Efektem tego jest cała seria absurdów i kompromitacji, które sytuują Macrona w pierwszej lidze światowych kuriozów politycznych. Do tej pory na pierwszym miejscu był Josep Borrell i jego żenująca wizyta na Kremlu na początku lutego ubiegłego roku, niedługo przed umieszczeniem Aleksieja Nawalnego w łagrze. Macron ma jednak wielką szansę na zdetronizowanie szefa unijnej dyplomacji.
Prezydent kraju, który dysponuje ponad 300 głowicami atomowymi i jest drugą potęgą nuklearną NATO, po sześciogodzinnych rozmowach z Władimirem Putinem próbował przekonywać świat, że uratował pokój. Do dziennika „Financial Times” poszedł przeciek, że Kreml zobowiązał się do wycofania po manewrach na Białorusi wszystkich żołnierzy. Te rewelacje podsycał sam Macron. „To do mnie należało zablokowanie gry, aby zapobiec eskalacji i otworzyć nowe perspektywy. Ten cel jest dla mnie spełniony. Francja ugruntowała wiarygodność” – ocenił.
Wyniki tej błyskotliwej misji dyplomatycznej szybko zdementował rzecznik Kremla. Państwowy funkcjonariusz relatywnie niskiego szczebla (choć w rosyjskich warunkach znacznie wyższego niż na Zachodzie) w kilku zdaniach doprowadził do całkowitej dewaluacji przywódcy państwa atomowego. Dmitrij Pieskow stwierdził, że tezy Macrona „nie są słuszne”. Dodał, że „Moskwa i Paryż nie mogły zawrzeć żadnych ustaleń”, gdyż jest „to po prostu niemożliwe”, bo „Francja jest zarówno członkiem UE, jak i NATO, gdzie przywództwo należy nie do Francji, ale do innego kraju”.
Jakby tego było mało, ze spotkania w Moskwie szydził też prezydent Ukrainy Wołodymyr Zełenski, który na konferencji w Kijowie pytał, czy Macron „nie siedział za długo z Putinem po kolacji”, bo rosyjski prezydent w niewybredny sposób sugerował, że zmusi Ukrainę do wypełnienia porozumień mińskich w kształcie korzystnym dla Kremla. – Podoba ci się to czy nie podoba się, będziesz musiała to znieść, moja piękności – mówił Putin, odnosząc się do dwóch umów z Mińska, które podpisano po dwóch porażkach ukraińskich na Donbasie w 2014 r. (pod Iłowajśkiem) i w 2015 r. (po przegranej bitwie o Debalcewe).
Wartością nieudanego show Macrona jest jednak dość precyzyjne nakreślenie przez Putina rzeczywistych celów Rosji wobec Ukrainy. Celów, które od 2014 r. są w gruncie rzeczy niezmienne. Mówiąc o porozumieniach mińskich, Rosja daje jasno do zrozumienia, że nie musi chodzić o inwazję na pełną skalę i okupację nowych połaci tego kraju, ale o odzyskanie wpływu na Kijów poprzez umowną Partię Noworosja, która miałaby zyskać na znaczeniu po odgrzaniu konfliktu na Donbasie. Miałaby ona zastąpić skompromitowaną Partię Regionów, która obecnie – w efekcie separatyzmu i aneksji Krymu – funkcjonuje pod nowymi postaciami, nie stanowiąc jednak istotnego czynnika w ukraińskiej polityce. Ten „czynnik polityczny” miałby się odrodzić za pośrednictwem elit separatystycznych.
Już umowa Mińsk II przewiduje legalizację nieuznawanych republik na Donbasie i przeprowadzenie czegoś na kształt wyborów samorządowych. Precyzuje to jej punkt trzeci („Wdrożenie decentralizacji władzy poprzez przyjęcie ustawy o szczególnym trybie funkcjonowania samorządu terytorialnego w części obwodu donieckiego i ługańskiego”) i punkt dziewiąty („Przeprowadzenie przedterminowych wyborów do władz lokalnych w wybranych częściach obwodu donieckiego i ługańskiego w związku z ich «specjalnym statusem» na podstawie prawa ukraińskiego”). W dalszej kolejności przedstawiciele separatystów mieliby zostać włączeni w system polityczny Ukrainy. W optymalnym dla Rosji wariancie poprzez zmianę ukraińskiej konstytucji i dopisanie do niej artykułów o powołaniu drugiej izby parlamentu – swego rodzaju bundesratu – reprezentującego Donieck i Ługańsk. Ten bundesrat miałby mieć prawo weta przy decyzjach w polityce zagranicznej. Czyli np. przy decyzji o wstąpieniu do NATO. W ten sposób Rosja odrestaurowałaby w dużej mierze wpływy w Kijowie, a jej interesy reprezentowałyby klientelistyczne ugrupowania z Donbasu. Swoistą kantonizacją Kreml mógłby osiągnąć to, co zapisał w projektach umów przesłanych do NATO i USA w połowie grudnia 2021 r. – gwarancje, że Ukraina nigdy nie zostanie przyjęta do Sojuszu Północnoatlantyckiego. W tym punkcie interesy Rosji i Francji są spójne. Paryż od aneksji Krymu wiosną 2014 r. naciska na Kijów w kwestii zmiany konstytucji w kierunku proponowanym przez Kreml. O kulisach rozmów na ten temat mówiła w rozmowie z DGP była wiceszefowa ukraińskiego parlamentu Oksana Syrojid z Samopomocy, prozachodniego i probiznesowego ugrupowania założonego przez mera Lwowa Andrija Sadowego. Jej zdaniem Francuzi nawet nie próbują ukrywać w tej sprawie intencji, są bezczelni i roszczeniowi w swoich żądaniach. Często na granicy chamstwa, które irytuje ukraińskie elity polityczne. Biorąc to pod uwagę, nie może dziwić reakcja Zełenskiego, który złośliwie pytał Macrona, czy dobrze bawił się z Putinem w Moskwie. Jeśli spojrzeć na politykę Putina wobec Kijowa od aneksji Krymu i nieudanego zajęcia wschodu i południa kraju (za sukces trudno uznać opanowanie Doniecka i Ługańska, bo cel był znacznie ambitniejszy – separatyzmem miały zostać objęte: Charków, Dniepr, czyli ówczesny Dniepropietrowsk, i Odessa), pozostaje ona bez zmian – doprowadzenie do kantonizacji Ukrainy i tym samym przejęcie nad nią kontroli. Bez zmian jest również postawa Paryża.
Macron nie ratował pokoju w Moskwie. Nie działał też w interesie Ukrainy i w imieniu świata Zachodu. Francuski prezydent pomagał Putinowi „wyciszyć problem ukraiński”. Bo Paryż – podobnie jak Berlin – postrzega Ukrainę jako źródło niestabilności i „niedopaństwo” (to termin, którego używa Putin) niegodne prawa wyboru własnej drogi rozwoju. Francja nie jest zainteresowana suwerenną Ukrainą, która podejmuje swobodne decyzje w polityce zagranicznej i nie ma na pokładzie Partii Noworosja. Francja jest zainteresowana pokojem za wszelką cenę i będzie się biła o niego do ostatniego Ukraińca. Trafnie pisał o tym w komentarzu dziennik „Kommiersant”: „Wśród liderów europejskich przywódców trwa walka o tytuł głównego sprawcy pokoju, a w przyszłości zbawcy Europy. Władimir Putin zasugerował, że rozważa na tę funkcję Emmanuela Macrona”. Najlepiej, gdyby francuskiemu prezydentowi udało się uzyskać ten tytuł przed zaplanowanymi na wiosnę wyborami.