Polskie apele dotyczące reparacji wojennych lub choćby rekompensaty za utracone mienie niezmiennie są ucinane przez Berlin, który uważa sprawę za zamkniętą. To nie dziwi, bo precedens oznaczałby kolejne roszczenia za zagrabione lub zniszczone dobra. A zważywszy na to, z jakim rozmachem III Rzesza eksploatowała podbite kraje, byłyby to sumy trudne do wyobrażenia.

Gospodarka, nazistowski głupcze

„Heroizm, jakość uzbrojenia i armii oraz decyzje strategiczne i taktyczne mogą wygrywać bitwy, ale takie czynniki nie były decydujące w długich wojnach, do których dochodziło między wysoko rozwiniętymi krajami uprzemysłowionymi w XX w.” – podkreślają w monografii „Okupowane gospodarki. Historia gospodarcza Europy okupowanej przez nazistów 1939–1945” Hein Klemann i Siergiej Kudriaszow. „Jeśli wróg przetrwał pierwszą bitwę i doszedł do siebie po ataku z zaskoczenia, wtedy moce produkcyjne stawały się decydujące” – dodają.

Tymczasem Niemcy pod rządami Hitlera, choć od połowy lat 30. cały przemysł przestawiły na tryby wojenne, pozostawały gospodarką średniej wielkości. W 1939 r., już po anektowaniu Austrii i wchłonięciu Czech, PKB III Rzeszy wynosił ok. 400 mld dol. Dla porównania tylko USA – ok. 950 mld. Przy czym, aby zrealizować plan ekspansji, Hitler musiał znaleźć sposób, by jego kraj pokonał potencjały ekonomiczne Wielkiej Brytanii, ZSRR oraz USA wraz z ich pomniejszymi sojusznikami. Czyli koalicję dysponującą PKB wynoszącym ok. 1,7 bln dol.

Tymczasem po swojej stronie Führer miał słabe Włochy i niewiele znaczące państwa Europy Środkowej oraz po drugiej stronie Azji osamotnioną, odciętą od surowców Japonię. Kiedy w 1942 r. pod Stalingradem rozstrzygał się wynik II wojny światowej, Amerykanie potrafili tak zwiększyć produkcję zbrojeniową, iż ich PKB wyniósł 1,2 bln dol. Było to dwa razy więcej niż gospodarki wszystkich krajów Osi razem wziętych. Zatem stawało się jasne, kto długotrwałą wojnę wygra. Jednak Hitler i jego otoczenie odmawiali przyjęcia tych faktów do wiadomości. Jak piszą Klemann i Kudriaszow, nastąpił Krisenverdrängung, wypieranie lub też zaprzeczanie kryzysowi. „Po prostu stali się ślepi wobec faktów i mieli nadzieję na dokonanie cudów przez intensyfikację produkcji wojennej, co tłumaczy, dlaczego odmawiali poddania się” – uważają autorzy „Okupowanych gospodarek”.

Pracownik własnością okupanta

Minister uzbrojenia i amunicji Rzeszy Fritz Todt po przybyciu do Kwatery Głównej Hitlera w Prusach Wschodnich 7 lutego 1942 r. konferował z Führerem przez kilka godzin. Spotkanie zakończyli rozmową w cztery oczy, po czym według relacji świadków rozstali się wzburzeni. „Dysponujący doskonałym rozeznaniem co do możliwości ekonomicznych aliantów Todt stał na stanowisku, że wojna jest już przegrana. Należał do osób, które nie kryły się z tym poglądem i optował za podjęciem negocjacji” – pisze w opracowaniu „Organizacja Todta” Wojciech Kwieciński.

Następnego dnia, 8 lutego, człowiek, który de facto kierował niemiecką gospodarką wojenną, już nie żył. Jego samolot tuż po starcie spadł na ziemię. Pojawiły się wtedy przypuszczenia, iż w ten sposób Hitler i Göring pozbyli się bardzo kompetentnego, ale jednocześnie niewygodnego defetysty. Miejsce Todta zajął Albert Speer, jego bliski współpracownik. „Speer, człowiek zdolny i obojętny na dobra materialne, wkrótce okazał się doskonałym organizatorem: powierzano mu jedno zadanie za drugim, aż wreszcie stał się istotnym dyktatorem całego niemieckiego przemysłu wojennego” – relacjonuje Alan Bullock w dziele „Hitler. Studium tyranii”.

