluty zwierzątko można zobaczyć na tamtejszych jednoeurówkach. Słowo „grzywna” wskutek zmian językowych wyewoluowało do współczesnej ukraińskiej formy „hrywnia”, którą z kolei zrepolonizowano, tworząc hrywnę rozumianą wyłącznie jako nazwa waluty naszych sąsiadów. W analogicznych sposób ukraiński „trójząb” z godła stał się tryzubem także w polszczyznie. Hrywna zastąpiła karbowańca w 1996 r. Jej wprowadzenie nadzorował zakochany w historii szef NBU Wiktor Juszczenko, późniejszy lider pomarańczowej rewolucji i prezydent. O jego dziedzictwo do dziś trwają nad Dnieprem burzliwe spory, ale akurat opanowanie hiperinflacji i wprowadzenie stabilnej początkowo waluty w zasadzie wszyscy komentatorzy uważają za jego sukces. Kopiejek jednak nie ruszył nawet on.

Rubiel, rublis i rublă

Żeby być precyzyjnym, także w czasach ZSRR niektóre narody posiadające własne republiki nazywały rubla po swojemu. Stąd już wówczas po ukraińsku mówiono o radzieckich karbowańcach, Kazachowie płacili somami, a Turkmeni – manatami. Dla tych narodów zmiana nazwy była więc czysto techniczna (po wprowadzeniu własnych walut zaczęto ją drukować na nowych banknotach i monetach), ale zwykli ludzie używali tych samych terminów, co wcześniej. Długo działało to zresztą także w drugą stronę i rosyjskojęzyczni Ukraińcy, zwłaszcza na Donbasie, Krymie czy w Odessie, nawet hrywnę określali mianem rubla, przyzwyczajeni, że w każdym języku walutę można inaczej nazywać.

Własnych nazw w czasach sowieckich nie stosowano w Armenii (rubli), na Białorusi (rubiel), w Estonii (rubla), na Litwie i Łotwie (rublis), w Mołdawii (rublă), ale do dziś ruble pozostały tylko na Białorusi (i w separatystycznym Naddniestrzu, któremu monety biła niegdyś Mennica Państwowa w Warszawie). Litwini i Łotysze przez sztucznie ukute lity i łaty weszli do strefy euro, Estończycy przed wspólną walutą wrócili do starodawnych, znanych w całej Europie koron, a Mołdawianie sięgnęli po używaną w siostrzanej Rumunii nazwę „lej” (leu).

Białoruskie talary

Tymczasem Mińsk w latach 90. zaprojektował własne talary. Jeden miał być równy 100 groszom. W przedmowie do książki „Deputaty niezależnaści” (Deputowani niepodległości) Siarhieja Nawumczyka tak wspominał ten czas ówczesny lider prawicy Zianon Pazniak: „Przygotowałem materiał o historii i znaczeniu talara jako białoruskiej jednostki płatniczej. Został położony na stole premiera Wiaczasłaua Kiebicza i wydrukowany w trzech gazetach. Kiebicz okazał wtedy pełne poparcie talarowi i konieczności posiadania własnej waluty. To bezwarunkowe wsparcie trochę mnie zaskoczyło, niemniej uzgodniliśmy, że przygotuję projekt talarów. W ścisłej tajemnicy umówiłem się z frontowym (chodzi o Białoruski Front Ludowy, partię Pazniaka – red.) artystą Lawonem Bartłauem, a frontowy artysta Lawon Tałbuzin przygotował metalowe grosze. Teczkę ze szkicami talarów i innymi materiałami sam przekazałem Kiebiczowi. Jego entuzjazm okazał się jednak powierzchowny. Białoruskie pieniądze wydrukowano na Zachodzie i zawieziono do Banku Narodowego w 1993 r., ale obronić ich nie zdołaliśmy. Talar przekraczał pojęcie sowieckiego deputowanego i rządzącego”.

Gdyby Białorusini płacili dziś talarami, nawiązywaliby do europejskiej tradycji sięgającej XVI w. To wówczas w dzisiejszym Jáchymovie w Czechach, który wówczas nazywał się Joachimsthal, ród Schlicków zaczął bić srebrne guldinery o wadze jednej uncji. Ówczesny handel potrzebował wartościowej, grubej monety ze srebra. Guldinery z mennicy Schlicków, ze św. Joachimem na awersie, nazywano joachimsthalerami. Niemieckie ucho może zinterpretować to słowo na dwa sposoby. Pierwotnie chodziło o frazę „pochodzący z Doliny Joachima” (tak jak Warschauer to warszawiak), ale równie dobrze może to znaczyć „talary Joachima”. Początkowe znaczenie zacierało się, więc ta druga interpretacja zwyciężyła, a że język lubi skracać długie słowa, wkrótce mówiono po prostu o talarach. Tym mianem zaczęto określać każdą monetę bitą w podobny sposób. Etymologiczną pamiątką po talarach jest dziś nazwa dolara, samoańskiej waluty tala i słoweńskiego tolara sprzed wejścia do strefy euro. Białorusini byliby więc w ciekawym towarzystwie. ©Ⓟ

Dzisiaj lud ukraiński przywraca wszystko, co zostało mu ukradzione i przekreślone przez kremlowskie narracje – komentował prezes NBU Andrij Pyszny