Muzeum Sztuki w Łodzi wraca na mapę światowych instytucji i kultury?

Myślę, że tak. Prowadzimy program zorganizowany wokół Międzynarodowej Kolekcji Sztuki Nowoczesnej zainicjowanej przez grupę „a.r.” Współpracujemy z międzynarodowymi instytucjami i zagranicznymi artystami. Nowa odsłona prezentacji naszej kolekcji, czyli wystawa stała „Sposoby widzenia. Kolekcja Muzeum Sztuki w Łodzi”, doskonale równoważy różne obszary naszego zainteresowania. Od samego początku instytucji jesteśmy beneficjentami niezwykłej solidarności artystów. Przypomnę, że to właśnie oni – własnymi siłami i z własnej inicjatywy stworzyli kolekcję, która stała się fundamentem dla otwartego w 1930 r. miejskiego muzeum sztuki. Można więc powiedzieć, że to sami twórcy założyli tę instytucję jako awangardowe muzeum awangardy. To na tyle atrakcyjna formuła, że artyści od dekad chcą być jej częścią. Mówię nie tylko o licznych darach, lecz także o zrozumieniu społecznej i politycznej roli, którą ma do odegrania instytucja poświęcona sztuce.

Poczynania poprzedniego dyrektora mocno nadwątliły renomę muzeum. Czy udało się ją panu odbudować?

Mój poprzednik Andrzej Biernacki organizował przede wszystkim wystawy malarstwa polskiego, co jest bardzo wycinkowym traktowaniem sztuki jako takiej. Nie interesowały go między narodowe kontakty. Na szczęście przez dwa lata dużo zepsuć się nie da. Najbardziej ucierpiał zespół. Z MS odeszli wybitni kuratorzy i kuratorki. Jednym z pierwszych zadań, które przed sobą postawiłem, było odbudowanie zespołu zdolnego do merytorycznej pracy nad wystawą stałą. Tak też się stało. Mogę dziś spokojnie powiedzieć, że w końcu jesteśmy na nowo w stanie pokazywać naszym gościom cały potencjał tej instytucji.

Widzi pan muzeum jako instytucję europejską, światową?

Jesteśmy pierwszym lub drugim muzeum sztuki nowoczesnej na świecie. Ten „bój o historyczne pierwszeństwo” toczymy z tak znakomitą instytucją jak The Museum of Modern Art (MoMA) w Nowym Jorku. Mamy prace artystów z wszystkich części świata. Być może nie jesteśmy w stanie prowadzić opowieści na temat wszystkich zjawisk w sztuce, ale byłoby to też bezcelowe. Jesteśmy przecież zlokalizowani w konkretnym miejscu globu, dlatego opowiadamy o tych zagranicznych artystach, których dokonania korespondują z pracami polskich twórców z naszej kolekcji albo tych, którzy gościli w Polsce, np. przy okazji pierwszej edycji festiwalu Konstrukcja w Procesie w 1981 r. W tym samym roku niemiecki artysta Joseph Beuys przekazał muzeum ponad 700 własnych prac w ramach akcji „Polentransport / Transport do Polski”. Podarowane nam wtedy prace są dla nas do dziś źródłem inspiracji.

Biorąc pod uwagę liczbę prac, MS nie może się równać ze zbiorami wspomnianego przez pana MoMA albo Centrum Pompidou w Paryżu. Jak wygląda proces powiększania kolekcji?

W ostatnim roku otrzymaliśmy dary od ponad 90 artystów i artystek. To inicjatywa, którą określamy jako „dary przyjaźni”, co oczywiście odwołuje się do etosu muzeum. Mówimy tu o dziełach pierwszoplanowych artystek i artystów międzynarodowych. Przyjmowanie darów to ważny element naszej strategii powiększania zbiorów. Już niebawem nasze zasoby wzbogaci kolekcja i archiwum Richarda Demarco, wybitnego szkockiego kuratora. Jest on rówieśnikiem muzeum, w lipcu skończył 95 lat. To niesamowita postać. W 1972 r. razem z Ryszardem Stanisławskim, ówczesnym dyrektorem muzeum, zorganizował najważniejszą powojenną wystawę współczesnej sztuki polskiej w Wielkiej Brytanii. Teraz jego kolekcja – liczącą ponad 1,3 tys. prac, m.in. Tadeusza Kantora, Jankiela Adlera i Josepha Beuysa – i archiwum ukazujące związki między Łodzią a Edynburgiem trafią do MS.

Mówi pan o darach. A co z zakupami? Resort kultury dał wam na ten cel w tym roku 3 mln zł. To dużo?

Wystarczy porównać, ile dostały inne instytucje. Otrzymaliśmy najwięcej środków.

W skali Polski może tak. Ale czy w skali świata?

Nie mogę narzekać, choć oczywiście zachęcam resort do zwiększenia finansowania.

Prezentując nową wystawę stałą, pochwalił się pan obrazem Andy’ego Warhola, który już niebawem długoterminowo wypożyczycie z MoMA w zamian za rzeźbę Katarzyny Kobro. Na pięć lat dla publiczności zamknęło się Centrum Pompidou. Wykorzystujecie tę okazję do wypożyczenia prac?

