Alaksandr Łukaszenka, lubiący „ładne liczby”, przesunął nawet o dzień w przód swoją datę urodzenia. Wcześniej podawano, że Mikałaj urodził się 31 sierpnia, dzień po urodzinach ojca.

Najmłodszy syn Alaksandra Łukaszenki skończy w sierpniu 20 lat i w niczym nie przypomina już słodkiego blondaska, którego ojciec zaprezentował publicznie, gdy nieślubny syn miał trzy i pół roku. Łukaszenka coraz rzadziej zabiera dorastającego Mikałaja w podróże krajowe oraz zagraniczne – w tej roli zastąpił go szpic Umka, co dodaje posmaku absurdu scenom, gdy białoruski dyktator straszy Polskę i Litwę wojną, przy okazji głaszcząc pieska wyglądającego jak gwiazda TikToka.

Chłopak zaś zaczyna karierę bio chemika.

Walka z wirusem

W grudniu 2023 r. Mikałaj Łukaszenka opublikował pierwszą pracę naukową. W ramach broszury wydanej na bazie materiałów pokonferencyjnych, które były omawiane podczas debaty uczonych w rosyjskim Stawropolu, można znaleźć anglojęzyczny tekst zatytułowany „Human, bovine and goat lactoferrin isolation, comparative properties characterization and analysis of the possibility of its use in the design of therapeutic and prophylactic agents against Sars-Cov-2” (Wyizolowanie ludzkiej, byczej i koziej laktoferyny, charakterystyka porównawcza jej właściwości i analiza możliwości jej wykorzystania w opracowaniu środków leczniczych i profilaktycznych przeciwko SARS-CoV-2). W skrócie chodzi w nim o to, że laktoferyna może być przydatna do walki z koronawirusem.

Ciekawy jest tak temat, jak i współautorzy pracy. Temat, bo przecież praprzyczyną problemów ojca dyktatora, które doprowadziły w 2020 r. do nieudanej rewolucji i masowego poparcia dla Swiatłany Cichanouskiej podczas wyborów prezydenckich, była właśnie niemrawa reakcja władz na pandemię. Łukaszenka przekonywał na antenie telewizji, że żadnego wirusa nie ma, skoro go nie widać, kazał leczyć się wódką i pracami polnymi, wyśmiewał pierwszą ofiarę śmiertelną COVID-19 ze względu na jej tuszę i zakazał koronawirusowej profilaktyki. Gdy w marcu 2020 r. świat się zamknął, na Białorusi nie wstrzymano nawet piłkarskich rozgrywek ligowych, przez co miejscowe kluby na chwilę stały się ulubieńcami uzależnionych od futbolu fanatyków z całego świata. Szczególną popularnością cieszył się FK Słuck, którego angielska transkrypcja (Slutsk) kojarzyła się z wulgaryzmem.

Na pierwsze ognisko epidemii nie trzeba było długo czekać. Pojawiło się ono na prestiżowym wydziale stosunków międzynarodowych Białoruskiego Uniwersytetu Państwowego (BDU), gdy z ferii w pogrążonym już w zarazie Iranie wrócili pochodzący stamtąd studenci. A ponieważ na BDU studiują w dużej mierze dzieci elit politycznych i biznesowych, wiara w kompetencje Łukaszenki runęła, a elity zaczęły się rozglądać za możliwością zmiany na stanowisku prezydenta. Jeden z ich przedstawicieli, bankier Wiktar Babaryka, wkrótce trafił za kratki, drugi, współzałożyciel Parku Wysokich Technologii Waleryj Capkała, salwował się ucieczką z kraju, ale rysa na teflonie dyktatury była widoczna gołym okiem. Teraz zaś Łukaszenka junior bada sposoby leczenia COVID-19, którego istnienie Łukaszenka senior długo ignorował.

