Wartość produkcji sprzedanej polskiego przemysłu wzrosła w czerwcu o ponad 18 proc. r/r i był to czwarty miesiąc z rzędu z dwucyfrową dynamiką. I tak był słabszy niż kwiecień (44 proc.). Oczywiście to w dużej mierze efekt niskiej bazy – wszak wiosną ubiegłego roku przebiegała pod znakiem lockdownu, który właśnie w kwietniu był najgłębszy.

Nie zmienia to faktu, że tak doskonałej sytuacji w XXI w. jeszcze nie obserwowaliśmy. Produkcja przemysłowa ciągnie polską gospodarkę i to właśnie dzięki niej już w tym roku możemy nadrobić pandemiczne zaległości.
Nie po raz pierwszy okazało się, że nie czas na „gospodarkę postindustrialną” i żaden nadchodzący przełom technologiczny lub społeczny nie może zajść bez udziału przemysłu.

Tygrysy w formie

Państwom Europy Południowej nadrobienie pandemicznych strat może zająć dwa lata. W Korei Południowej właściwie nie ma już śladu po koronawirusowym kryzysie gospodarczym. Na koniec I kwartału 2021 r. jej PKB nieznacznie przebiło poziom z końca 2019 r. Dlaczego? Koreański przemysł odpowiada za 30 proc. tamtejszego PKB, czyli waży proporcjonalnie o połowę więcej niż we Włoszech, dwukrotnie więcej niż w Hiszpanii i ponad dwukrotnie więcej niż we Francji. Światowy popyt na wyroby elektroniczne koreańskich czeboli, czyli powstałych zwykle jako firmy rodzinne gigantycznych koncernów, napędza eksport, którego wartość także przebiła już poziom sprzed pandemii. W kraju tym w latach 60. XX w. forsowną (żeby nie powiedzieć: brutalną) industrializację kraju przeprowadzała autorytarna junta gen. Parka Chung-hee. Od tamtej pory Korea się zliberalizowała, jednak zaawansowana produkcja pozostaje znakiem rozpoznawczym tego niewiele większego przecież od Polski kraju.
Światowym liderem wzrostu obecnie jest jednak Tajwan. Wyspa w zeszłym roku praktycznie nie doświadczyła recesji – nie licząc pojedynczych miesięcy – i jej PKB wzrósł o niemal 4 proc. W tym roku sięga 9 proc. Przemysł na Tajwanie waży jeszcze więcej niż w Korei – odpowiada za ponad jedną trzecią PKB – a tamtejsi producenci nie nadążają z realizacją zamówień, co zresztą jest jedną z głównych barier podażowych postpandemicznej gospodarki świata. Tajwan niemal zmonopolizował wytwórstwo półprzewodników niezbędnych do produkcji elektroniki oraz samochodów. Nic więc dziwnego, że klienci ustawiają się po nie w kolejce. Niemiecki minister gospodarki Peter Altmeier osobiście interweniował u swojego tajwańskiego odpowiednika, by ten skłonił firmę TSMC do zwiększenia produkcji chipów.
Tradycyjnie bardzo szybko rozwija się „fabryka świata”. W Państwie Środka przemysł odpowiada za niemal jedną trzecią PKB, a tamtejsze firmy już dawno przestały być wytwórcami taniochy. Jeden z czołowych producentów chińskiej elektroniki był właśnie głównym sponsorem zakończonych niedawno piłkarskich mistrzostw Europy.
Chiny zaliczyły mocny spadek PKB na początku 2020 r., co zdarzyło się pierwszy raz od czterech dekad, jednak na koniec grudnia zanotowały już 6-proc. wzrost, a w tym roku rosną o niecałe 8 proc. Wartość eksportu nie tylko przebiła poziom sprzed pandemii, lecz także jest obecnie najwyższa w historii.
Polityka rozwojowa Państwa Środka w wielu aspektach przypomina tę z Korei i Tajwanu – opiera się na forsownej, szeroko subsydiowanej przez państwo industrializacji. Połączenie gospodarki planowej z rynkiem we wszystkich trzech wymienionych krajach przyniosło – i nadal przynosi – zadziwiające efekty.
Doskonałe wyniki tych trzech azjatyckich państw dowodzą, że dzięki rozwiniętej bazie przemysłowej można się szybko i sprawnie wykaraskać nawet z najcięższego kryzysu. Łączy je ogromny udział przemysłu w PKB (ok. 1/3), co stawia je w ścisłej światowej czołówce. Oczywiście można tu poczynić dwie uzasadnione uwagi. Po pierwsze, skutki społeczne pandemii w Azji Wschodniej były mniejsze niż chociażby w Europie (szczególnie w Korei i na Tajwanie, które skutecznie ochroniły ludność przed wirusem, więc ich pozycja startowa jest lepsza). Po drugie, mało kto chciałby przeżyć industrializację w azjatyckim stylu: brutalną i nieprzesadnie demokratyczną, a w Chinach po prostu autorytarną. Jeśli jednak spojrzymy na Europę, to okaże się, że i tu w najlepszej kondycji są gospodarki w dużej mierze oparte na przemyśle.

