Najstarszy program rentowo-emerytalny przestał istnieć po 155 latach 31 maja 2020 r. wraz ze śmiercią jego ostatniej beneficjentki, urodzonej w 1930 r. Irene Triplett. Z Departamentu Spraw Weteranów (DVA) na jej konto wpływało co miesiąc 73,13 dol. Prawo do świadczenia uzyskała za sprawą ojca Mose’a Tripletta, który w 1863 r., po bitwie pod Gettysburgiem, zdezerterował z wojsk Konfederacji i przeszedł na stronę Unii. Dzięki temu nabył prawo do renty przysługującej weteranom wojny secesyjnej. Objęto nim również małżonki i dzieci z niepełnosprawnością. W 1924 r., po śmierci żony, dobiegający osiemdziesiątki Mose ożenił się po raz drugi. Szczęśliwą wybranką była 34-letnia Elida Hall. Gdy na świat przyszła Irene, jej ojciec miał 83 lata. Opisując jej historię w maju 2014 r., dziennik „Wall Street” informował, że duża różnica wieku w małżeństwach żołnierzy wojny secesyjnej nie była rzadkością. „Wiele związków małżeńskich zostało zawartych w okresie Wielkiego Kryzysu, gdy emerytury weteranów zapewniały stabilne bezpieczeństwo finansowe” – pisał dziennik. Według badacza wojny secesyjnej Jaya Hoara około jedna trzecia żon była pielęgniarkami. Dzięki świadczeniu Irene, osoba z niepełnosprawnością intelektualną, mogła spędzić większość życia w domach opieki.

Wdowy z wymaganiami

Początkowo renta miała być wypłacana jedynie ciężko rannym weteranom. Tak zapisano w ustawie przyjętej przez Kongres 14 lipca 1862 r. Świadczeniem objęto też małżonki inwalidów wojennych i wdowy po poległych. W czerwcu 1890 r. parlamentarzyści rozszerzyli prawo świadczenia na ludzi, którzy z powodu wieku lub stanu zdrowia utracili zdolność do pracy. Musieli udokumentować odsłużenie minimum 90 dni w armii Unii podczas wojny secesyjnej i honorowe zwolnienie ze służby. Dezercja wykluczała prawo do renty.

W kolejnych latach ustawodawcy okazywali coraz większą hojność. W lutym 1907 r. Kongres ustalił, że po ukończeniu 62 lat weterani otrzymają emeryturę w wysokości 12 dol. miesięcznie. Po siedemdziesiątych urodzinach wzrastała ona do 15 dol. Zagwarantowano też dożywotnie wypłaty wdowom po byłych żołnierzach i dzieciom z niepełnosprawnością. System, który miał nagrodzić uczestników wojny secesyjnej za poświęcenie, z czasem ewoluował w stronę powszechnego ubezpieczenia emerytalno-rentowego.

„Program był hojny zarówno pod względem wysokości, jak i zakresu świadczeń. Średnia renta wypłacana weteranom Unii w latach 1866–1912 stanowiła ok. 30 proc. dochodów niewykwalifikowanego robotnika, czyli była równie szczodra jak dzisiejsze świadczenia emerytalne z Social Security (systemu ubezpieczeń społecznych – red.)” – informuje w pracy „The Evolution of Retirement: An American Economic History, 1880–1990” Dora L. Costa.
„W 1866 r. liczba beneficjentów wyniosła nieco ponad 100 tys., a ich rekordową liczbę – niemal 1 mln – odnotowano w 1902 r. W 1900 r. 21 proc. białych mężczyzn w wieku 55 lat i starszych znajdowało się na listach emerytalnych” – dodaje. Na początku XX w. aż 30 proc. wydatków z budżetu federalnego USA stanowiły świadczenia weteranów.

Co ciekawe, wdowy po weteranach nie paliły się do ponownego zamążpójścia – z racji posiadanej poduszki finansowej miały wysokie oczekiwania wobec potencjalnych kandydatów na partnerów. O ile przeciętna Amerykanka ponownie stawała na ślubnym kobiercu po 4,7 roku od śmierci pierwszego męża, one czekały z tym prawie osiem lat. „Wypłata renty obniżyła prawdopodobieństwo zawarcia kolejnego małżeństwa o 25 proc.” – podkreśla Laura Salisbury w artykule „Women’s Income and Marriage Markets in the United States: Evidence from the Civil War Pension”.

Jednak to nie Stany Zjednoczone zostały ojczyzną państwa opiekuńczego, lecz jeszcze bardziej doświadczona potwornymi wojnami Europa.

Powojenne zagubienie

Gdy po reformach Otto von Bismarcka w kolejnych państwach rodził się powszechny system emerytalny, nadciągnęła I wojna światowa. Mocarstwa przejęły kontrolę nad najważniejszymi gałęziami gospodarki. Dla robotników we Francji, w Wielkiej Brytanii i Niemczech oznaczało to poprawę warunków pracy. Brytyjski rząd, który w 1917 r. wziął w zarząd wszystkie kopalnie węgla, od razu zapewnił podwyżki płac ponad milionowi zatrudnionych w nich wówczas górnikom. Lampy naftowe zastąpiono elektrycznymi, co przyczyniło się do poprawy bezpieczeństwa. Poprawa standardu pracy i życia zachodziła w każdej branży, w której do relacji pracodawca – pracownik wkroczyło państwo. Miało to zagwarantować wzrost produkcji i społeczny spokój.