Współautorzy tekstu o laktoferynie mają nieco większy dorobek naukowy. Jest ich czworo: kierownik katedry nauk przyrodniczych Liceum BDU Maksim Kapuscin, którego białoruskie media opozycyjne nazywają kuratorem i korepetytorem młodego Łukaszenki; szef laboratorium wydziału biologii BDU Uładzimir Kurczanka, którego „Nasza Niwa” nazywa w tym gronie „jedynym prawdziwym naukowcem”; była dyrektorka Liceum BDU Hanna Czubarawa oraz Iwan Jewdokimow, rosyjski profesor ze Stawropola, członek korespondent Rosyjskiej Akademii Nauk. Doborowe towarzystwo sugeruje, że wkład Mikałaja Łukaszenki w badania nad właściwościami laktoferyny niekoniecznie należał do przełomowych. Publikacja pokazuje jednak, jaką drogę życiową reżim wybrał dla człowieka, którego Alaksandr Łukaszenka wielokrotnie nazywał swoim możliwym następcą (innym razem stanowczo dementując podobne twierdzenia).

Książę i przyjaciel

Mikałaj jest podpisany w artykule jako reprezentant BDU. Białoruskie media pisały, że rozpoczął studia na stworzonym specjalnie dla niego kierunku biotechnologia w 2022 r. Jak podawało „Zierkało”, rozmowy kwalifikacyjne prowadzili: rektor BDU, dziekan wydziału biologii, minister zdrowia oraz jego zastępca. – To byli chłopcy i dziewczyny, którzy wyróżnili się na przykład na olimpiadach albo w pracy naukowej – mówił rozmówca „Zierkała”, który też zamierzał studiować biotechnologię. – O tym, że będzie się z nimi uczyć Mikałaj, nikt im nie mówił, ale wszyscy tak założyli, kiedy w internecie pojawiła się informacja, że Kola wybiera się na BDU – opisywał. Przyjaciel rozmówcy dostał się na studia. – Opowiadał, że Mikałaj to zwykły chłopak. Nijak nie stara się wyróżnić. Jak wszyscy, uważnie patrzy i słucha – dodawał informator.

Wiadomo też, że Kola uczy się chińskiego, a jego ojciec opowiadał w 2023 r., że – jak można założyć z kontekstu wypowiedzi – wyjechał na wymianę studencką do Pekinu. Dwa lata wcześniej, w czerwcu 2020 r., gdy Białoruś zaczynała wrzeć, Mikałaj złożył podanie o przyjęcie do prestiżowego Liceum BDU do klasy o profilu biologicznym. W tym samym liceum uczył się jego starszy brat Dzmitryj Abielski (syn Iryny, matki Mikałaja, i jej byłego męża Jauhiena), a także Anastasija i Darja, córki Dzmitryja Łukaszenki, średniego syna dyktatora, i jego oficjalnej żony Haliny. Ostatecznie coś poszło nie tak. Najpewniej ze strachu przed zrewoltowanym Mińskiem Łukaszenkowie zrezygnowali z nauki w tej szkole. Mikałaj wyjechał najpewniej do Moskwy. Przynajmniej przez pewien czas miał mieszkać na terenie białoruskiej ambasady. Rosyjskie media podawały, że uczęszczał do gimnazjum przy Moskiewskim Uniwersytecie Państwowym albo prywatnej szkoły – nomen omen – Prezydent w podmoskiewskiej Żukowce. Szkołę miał ukończyć z wyróżnieniem.

Od czasu do czasu pojawiały się trudne do zweryfikowania informacje, jakoby młody Łukaszenka miał z dystansem podchodzić do reżimu sterowanego przez ojca. Internauci doszukiwali się proukraińskiej symboliki, gdy w 2022 r., już po rozpoczęciu rosyjskiej inwazji na Ukrainę, Kola pojawił się w niebieskim garniturze z ubraną na żółto partnerką na balu absolwentów. Podobnych sugestii można się doszukać w rozmowie Alaksandra Łukaszenki z Echem Moskwy z 2019 r. – To mój główny opozycjonista. Każde moje oświadczenie krytykuje od razu albo rano, gdy widzi je w telewizji – opowiadał. Z drugiej strony dziennikarze kanału Nastojaszczeje Wriemia ustalili, że Kola, skryty pod nickiem nik20121314, był członkiem proreżimowych grup „Za Biełaruś!” na Telegramie i „Wiktorija Biełaruś” na Instagramie. – Dla mnie jest ważne, jak on zbiera, przyswaja i przynosi mi informacje. W Chinach jest jak mały książę. Xi Jinping i jego żona go uwielbiają. Jest przyjacielem Władimira Władimirowicza (Putina), a nie moim – śmiał się Łukaszenka. W tym wywiadzie dyktator utrzymywał akurat, że Kola nie będzie jego następcą.