Nie mamy takich planów.

Dlaczego?

Nie chodzi o to, żeby nasze galerie wypełnić w całości obiektami użyczonymi przez inne instytucje, nawet na długi okres. Naszym celem jest punktowe uzupełnianie naszej narracji o brakujące w niej elementy. Dlatego poza wspomnianym Warholem z MoMA mamy zarezerwowany w Lenbachhaus w Monachium wczesny obraz Kandinsky’ego. Ten malarz jest dla nas bardzo istotny jako jeden z ojców sztuki abstrakcyjnej. Jego prace miały znaleźć się w kolekcji MS, choć niestety tak się nie stało.

Posłużę się marketingowym pojęciem. Jak targetujecie wasze wystawy? Myślicie o zagranicznym odbiorcy?

Duża grupa osób, które przyjeżdżają do Łodzi w celach turystycznych, robi to ze względu na MS. Jesteśmy istotnym adresem na mapie łódzkich atrakcji. Oczywiście staramy się, żeby nasze wystawy były adresowane do jak najszerszego grona zwiedzających. Taka jest powinność instytucji, co przekłada się również na sposób prowadzenia narracji. W naszej komunikacji używamy też prostego języka. Mam wrażenie, że wystawa naszej kolekcji ma potencjał, żeby dotrzeć nie tylko do odbiorców bezpośrednio zainteresowanych sztuką współczesną czy nowoczesną. Dotyczy bowiem problemów związanych z procesami poznawczymi – z tym jak widzimy i jak pokazuje się nam rzeczywistość. Chodzi nam o to, by wyrabiać w sobie krytyczny namysł nad tym, jak świat jest opowiadany przez różnego rodzaju media, np. wizualne, tekstowe albo dźwiękowe.

Jak wielu jest odwiedzających z Polski, a ilu z zagranicy?

Jak każda instytucja publiczna jesteśmy zobligowani do liczenia frekwencji. Nie prowadzimy jednak rozróżnienia na odwiedzających z Polski i z zagranicy. Wymagałoby to wypełnienia ankiet, które są dobrowolne. Przygotowujemy w tej chwili nowe badania publiczności, które pozwolą nam na lepsze określenie poszczególnych grup odbiorców, którzy do nas trafiają.

Myśli pan, że ta wystawa przyciągnie zagranicznych odbiorców?

Nie mam wątpliwości. Już przyciąga.

Skoro spływają do was dary i kolekcja wciąż się rozrasta, to czy planujecie utworzenie nowej, dodatkowej przestrzeni wystawienniczej?

Bardzo chcielibyśmy doprowadzić do budowy nowego oddziału MS. Może na stulecie? Prowadzimy rozmowy z organizatorami ms, czyli Urzędem Marszałkowskim Województwa Łódzkiego oraz Ministerstwem Kultury i Dziedzictwa Narodowego, dotyczące nowej inwestycji. Zdradzę tylko tyle, że pojawiła się lokalizacja, która rozwiązuje też problem magazynowania naszej kolekcji. W kontekście rosnących zbiorów kurcząca się wolna powierzchnia magazynowa jest kluczowym wyzwaniem.

Strzemiński, do którego nawiązuje tytuł nowej wystawy, pisał, że zdolności widzenia ewoluują wraz ze zmieniającymi się epokami. Czy podczas 20 lat pracy jako kurator zaobserwował pan zmiany w sposobie prezentowania sztuki?

W MS wszyscy dzielimy przekonanie o bezpośrednim powiązaniu sztuki i życia społeczno-politycznego oraz potencjale sztuki jako siły emancypującej. Wystawa „Sposoby widzenia” jest próbą odpowiedzi na tę potrzebę. Zdajemy sobie sprawę z tego, że istnieje wiele punktów widzenia, chcemy pokazać tę różnorodność. Zależy nam jednocześnie na skłonieniu ludzi do namysłu nad ich własną pozycją i usytuowaniem ich własnego punktu widzenia. Zazwyczaj odruchowo myślimy, że postrzegamy świat naturalnie i neutralnie. Nie zdajemy sobie sprawy z tego, jak bardzo nasze widzenie rzeczywistości jest zapośredniczone albo wręcz wyuczone. Artyści jako specjaliści od widzenia są w stanie odsłonić potencjał krytyczny świadomego patrzenia na dzieła sztuki, a w rezultacie również na rzeczywistość.

Na czasowej wystawie „Kolory” w Monaco w najszerszym pierścieniu okrągłego budynku Forum Grimaldich wyeksponowano arcydzieła wypożyczone z Centrum Pompidou zgodnie z kołem barw. W mniejszym pierścieniu znajdowały się odpowiadające poszczególnym kolorom pokoje z meblami, a w centralnym pierścieniu monochromatyczne pokoiki z dźwiękiem oraz zapachem przypisanym do danej barwy. Dlaczego w Polsce za wielkie dokonanie kuratora uważa się wybór obrazów i powieszenie ich na ścianie?