Pod okiem Speera Niemcy maksymalizowały eksploatowanie podbitych krajów i ich zasobów. A te na pierwszy rzut oka prezentowały się imponująco. W tym czasie samą Europę Środkowo-Wschodnią, którą okupowali (włącznie z zajętymi terenami ZSRR), zamieszkiwało ok. 104 mln ludzi. Obszar ten generował PKB wart ok. 224 mld dol. Z kolei podporządkowana III Rzeszy Europa Zachodnia od Francji po Norwegię liczyła 65 mln mieszkańców, a jej PKB wynosił ok. 302 mld dol. „Regiony Europy Wschodniej i Południowo-Wschodniej były zacofane, Europa Zachodnia była nowoczesna, podczas gdy Europa Środkowa i Grecja były gdzieś pomiędzy. Dlatego z niemieckiego punktu widzenia racjonalnie było rekwirować produkcję krajów zachodnich i wycofywać siłę roboczą, maszyny i surowce z Europy Wschodniej i Bałkanów, by znaleźć im bardziej efektywne zastosowanie gdzie indziej” – tłumaczą Klemann i Kudriaszow.

Znakomicie to współgrało z teoriami rasowymi głoszonymi przez Hitlera, w które ślepo wierzyli jego podkomendni. Narody Europy Środkowej i Wschodniej uznawano za gorsze rasy, zdatne do niewolniczej pracy, a w przyszłości ich ziemie miały zostać skolonizowane przez niemieckich osadników. Zatem do końca wojny ponad 9 mln ludzi z tych obszarów, w tym ok. 3 mln Polaków, trafiło do III Rzeszy lub podbitych przez nią krajów na roboty przymusowe.

Niewolnicy lepszego sortu

„W lipcu 1944 r. – w szczytowym okresie produkcji zbrojeniowej – ponad 5,7 mln cudzoziemskich robotników cywilnych, przeszło 1,9 mln jeńców wojennych oraz ok. 400 tys. więźniów obozów koncentracyjnych stanowiło niespełna 26 proc. wszystkich robotników i pracowników zatrudnionych w Rzeszy” – opisuje w monografii „Praca przymusowa pod znakiem swastyki” Mark Spoerer. Mimo to wojna zgodnie z przewidywaniem Todta zmierzała w stronę klęski. To powodowało, że na miejsce niemieckich robotników powołanych do armii zaczęto rekrutować pracowników w Europie Zachodniej. Ściągnięto ich do Niemiec ok. 2,5 mln, w tym ponad milion Francuzów.

Odbywało się to w o wiele bardziej cywilizowany sposób niż w Europie Wschodniej. „Holenderski robotnik cywilny przyjeżdża jako ochotnik do Niemiec, jednak szybko stwierdza, że rzeczywistość odbiega od zapewnień niemieckich werbowników i chce wrócić do domu przed terminem wygaśnięcia umowy, ale byłoby to potraktowane jako «zerwanie umowy o pracę». Jakkolwiek nie jest pilnowany, to w przypadku ucieczki i ujęcia ryzykuje skierowanie do jednego z osławionych reedukacyjnych obozów pracy (Arbeitserziehungslager – AEL) i ponadto musi liczyć się z represjami niemieckich władz okupacyjnych względem mieszkającej w Holandii rodziny” – pisze Spoerer.

Zatem wobec ludzi z Zachodu Niemcy nie byli nadmiernie brutalni, znacznie gorzej traktowali uznawanych za gorszych rasowo Słowian. Niewolnicy lepszego sort mieli wybór, czy wolą pracować, czy zostać przykładnie ukarani za zerwanie umowy. Acz ta, po upłynięciu terminu kontraktu, zamieniała się automatycznie w umowę bezterminową. Takie działania niosły ze sobą niekorzystny dla Niemiec skutek. Wraz z odpływem siły roboczej z okupowanych państw Europy Zachodniej, spadała tam produkcja przemysłowa. Teoretycznie z naddatkiem miał to rekompensować wzrost osiągany w samych Niemczech. I tak przez moment było – choć Armia Czerwona stała już pod Warszawą, alianci zachodni wylądowali w Normandii, to w lipcu i sierpniu 1944 r. niemiecki przemysł wytworzył najwięcej sprzętu wojskowego i amunicji od początku wojny.