Alaksandr Łukaszenka ma dwóch synów urodzonych z małżeństwa z Haliną Żauniarowicz, którą poślubił jako 19-latek. Najstarszy Wiktar urodził się w 1975 r. i jest prezydentem Narodowego Komitetu Olimpijskiego (NAK). To jedyna organizacja na Białorusi, której kierownikowi pozwolono nosić tytuł prezydenta. Wcześniej Wiktar był pomocnikiem ojca ds. bezpieczeństwa narodowego i wchodził w skład Rady Bezpieczeństwa. W familii pilnuje struktur siłowych. Dzmitryj jest o pięć lat młodszy i również jest członkiem NAK. Nieoficjalnie wiadomo, że to on odpowiada za lokowanie rodzinnego kapitału za granicą, przede wszystkim w arabskich monarchiach znad Zatoki Perskiej.

Gdy na początku lat 90. Alaksandr Łukaszenka dostał się do parlamentu, nie wziął żony do Mińska. Kobieta do dziś mieszka na wsi, dyskretnie strzeżona przez służby. O zamiłowaniu Łukaszenki do młodszych kobiet krążą zaś legendy. Wybrane piękności bez doświadczenia regularnie otrzymują ciekawe propozycje zawodowe. Chyba ostatnim takim przypadkiem była Miss Białorusi 2018 Maryja Wasilewicz, która w 2019 r. została posłanką.

Mikałaj Łukaszenka urodził się w 2004 r., ale ojciec zaprezentował go światu trzy i pół roku później, podczas prac społecznych w 2008 r. Są dwie wersje, dlaczego Kola był początkowo ukrywany (poza tą oczywistą, że prezydent nie chciał się chwalić nieślubnym związkiem w pruderyjnym wówczas społeczeństwie). Pierwsza mówi, że dwa lata wcześniej matka Koli urodziła mu syna o wysokim stopniu niepełnosprawności intelektualnej i fizycznej. Współpracujący z opozycją hakerzy z grupy Cyberpartyzanci twierdzą, że chłopak nazywa się Macwiej Pastajałka i mieszka do dziś w domu opieki. Zgodnie z tą wersją Łukaszenka chciał się najpierw przekonać, że Kola jest w pełni sprawny. Druga wersja wiąże nagłe pojawienie się Mikałaja u boku ojca z namowami brytyjskiego PR-owca Timothy’ego Bella, który nie wahał się pracować dla autorytarnych reżimów z całego świata. Bell miał przekonać Łukaszenkę, że maluch ociepli jego wizerunek i podkreśli lansowany przez propagandę (a zwłaszcza kochające go rosyjskie tabloidy) przydomek „Baćka” (tatuś).

Tylko prezydent może

Niezależnie od tego, jaka jest prawda, gdy już Mikałaj został publice zaprezentowany, nie odstępował od ojca na krok. Od małego towarzyszył Alaksandrowi Łukaszence w wizytach zagranicznych. Przybijał piątkę z prezydentem Wenezueli Hugo Chávezem, w Watykanie wręczał słownik rosyjskiego papieżowi Benedyktowi XVI, a od Dmitrija Miedwiediewa otrzymał złoty pistolet. Podczas obrad Zgromadzenia Ogólnego ONZ siedział krzesło w krzesło z nieżyjącym już ministrem spraw zagranicznych Uładzimirem Makiejem. Makiejowi Łukaszenka powierzał opiekę nad chłopcem, gdy sam ruszał na trybunę, by wygłosić kolejne przemówienie. Mikałaj bywał wówczas ubrany w mundur, tak jak ojciec. Łukaszenka, lubiący „ładne liczby”, na prezydenckiej stronie internetowej przesunął nawet o dzień w przód swoją datę urodzenia. Wcześniej podawano, że Mikałaj urodził się 31 sierpnia, dzień po urodzinach ojca. Jego zachwyt Kolą chyba nie jest udawany.

