Lat temu 90 w wydawanej przez ludowców prasie zarzucono ówczesnej władzy „brak znajomości historii”. Przybliżmy kontekst: rządzi sanacja, prześladuje opozycję, w tym Stronnictwo Ludowe. Aresztowania, strzelania, ranni i zabici – tak to wyglądało, mieszanka demokracji i stanu wojennego. Tyle dobrego, że prasa, chociaż cenzurowana, działała i podgryzała.

I tak ludowy dziennikarz podpisujący się „J. Młot” bił we władzę za to, że idzie drogą magnackiej pychy i szlacheckiego rozpasania. Już raz brak szacunku do prawa kosztował Rzeczpospolitą (nomen omen szlachecką) upadek. Teraz, czyli za sanacji, gardzi się normalnymi partiami. Ludzie łączą się, jak za I RP, w gromady klientów skupionych nie wokół programów, lecz wokół łaski: „szlachta o program nie pytała, lecz piła na koszt magnata, pochlebiała i wiwatowała”. Magnat ciągle powtarzał, jak bardzo kocha ojczyznę, ale angażował się głównie w obsadzanie urzędów i sądów własnymi ludźmi.

Historia bywa niemiła

Nie chcę epatować rwaniem szat, że niby to biadanie sprzed dekad wciąż wielce aktualne. Trochę aktualne, trochę nie, natomiast zaciekawia, że w prasie ruchu ludowego kwestie interpretacji i reinterpretacji przeszłości zajmowały tyle miejsca. Nie widać podobnego zapału w partiach dzisiejszych.

PiS Jarosława Kaczyńskiego, skądinąd świetnie historię ojczystą znający, zamknął się w formacie piosenek na patriotycznej, szkolnej akademii. Partia Donalda Tuska, nawiasem mówiąc historyka, zachowuje się tak, jakby historia Polski zaczęła się w 2015 r. Polska 2050 powiela hasło Aleksandra Kwaśniewskiego z jego pierwszej kampanii prezydenckiej: „Wybierzmy przyszłość”, a spadkobiercy Kwaśniewskiego zachowują się, jakby w ogóle żadnej historii nie mieli (11 listopada delegaci Lewicy składają wieńce pod pomnikiem socjalisty Daszyńskiego, który komuny nie dożył). Już chciałem napisać, że nawet się nie dziwię, bo przecież stalinizm, PRL, stan wojenny nie są miłe we wspominaniu. Tyle że jest inaczej. Urosło pokolenie, które można próbować kupić opowieścią o czasach spłaszczonych dochodów, państwowego budownictwa mieszkaniowego oraz prześladowania braci Kaczyńskich i Tuska.

Polityka odwrócona od przeszłości

PSL, trzeba przyznać, ma najwięcej pary. Komiks o Witosie, nowiutki Instytut im. Wincentego Witosa, „zaduszki Witosowe” w Wierzchosławicach, składanie kwiatów na grobach ofiar walk podczas strajku chłopskiego (1937 r.) – jakaś praca nad pamięcią własnego ruchu jest. Ale i w tym przypadku rozbudowanej refleksji dziejowej jest mało. Nawet autor „Ludowej historii Polski” nie jest ludowcem, a jego dzieło nie poruszyło ludowego środowiska.

Dlaczego polski świat polityczny jest odwrócony od historii? A jeżeli już się do niej zwraca, to na ogół w formacie akademii ku czci, a nie historii do przemyślenia? Płytko myślimy o przyszłości, to co się mamy męczyć z przeszłością? ©Ⓟ