Partie socjalistyczne zdobyły zaufanie rzesz nowych wyborców dzięki zachowaniu lojalności wobec ojczyzn. We Francji i w Anglii weszły one do gabinetów wojennych. Pod wpływem komunistycznego puczu w Rosji i krwawej rozprawy z przeciwnikami rewolucji na Zachodzie coraz więcej uwagi poświęcano kwestiom socjalnym. W 1924 r. Partia Pracy po raz pierwszy sformowała rząd (choć mniejszościowy) z Ramsayem MacDonaldem na czele. Przetrwał on tylko siedem miesięcy. Wprawdzie przedterminowe wybory wygrali konserwatyści, ale nowy premier Stanley Baldwin zaczął działać niczym rasowy socjalista. Gdy z powodu spadku cen węgla właściciele kopalń obniżyli płace i wydłużyli dzień pracy, związki zawodowe zagroziły strajkiem. Aby nie dopuścić do buntu, rząd przez dziewięć miesięcy subsydiował płace z budżetu. Gdy w maju 1926 r. skończyły się pieniądze, strajk górników sparaliżował przemysł wydobywczy prawie na rok. Brytyjczycy utracili sporą część rynku, a był to dopiero przedsmak trudności, które przyniósł Wielki Kryzys. Bezrobocie w Wielkiej Brytanii dotknęło 3 mln osób, a ok. 8 mln ludzi żyło w nędzy. W Niemczech było jeszcze gorzej: 6 mln bezrobotnych. To wówczas rozpoczęły się pielgrzymki intelektualistów do Związku Radzieckiego, który rzekomo jako jedyny kraj oparł się światowemu załamaniu. Sławy takie jak irlandzki dramaturg George Bernard Shaw czy francuski pisarz Romain Rolland wracały zachwycone. W sierpniu 1931 r. Shaw na łamach dziennika „The Times” pisał: „Rosja jest tym, co nazywamy wielkim krajem, prowadzi wspaniały eksperyment”. W jego ocenie komuniści zapewnili ludziom godziwe warunki życia. Laureat literackiego Nobla pozostał głuchy na informacje o masowych zbrodniach popełnianych przez Józefa Stalina podczas budowy sowieckiego społeczeństwa. Shaw i inni intelektualiści starali się nie widzieć tragicznej sytuacji mieszkańców ZSRR – interesowała ich tylko nędza Zachodu. „Rosja jest dla całego świata przykładem zdecydowanej wyższości socjalizmu nad kapitalizmem pod względem ekonomicznym, społecznym i politycznym” – napisał w grudniu 1937 r. Shaw.

Narodziny państwa opiekuńczego

Wielki Kryzys przyniósł zmiany, które zaledwie dekadę wcześniej wydawały się niewyobrażalne. W USA Franklin D. Roosevelt namówił Kongres do ustanowienia powszechnego systemu ubezpieczeń społecznych. Chodziło mu również o odebranie głosów marzącemu o prezydenturze socjalistycznemu gubernatorowi Luizjany Hueyowi Longowi. Na mocy przyjętego w sierpniu 1935 r. Social Security Act każdy dorosły Amerykanin otrzymał kartę z Social Security Number (numerem ubezpieczeniowym), gwarantującą dostęp do świadczeń i osobiste konto. Pracodawcy i pracownicy odprowadzali na nie składki emerytalne. Ponieważ renty weteranów okazały się ogromnym obciążeniem dla budżetu, zadecydowano o przesunięciu wydatków na emerytury do osobnej puli pod nadzorem specjalnie powołanej Social Security Administration.

W Europie Wielki Kryzys wiązał się powrotem do władzy Partii Pracy, której przywódca Ramsay MacDonald sprawował urząd premiera do 1935 r. We Francji zjednoczona we Froncie Ludowym lewica pod przywództwem Leona Bluma objęła rządy w 1936 r. W obu krajach władze musiały się mierzyć z fałszywym obrazem życia w Związku Radzieckim i III Rzeszy, który kreślili zaczadzeni komunizmem lub faszyzmem intelektualiści.

Pomimo kryzysu zachodni socjaliści realizowali swój program wyborczy. Rząd Bluma dał Francuzom 40-godzinny tydzień pracy (skracając go z 48-godzinnego) bez obniżki wynagrodzeń, płatne urlopy i układy zbiorowe. „Komuniści oczywiście chcieli iść dużo dalej w polityce socjalnej niż socjaliści, a radykałowie, partia nader lewicowa w sferze polityki, byli przywiązani do ekonomicznego liberalizmu. Rozbiło to Front Ludowy (…)” – pisze w opracowaniu „Francja w świecie XX w.” Jan Baszkiewicz. „Jednakże Front Ludowy nie minął bez śladu, impuls, jaki jego rządy dały polityce i postawom ludzkim (zgoła innym u warstw ludowych, a innym wśród zamożnych posiadaczy), okazał się bardzo silny” – dodaje.