Nie odnoszę takiego wrażenia. Będę bronił polskich kuratorów, którzy przecież sięgają po różnorodne praktyki eksponowania sztuki. Opisał pan doświadczenie synestezyjne, które mocno eksplorujemy na naszej wystawie. Całe drugie piętro zostało poświęcone związkom między widzeniem a innymi zmysłami. Przyglądamy się relacjom między tekstem a przestrzenią albo między widzeniem a słyszeniem. Doskonałym przykładem jest spektakularna instalacja – „Kompozycja przestrzenno-muzyczna” Zygmunta Krauzego, Teresy Kelm i Henryka Morela. Kupiliśmy ją do naszej kolekcji 10 lat temu. Jest to wybitny przykład instalacji dźwiękowej, która buduje wizję widza czy widzki jako aktywnych uczestników, współtwórców dzieła muzycznego. Muzea są po to, żeby ten aktywny odbiór wzmagać i budować. Wydaje mi się, że ta wystawa stanowi poniekąd odpowiedź na pana pytanie.

Rolą muzeum jest również promocja sztuki. Wysłaliście rzeźbę Katarzyny Kobro do Nowego Jorku, przetłumaczyliście „Teorię widzenia” Strzemińskiego na angielski. Co jeszcze planujecie?

W przyszłym roku odbędzie się premiera serialu eksperymentalno-edukacyjnego na podstawie „Teorii widzenia”, do którego zaprosiliśmy wybitnych artystów i artystkę. Odcinki tego serialu będą tworzyć Wilhelm Sasnal, Agnieszka Polska, Mykola Ridnyi, Liam Gillick i Anton Vidokle. Showrunnerem serialu został Kuba Mikurda. To będzie materiał nawiązujący do filmów o sztuce – formatu, z którego również Łódź była słynna. W Wytwórni Filmów Oświatowych powstało wiele wybitnych prac takich artystów jak Józef Robakowski czy Ryszard Waśko. Jednocześnie tworzymy materiał, który będzie pokazywany na festiwalach z czołowymi artystami zajmującymi się filmem artystycznym. To będzie flagowy projekt naszego przyszłorocznego programu, a jednocześnie ogromne wsparcie dla „Sposobów widzenia”. Jedną z towarzyszących wystawie publikacji jest także antologia tekstów artystów o percepcji. To o tyle ważne, że prezentowane na wystawie prace to ucieleśnienie tego, o czym piszą artyści w tej antologii. Nasi goście mogą więc sięgnąć po książkę jako po swego rodzaju pogłębiony przewodnik po ekspozycji. Dla MS teoretyczna działalność artystów jest niezwykle ważna, bowiem jako kustosze bardzo dużo uczymy się od twórców, m.in. ich nieortodoksyjnych metod poznawania, rejestrowania i pokazywania rzeczywistości.

Są jakieś plany wypożyczania zagranicznym instytucjom naszych dzieł lub współorganizowania wystaw polskich twórców za granicą?

Tak, oczywiście, wolałbym jednak nie wyprzedzać faktów.

Jak to jest z tym naszym polskim podejściem do sztuki współczesnej? Przez niemal rok do nowego gmachu MSN w Warszawie przyszło ponad 600 tys. osób, ale trwającą pół roku prezentację kolekcji zobaczyło zaledwie nieco ponad 200 tys. osób. Tyle samo co wystawę Chełmońskiego w MNW, która trwała dwa miesiące krócej.

Sztuka współczesna ma niestety wielu wrogów. Wydaje mi się, że jest ich znacznie więcej niż przeciwników współczesnej literatury czy współczesnej muzyki. Być może wynika to z zawiedzionych oczekiwań, czym sztuka mogłaby być. W MS chcemy uczyć, że podstawową wartością sztuki jest różnorodność. To jest też taki obszar, w którym każdy może znaleźć coś interesującego. Nie jest wcale tak, że jedynym środkiem wyrazu sztuki nowoczesnej jest szok i próba wywołania negatywnych emocji. Choć taki obraz malują jej przeciwnicy.

O jakie zawiedzione nadzieje chodzi?

Niektórzy ludzie chyba oczekują, by sztuka wyłącznie dekorowała. Artystów nieszczególnie to interesuje. Co jednak wcale nie oznacza, że sztuka współczesna nie jest piękna.

Zainteresowanie sztuką współczes ną rośnie?

Przytoczone przez pana dane o frekwencji w MSN w Warszawie napawają mnie optymizmem. Mam nadzieję, że otwarcie tej instytucji powiększy grono osób zainteresowanych sztuką współczesną. Liczę, że również w Łodzi odczujemy tego skutki.

Jak wiele odwiedza MS?

Nie możemy się pochwalić tak dobrymi wynikami jak Warszawa. Rocznie odwiedza nas ok. 200 tys. zwiedzających. Mam nadzieję na zwiększenie tej liczby.

Kolekcję macie dużo lepszą.

Problemem jest lokalizacja.

Dlaczego? Łódź leży w centrum Polski.

Niestety dla wielu to wciąż zbyt daleko.