Ale choć Speer dokonywał organizacyjnych cudów, to Todt miał rację. W tych samych miesiącach produkcja zbrojeniowa USA, Wielkiej Brytanii i ZSRR była według różnych szacunków od sześciu do nawet ośmiu razy większa. Do pewnego stopnia stało się tak na życzenie samych Niemców.

Sztuka grabienia

„Okupowana Europa wniosła 93,6 mld marek niemieckich (RM) do niemieckiego wysiłku wojennego. Jeśli doliczyć wartość nieodpłatnych łupów i pracy przymusowej, suma ta wzrasta do 118,2 mld marek, czyli 28,6 proc. kosztów niemieckiego wysiłku wojennego” – wylicza w opracowaniu „Exploitation and destruction in Nazi-occupied Europe” Hein Klemann. „W 1938 r. gospodarki wszystkich okupowanych krajów europejskich były mniej więcej dwukrotnie większe niż gospodarka niemiecka; same gospodarki zachodnioeuropejskie były niemal tak samo duże (86 proc.). Powyższe 28,6 proc. pokazuje, że Niemcy nie potrafiły wykorzystać swojego imperium w takim samym stopniu, jak gospodarka metropolitalna. Gdyby wyzysk był proporcjonalny do wielkości, same zachodnie terytoria okupowane powinny dostarczyć ok. 40 proc. wszystkiego, czego Niemcy potrzebowały do prowadzenia wojny” – dodaje.

Faktycznie, porównanie choćby z Wielką Brytanią i tym, jak jej wysiłek wojenny wspierały kolonie, wypada bardzo na niekorzyść Berlina. Wynikało to z prostej zależności. Niemcy zamiast skupić się na racjonalnym gospodarowaniu podbitym państwem, by za pomocą zdobytych zasobów wygrać wojnę, koncentrowali się przede wszystkim na prymitywnym rabowaniu. Znakomicie było to widać zaraz po podbiciu zachodniej części Polski w 1939 r. (wschodnią pakt Ribbentrop-Mołotow oddawał ZSRR).

„Przez pierwsze sześć miesięcy tysiące ton przemysłowych olejów i tłuszczów, tkanin, metali szlachetnych i złomu, setki tysięcy ton gumy, celulozy, papieru, tytoniu i korka, miliony ton chemikaliów i ich prekursorów zostało wywiezionych z kraju” – opisują autorzy „Okupowanych gospodarek”. Zatem zbudowany w czasach II RP potencjał przemysłowy, poza wcielonym do Rzeszy Górnym Śląskiem, został zdewastowany. „Pokazuje to, że w Generalnym Gubernatorstwie rabunek był tak naprawdę jedyną polityką gospodarczą” – podkreślają Klemann i Kudriaszow.

Podobnie, po uderzeniu w czerwcu 1941 r. na ZSRR, postępowano wszędzie tam, gdzie udało się dotrzeć niemieckim żołnierzom. Rabunkom towarzyszyły mordowanie cywili i sukcesywna eksterminacja ludności żydowskiej. Prymat obłąkańczej ideologii nazistowskiej nad pragmatyzmem sprawił, że pozbywano się milionów rąk do pracy przy jednocześnie ich olbrzymim deficycie nie tylko w Niemczech. Już w 1941 r. w całej Europie Zachodniej odnotowano pełne zatrudnienie, co stanowiło nowość po dekadzie zmagania się z wielomilionowym bezrobociem. Potrzeby wojenne sprawiały, że każdy, kto chciał pracować, bez trudu znajdował zajęcie. Kiedy zaś rozpoczął się tam werbunek robotników do fabryk w Rzeszy, to we Francji i Holandii odnotowano brak rąk do pracy. Pomimo to Niemcy w Europie Wschodniej nadal mordowali jak opętani.