Duży wpływ na politykę wywarła wydana w 1936 r. „Ogólna teoria zatrudnienia, procentu i pieniądza” Johna M. Keynesa. Sławny ekonomista dowodził, że nędza niższych warstw społeczeństwa podważa stabilność państw i prowadzi do wojen lub rewolucji. Postulował odejście od ortodoksyjnego kapitalizmu na rzecz systemu troszczącego się o każdego obywatela.

Impulsem do wcielenia idei państwa opiekuńczego w życie okazała się II wojna światowa, która w sferze społeczno-ekonomicznej wywołała falę egalitarnych nastrojów. W listopadzie 1942 r. brytyjski ekonomista William H. Beveridge przygotował opracowanie postulujące zapewnienie przez państwo ochrony przed bezrobociem i biedą wszystkim obywatelom. Dwa lata później minister żywności Frederick Marquis przedstawił parlamentowi „White Paper on Social Insurance” (Białą księgę bezpieczeństwa socjalnego). Dokument ten dostosowywał postulaty Beveridge’a do możliwości ekonomicznych kraju. To, co rozpoczęli konserwatyści, z rozmachem zaczęła realizować Partia Pracy, gdy w lipcu 1945 r. wygrała wybory. Laburzyści łączyli idee państwa opiekuńczego z centralnym zarządzaniem. Premier Clement Attlee znacjonalizował Bank Anglii, kopalnie węgla, firmy energetyczne, kolej i linie lotnicze. Podmioty te wytwarzały ok. 20 proc. PKB Zjednoczonego Królestwa. Konserwatyści niespecjalnie protestowali.

Pracownicy z profitami

Brytyjskie reformy szybko podchwycili Francuzi. Znacjonalizowano przemysł lotniczy, kopalnie węgla, koncern samochodowy Renault, towarzystwa ubezpieczeniowe, Bank Francji i kilka innych instytucji finansowych. Podobnie działały rządy we Włoszech, choć kluczową siłą polityczną stali się tam nie socjaliści, lecz chadecy pod przywództwem Alcide de Gasperiego. Za jego rządów upaństwowiono huty i przemysł stoczniowy.

Jednak drogę do wzorcowego państwa opiekuńczego wytyczyli Niemcy. Kanclerz Konrad Adenauer i jego minister gospodarki Ludwig Erhard nie ulegli fascynacji sowieckim systemem zarządzania gospodarką. Wypracowali własny model, który miał zapewnić obywatelom bezpieczeństwo socjalne, a jednocześnie pozostawić im jak największą dozę wolności ekonomicznej. W projekcie pomogli Amerykanie i Brytyjczycy, którzy zmusili władze w Bonn do zaakceptowania istnienia silnych związków zawodowych. W zamyśle Waszyngtonu i Londynu była to – oprócz federalizacji – kolejna gwarancja słabej pozycji zachodnioniemieckiego rządu. Federacja Niemieckich Związków Zawodowych (DGB) otrzymała olbrzymie przywileje. Na początku 1950 r. przewodniczący DGB Johann „Hans” Böckler był obok Erharda najbliższym współpracownikiem Adenauera. Razem przeforsowali w Bundestagu tzw. ustawodawstwo partnerskie, zakładające współdziałanie światów pracy i kapitału. Przywódcy organizacji związkowych stawali się członkami establishmentu, wchodząc m.in. do rad nadzorczych wielkich koncernów.

Partnerski układ zaowocował wzrostem wydajności i dyscypliny. Pracownicy mogli też liczyć na coraz większe profity. Pod koniec lat 60. rząd RFN zwiększył liczbę dni płatnego urlopu z 28 do 35. W ciągu dekady płace poszły w górę o ponad 100 proc. przy znikomej inflacji. Towarzyszyła temu eksplozja konsumpcji. Państwa opiekuńcze zadbały też o wygodne mieszkania. W latach 60. w RFN rocznie oddawano do użytku pół miliona lokali w bardzo przystępnych cenach. Ustanowiono również bezpłatne szkolnictwo powszechne, łącznie ze studiami na wyższych uczelniach. Do 1960 r. finansowaną przez sieć kas chorych opieką zdrowotną objęto wszystkich obywateli RFN. Wysokie wydatki społeczne oznaczały wysokie podatki.

Model ten mniej lub bardziej udanie naśladowała cała Europa Zachodnia. W 1967 r. państwo opiekuńcze pochłaniało w RFN 17 proc. PKB, a we Francji, Włoszech, w Szwecji, Belgii i Holandii – 15 proc. PKB. Dwie dekady później skala wydatków społecznych sięgnęła 25–30 proc. PKB. Według danych Eurostatu tak jest do dziś. Kiloński Instytut Gospodarki Światowej (IfW) szacuje, że 41 proc. wydatków publicznych Niemiec idzie na cele społeczne. W czasach zbrojeń, stagnacji i kryzysu demograficznego coraz mniej je na to stać – podobnie jak inne kraje na Starym Kontynencie. ©Ⓟ