Matka Mikałaja miała mniej szczęścia. Powszechnie uważa się, że jest nią Iryna Abielska, od 1994 r. osobista lekarka Łukaszenki. W 2001 r. doktor Abielska została naczelnym lekarzem prezydenckiej kliniki, w której leczą się białoruscy politycy, i przetrwała na stanowisku do dziś, jeśli nie liczyć lat 2007–2009, gdy znalazła się w niełasce. W kwietniu 2024 r. Abielska została wybrana do białoruskiego senatu, co powszechnie uważa się za prestiżowe miejsce emerytury dla zasłużonych przedstawicieli reżimu. Łukaszenka nie afiszował się związkiem z nią, ale też go specjalnie nie ukrywał. Iwan Ciciankou, jej formalny przełożony w latach 1994–1999, opowiadał, że przez Irynę można było przekazywać Łukaszence różne prośby i propozycje; opisali to Swiatłana Kalinkina i Pawieł Szaramiet w książce „Słuczajnyj priezidient” (Przypadkowy prezydent). A gdy w 1996 r. odwiedzał Francję, lekarkę umieszczono w pokoju sąsiadującym z prezydenckim apartamentem, choć pierwotnie miał w nim zamieszkać szef MSZ.

Łaska prezydencka spłynęła też na nieoficjalną („cywilną”, jak mawia się po rosyjsku) teściową. Matka Iryny Ludmiła Pastajałka została w 2002 r. ministrem ochrony zdrowia i kierowała resortem przez trzy lata. Akurat ten eksperyment został uznany za nie specjalnie udany, więc z ministerstwa trafiła do senatu, gdzie spędziła ostatnie półtora roku życia. Pewnie to nie przypadek, że Abielska straciła (czasowo) stanowisko w prezydenckiej klinice zaledwie miesiąc po śmierci matki. Kobieta żyje w złotej klatce. Syn został jej odebrany (Łukaszenka powiedział kiedyś, że matka widzi go w telewizorze), za to stanowisko menedżerskie pozwala jej na wygodne życie. Dodatkowo władze pozwoliły jej kierować elitarną szkołą w Drazdach, gdzie znajdują się rezydencje najważniejszych polityków. Jedna z wersji głosi, że Mikałaj tak naprawdę kończył właśnie to liceum, a nauka w Moskwie była wymysłem odwracającym uwagę wrogów reżimu. Jak ujawniło Białoruskie Centrum Śledcze, budowę szkoły sfinansował zaprzyjaźniony z Łukaszenką rosyjski oligarcha Michaił Gucerijew.

Temat związku Abielskiej z Łukaszenką może nie był tabu, ale z pewnością nie był tematem publicznym. W 2016 r. rozgromionemu po rewolucji portalowi Tut.by udało się jednak nie tylko przekonać Abielską (a pewnie i jej kuratorów) do udzielenia wywiadu w jej gabinecie, lecz także skierować rozmowę na interesujący nas temat. – Zapytam o „wiertuszkę”. Ten telefon z herbem bez przycisków na pani stole służy łączności z ministrem czy prezydentem? – zapytała ją dziennikarka Uljana Babajed. – Z prezydentem. – Może pani podnieść słuchawkę i on odpowie? – Ja nie mogę. Tylko prezydent może zadzwonić – odparła Abielska. Potem mówiła o swojej rodzinie. Sama jest lekarką w trzecim pokoleniu, a tradycję kontynuuje jej pierworodny Dzmitryj. Babajed zapytała, czy chciałaby, by „młodszy syn kontynuował medyczną dynastię”, nie wymieniając go z imienia. – Nie myślałam o tym. Chciałabym, by otrzymał dobre wykształcenie, wybrał ciekawy zawód, kochał swoją pracę i przynosił pożytek innym – odparła. Na razie wygląda na to, że Kola jest szykowany na kontynuatora dynastii w mniej metaforycznym rozumieniu tego słowa. ©Ⓟ