W tym szaleństwie Klemann i Kudriaszow odnajdują charakterystyczną dla nazistów logikę. „Ponieważ prawie cały przemysł na terenach okupowanych został ewakuowany lub zniszczony, do eksploatacji pozostało tylko rolnictwo” – piszą. Zatem mordowania i głodzenia na śmierć milionów ludzi nie postrzegano w Berlinie jako marnotrawstwa zasobów. „Ludzie ci w przeciwnym wypadku zjadaliby zapasy cennej żywności bez wyprodukowania czegokolwiek przydatnego dla niemieckiego wysiłku wojennego” – podkreślają Klemann i Kudriaszow.

Na Zachodzie bez zmian

„Berlinowi nie udało się w szczególności wykorzystać wkładu Francji, która wniosła zaledwie 955 RM (marek niemieckich – red.) na mieszkańca, w porównaniu z Holendrami (1667 RM) i Norwegami (2379 RM) (do kosztów niemieckiego wysiłku wojennego – red.)” – podkreśla Klemann. W niewielkim stopniu wypłynęły na to ruch oporu i akcje sabotażowe. Najskuteczniejszymi sabotażystami okazywali się sami okupanci.

Wojskowy gubernator Francji, gen. Otto von Stülpnagel w rozkazie z sierpnia 1940 r. nakazywał: „Jest naszym obowiązkiem zabierać dobra z okupowanej Francji i wysyłać je do Rzeszy”. Zatem skonfiskowano ok. 15 proc. urządzeń fabrycznych oraz 25 proc. dostępnych surowców strategicznych. Potem Berlin ograniczył apetyt, dochodząc do wniosku, iż wykorzystanie na miejscu zdobytego potencjału przemysłowego okaże się efektywniejsze. Zwłaszcza przy rosnącym braku rąk do pracy. Jednak rabunki i towarzyszący im chaos załamały produkcję przemysłową we wszystkich podbitych krajach Europy Zachodniej. Potem pozwolono, aby lokalni fabrykanci wrócili do prowadzenia biznesu. Zaczęto też składać u nich zamówienia, acz płacąc za wyroby wekslami o wątpliwej wartości.

Konkurujący ze sobą o władzę nad produkcją zbrojeniową Göring i Todt nie stworzyli jednolitego systemu wykorzystywania potencjału ekonomicznego okupowanych krajów. Zamiast tego trwała doraźna improwizacja. Dopiero Speer zastąpił ją gospodarką totalną. Jednym z jej kluczowych elementów stały się od czerwca 1942 r. państwowe biura zakupów, obejmujące Francję, Holandię i Belgię. Zatem np. Niemieckie Biuro Zakupów Francja systematycznie kontrolowało francuskie firmy, aby mieć informacje o tym, co wytwarzają i jakie są ich moce produkcyjne. Następnie biuro składało w nich konkretne zamówienia, wymagając jak najszybszej realizacji. „Odmowa oznaczała utratę władzy przez zarząd, a do przedsiębiorstwa zostałby wprowadzony nadzorca” – wyjaśniają Klemann i Kudriaszow.

Kolejnym krokiem było likwidowanie firm, które nie produkowały niczego na potrzeby III Rzeszy. Aby ich zdolności wytwórcze przejmował niemiecki przemysł zbrojeniowy. Na dokładkę z powodu nasilającego się głodu surowców francuski i belgijski węgiel oraz rudę żelaza masowo wywożono do Niemiec. Podobnie postępowano z wszystkim innym, co okazywało się niezbędne dla zbrojeniówki.

Zatem fabryki w krajach okupowanych pozostawały bez surowców i paliwa. Tego problemu Speer nie potrafił rozwiązać. Gdy zaś w 1944 r. Armia Czerwona szybko zbliżała się do granicy III Rzeszy, a na zachodzie otwarto drugi front, cała jego strategia legła w gruzach. Rozpoczął się demontaż wszystkiego, co tylko się dało, i wywóz w głąb Niemiec. Towarzyszył temu paniczny rabunek okupowanych jeszcze terytoriów. Na krótką metę dało to latem 1944 r. szczyt produkcji zbrojeniowej. Ale po nim mogło przyjść już tylko załamanie. Alianckie bombowce równały z ziemią niemieckie ośrodki przemysłowe, a zdobywanie niezbędnych surowców przychodziło z coraz większym trudem.

Wojnę Hitler przegrał już trzy lata wcześniej i ograbienie przez Niemców niemal całej Europy tego nie zmieniło. Ale mocno przedłużyło czas trwania koszmaru. ©Ⓟ