Fabryka znad Wisły

Pandemia uderzyła w Europę Środkową z ogromną mocą, a jednak gospodarki naszego regionu są w zaskakująco dobrej formie. Szczególnie Węgry, Rumunia i Słowenia. W 2020 r. recesja w tych trzech państwach wyniosła 4–5 proc. – była więc płytsza niż w całej Unii (6 proc.). PKB w UE spadł w I kwartale 2021 r. o 0,1 proc., a w Rumunii wzrósł o niemal 3 proc., na Węgrzech o 2 proc., a w Słowenii o niemal 1,5 proc. Co łączy te państwa? Oczywiście bardzo wysoki udział przemysłu w PKB – przynajmniej na tle Europy. Na Węgrzech i w Rumunii sięga jednej czwartej, a w Słowenii 27 proc. Tamtejsza produkcja przemysłowa jest w doskonałej kondycji – według Eurostatu w maju jej wartość w Słowenii była wyższa o ponad jedną czwartą niż w 2015 r. Na Węgrzech o ponad jedną piątą.
Przemysł ratuje także polską gospodarkę. Wbrew powszechnemu przekonaniu ma się nad Wisłą całkiem nieźle. Odpowiada za 25,1 proc. naszego PKB, czyli o ponad jedną czwartą więcej niż średnio w UE, gdzie wytwarza 19 proc. produktu krajowego. Nasz wynik jest czwartym najwyższym w Unii. Jesteśmy więc jedną z najbardziej uprzemysłowionych gospodarek Europy, dzięki czemu przez pandemiczny kryzys udało nam się przetrwać w zaskakująco dobrej formie. Oczywiście pod względem ekonomicznym, nie zdrowotnym.
W 2020 r. zanotowaliśmy jedną z najpłytszych recesji w UE (2,7 proc.), a w tym wróciliśmy już na ścieżkę wzrostu. Nasz PKB w pierwszych trzech miesiącach 2021 r. wzrósł o 1,1 proc. kwartał do kwartału (rok do roku mamy jeszcze niewielki spadek). To zasługa przede wszystkim produkcji przemysłowej, która – w porównaniu do poziomu z 2015 r. – na koniec marca wynosiła aż 134 proc., a w maju jeszcze wzrosła do 136 proc. W całej UE jedynie Litwa zanotowała wyższy wzrost, licząc od połowy ubiegłej dekady (140 proc.).

Pandemiczna specyfika

Tak więc państwa, których gospodarki czerpią znaczną wartość dodaną z przemysłu, stosunkowo najlepiej wychodzą z pandemicznej zapaści. I nie jest to jedynie azjatycka specyfika – dotyczy to także krajów członkowskich UE, które koronawirus ciężko doświadczył. Oczywiście obecny kryzys jest specyficzny. Nie spowodowało go załamanie koniunktury, tylko administracyjne zamrożenie życia społecznego. Wydatki zwykle przeznaczane na tzw. konsumpcję społeczną – podróże, udział w wydarzeniach masowych, wyjścia do kina lub pubu – siłą rzeczy zostały częściowo przerzucone na dobra konsumpcyjne, a częściowo zaoszczędzone. Część powstałych w wyniku lockdownów nadwyżek finansowych obywatele Europy przeznaczyli na remonty mieszkań, a także wymianę mebli czy sprzętu AGD. Tak się szczęśliwie złożyło, że wszystko to akurat produkujemy. Wydawali też na inne produkty przemysłu, np. elektronikę. Można wręcz powiedzieć, że w czasie pandemii przedsiębiorstwa z tego sektora były w uprzywilejowanej pozycji, nic więc dziwnego, że państwa z potężną bazą przemysłową pozbierały się najszybciej.
Sam fakt, że mało kto zdecydował się podczas pandemii na zamknięcie produkcji (a jeśli już, to na krótko), dowodzi niezbicie roli przemysłu, którą dostrzegają rządzący państwami rozwiniętymi. Dużą część usług można zamknąć na wiele miesięcy i porządek społeczny się od tego nie zawali, choć oczywiście wiąże się to z osobistymi dramatami drobnych przedsiębiorców. Produkcja przemysłowa stanowi natomiast fundament gospodarki, nadal dostarczając jej niezbędnej infrastruktury materialnej – także usługom. Samo przejście w tryb zdalny pracowników czy szkół wymagało uzbrojenia się w dobra produkowane przez fabryki. Według raportu „Global Consumer Electronics Market” w 2020 r. przychody ze sprzedaży komputerów i tabletów wzrosły o 17 proc.
Okazuje się więc, że w epoce cyfrowej znaczenie rzeczy materialnych wcale nie maleje. Choć spadek udziału przemysłu w PKB na Zachodzie w ostatnich dziesięcioleciach faktycznie nastąpił – przykładowo w Wielkiej Brytanii z 37 proc. w latach 50. XX w. do 13 proc. obecnie. Według ekonomisty Ha-Joon Changa to efekt szybkiego wzrostu produktywności w przemyśle – a więc też relatywnego spadku cen, za którym nie nadąża wzrost produktywności w usługach. Inaczej mówiąc, korzystamy z wytworów przemysłu w większym stopniu niż dekady temu, ale wydajemy na nie mniejszą część dochodów. Poza tym część produkcji została przeniesiona w inne miejsca, więc trafia do krajów rozwiniętych jako import.
Nadchodzące lata niczego w tym względzie nie zmienią. Sprostanie transformacji energetycznej czy budowa internetu rzeczy wymagać będzie materialnej infrastruktury, która będzie to wszystko obsługiwać. Przyszła konkurencyjność gospodarek będzie więc zależeć w ogromnym stopniu od ich potencjału przemysłowego. Jak na razie nasz potencjał jest bardzo przyzwoity i właśnie dlatego z pandemii gospodarczo wychodzimy w całkiem dobrej formie.