We wrześniu na platformie streamingowej Peacock zadebiutował serial komediowy „The Paper”. Opowiada on o grupie zapaleńców amatorów z małego miasteczka w Ohio, która chce uratować lokalną gazetę przed nieuchronnym upadkiem. Zmierzch mediów lokalnych nie jest tematem, który na co dzień wzbudza szczególne zainteresowanie Amerykanów. Ale miesiąc po premierze serialu jego scenariusz okazał się zaskakująco bliski doświadczeniom wielu dziennikarzy. W rozpoczynający się 1 października nowy rok fiskalny media publiczne w Stanach Zjednoczonych weszły bez funduszy federalnych. To pierwszy taki przypadek od niemal 60 lat. W lipcu Kongres wycofał bowiem 1,1 mld dol. dotacji, którą administracja Joego Bidena przyznała na funkcjonowanie National Public Radio (NPR), Public Broadcasting Service (PBS) i setek lokalnych nadawców.

Amerykańskie media publiczne –w przeciwieństwie do TVP czy BBC – nigdy nie miały stabilnego mechanizmu finansowania. Od momentu powstania były uzależnione od darczyńców i corocznych głosowań w Kongresie. NPR i PBS przez dekady musiały stawiać czoła kolejnym próbom cięć – również w pierwszej kadencji Trumpa. Tym razem republikańska większość w Kongresie poszła na całość. Formalne uzasadnienie: oszczędności budżetowe i walka z marnotrawstwem publicznych pieniędzy. W rzeczywistości kluczowe okazały się kwestie ideologiczne.

Media dobrem publicznym

Pod koniec lat 60. na rynku medialnym w USA niepodzielnie rządziła „wielka trójka”: ABC, CBS i NBC. Walcząc o widzów i reklamowe dolary, gracze stawiali na rozrywkę. Edukacja czy kultura nie opłacały się komercyjnym nadawcom. Niszę tę częściowo zaczęły wypełniać uniwersytety stanowe, które od lat 50. zakładały małe stacje emitujące wykłady i programy oświatowe. Niemniej ich działalność nieustannie balansowała na granicy przetrwania.

Sytuacja zmieniła się 7 listopada 1967 r., gdy prezydent Lyndon B. Johnson podpisał ustawę o mediach publicznych (Public Broadcasting Act), oświadczając, że „naród pragnie czegoś więcej niż tylko bogactwa materialnego”. Celem było wzbogacenie „ludzkiego ducha” poprzez rozwój radia i telewizji, które „należą do wszystkich obywateli”. Ustawa stanowiła też element zimnowojennej infrastruktury, która miała pomóc Amerykanom konkurować z Sowietami w polu edukacji i sztuki.

Jak na światowe standardy system medialny w USA jest bardzo zdecentralizowany – i zagmatwany. Lokalne stacje telewizyjne działają tam we współpracy z dużymi partnerami: prywatnymi (ABC, NBC, CBS czy Fox) albo z publicznym PBS. Filie komercyjne dzielą się z siecią macierzystą przychodami z reklam i rezygnują z części czasu reklamowego w zamian za programy. Ich właścicielami są na ogół wielkie koncerny medialne, takie jak Nexstar. Filie PBS polegają przede wszystkim na sponsorach i darowiznach.

Kluczową rolę w modelu publicznym odgrywała dotąd Corporation for Public Broadcasting (CPB). To niezależna instytucja odpowiedzialna za podział funduszy federalnych między ok. 1,5 tys. lokalnych stacji radiowych i telewizyjnych. Inaczej niż w Europie mali, niekomercyjni nadawcy w USA nie są własnością państwowych spółek medialnych – to samodzielne podmioty, należące do uniwersytetów, fundacji lub samorządów. Jednocześnie większość z nich ma status organizacji członkowskiej PBS lub NPR, które zajmują się produkowaniem i dystrybuowaniem programów. Oznacza to, że w zamian za składki członkowskie i opłaty licencyjne lokalni nadawcy mają prawo do emitowania ich treści. Po anulowaniu dotacji federalnej wielu z nich może stanąć przed koniecznością rezygnacji z programów PBS i NPR. Nawet po uwzględnieniu zaoferowanych im rabatów. Jak podaje „New York Times”, w sierpniu zrzeszająca 24 stacje radiowe i telewizyjne grupa Florida Public Media przekazała prezesce NPR Katherine Maher, że zaproponowane przez nią ulgi są niewystarczające. Tym bardziej że na Florydzie i w wielu innych stanach wydatki na radio i telewizję zredukowały również lokalne władze.

Do tej pory każdy Amerykanin dokładał do mediów publicznych ok. 1,35–1,60 dol. rocznie. Pieniądze od Corporation for Public Broadcasting stanowiły 15 proc. budżetu PBS i lokalnych stacji telewizyjnych. W przypadku NPR i jej organizacji członkowskich – ok. 10 proc.

Gros wpływów pochodził z darowizn, grantów i od sponsorów. Stacje nadające w dużych miastach najprawdopodobniej przetrwają nawet bez federalnego finansowania. Media działające na obszarach wiejskich lub te, których odbiorcami są mniejsze społeczności (np. rdzenni Amerykanie) – niekoniecznie.

Piosenka za 20 mln

Politycy od początku zdawali sobie sprawę, że brak stabilnego mechanizmu finansowania uzależnia los nadawców publicznych od hojności darczyńców i decyzji zmieniających się władz. Próbowano nawet znaleźć rozwiązanie. W 1965 r. komisja Carnegiego ds. telewizji edukacyjnej zarekomendowała wprowadzenie podatku od sprzedaży odbiorników, z którego wpływy miałyby zapewnić mediom publicznym stabilną sytuację budżetową. Kongres był jednak przeciwko pomysłowi. Bill Moyers, rzecznik prasowy za rządów Lyndona Johnsona, prognozował, że bez stałego finansowania nadawcy staną się obiektem politycznych ataków i gróźb.

Szybko się okazało, że miał rację. Richard Nixon krytykował PBS za stronniczość i obciął stacji fundusze. Jednym z pierwszych, którzy postawili się prezydentowi, był Fred Rogers, twórca i gospodarz programu dla dzieci „Mister Rogers' Neighborhood”. W 1969 r. w proteście przeciwko obniżeniu dotacji dla PBS z 20 do 10 mln dol. wystąpił on przed senacką podkomisją ds. komunikacji, tłumacząc m.in., że jego program uczy najmłodszych, jak sobie radzić z emocjami. Na koniec swojej przemowy zacytował piosenkę „What do you do with the mad that you feel?” („Co ze sobą zrobić, gdy jestem zły?”), którą napisał razem z dziećmi. Wyraźnie wzruszony szef podkomisji senator John Pastore skwitował: „To cudowne. Chyba właśnie zarobił pan te 20 mln”.

W latach 70. największą popularność PBS zapewniły nie tylko hity takie jak „Rogers' Neighborhood” czy „Ulica Sezamkowa”, lecz przede wszystkim transmisje z przesłuchań dotyczących afery Watergate. Wcześniej żadna stacja nie nadawała relacji z Kongresu w czasie największej oglądalności (prime time).

Z wyjątkiem Geralda Forda każdy republikański prezydent podchodził do mediów publicznych podejrzliwie. Ronald Reagan ograniczył im finansowanie; tego samego domagali się George W. Bush, a po nim Donald Trump. W pierwszej kadencji MAGA Kongres torpedował jednak zakusy na obcięcie budżetów PBS i NPR. W drugiej nie stawiał już administracji oporu. Prezydent i jego sojusznicy argumentowali, że media publiczne – szczególnie radio – nie tylko marnotrawią pieniądze podatników, lecz także dyskryminują konserwatystów. Rzeczniczka prasowa administracji Karoline Leavitt nazwała wręcz NPR „głosem lewicowej propagandy”. Latem gospodarz Białego Domu chwalił się na platformie Truth Social: „Przez dekady republikanie obiecywali cięcia w NPR, ale im się nie udało – aż do teraz”.

Od początku roku wypowiedzenia otrzymało ponad 400 pracowników mediów publicznych w całej Ameryce. Prezeska NPR Katherine Maher przewiduje, że co najmniej 80 stacji zostanie zamkniętych. Sieć radiowo-telewizyjna South Dakota Public Broadcasting skurczyła swoją redakcję z jedenastu dziennikarzy do czterech. Zawieszono programy informacyjne, inicjatywy edukacyjne i audycję o sprawach publicznych. W ramówce pozostały już głównie relacje z licealnych rozgrywek sportowych i obrad stanowej legislatury.

Cięcia dotknęły przede wszystkim nadawców działających w rejonach głosujących na konserwatystów. „Odbieranie im pieniędzy nie brzmi jak przemyślany plan” – ostrzegał w lipcu kongresmen z Nevady Mark Amodei, jeden z nielicznych republikanów, którzy podkreślali potrzebę ochrony małych stacji. Mimo że sam – jak prawie wszyscy w jego partii – głosował za cofnięciem mediom dotacji.

Decyzja Kongresu nie spotkała się też z głośnymi protestami lokalnych społeczności. Jedna z mieszkanek Harrisburga w Dakocie Południowej, z którą rozmawiał we wrześniu reporter NPR David Folkenflik, chwaliła South Dakota Public Broadcasting za transmisje meczów z udziałem uczniów szkoły jej syna, ale zapytana o to, czy popiera odebrania funduszy stacjom publicznym, przytaknęła.

Lewicowe skrzywienie radia

Zdecydowana większość widzów ogląda wieczorne programy informacyjne największych komercyjnych sieci telewizyjnych. Jak wynika z raportów oglądalności za drugi kwartał 2025 r., opracowanych przez „Hollywood Reporter” i „TV Insider”, „World News Tonight” na ABC przyciąga średnio 7,4 mln osób. Dla porównania „PBS NewsHour” włącza ok. 900 tys. ludzi.

Według danych PBS prawie dwie trzecie odbiorców tej stacji to wyborcy republikańscy lub niezależni. Z badań Pew Research Center wyłania się jednak inny profil widowni: 60 proc. osób czerpiących informacje z „PBS NewsHour” ma poglądy liberalne, a tylko 15 proc. – konserwatywne. Analiza Nielsen Media Research z lat 2016–2017 podkreśla, że programy telewizji publicznej przynajmniej raz w roku ogląda 80 proc. gospodarstw domowych, ale dzienna oglądalność jest niższa niż w wypadku sieci komercyjnych. PBS broni się, przypominając, że w badaniach ośrodka YouGov od 22 lat z rzędu widzowie wskazują ją jako najbardziej godną zaufania instytucję medialną w Stanach Zjednoczonych.

Mniejszą wiarygodnością wśród Amerykanów cieszy się w ostatnich latach publiczne radio. W 2024 r. redaktor działu biznesowego NPR Uri Berliner opublikował esej na łamach „The Free Press”, w którym oskarżył swojego pracodawcę o szerzenie „progresywnej ideologii”. Zdaniem Berlinera stacja zawsze miała lewicowe skrzywienie, ale „długo panowała tam kultura otwartości i ciekawości”. „Dziś ci, którzy słuchają NPR lub czytają jego artykuły online, natrafiają na wydestylowany światopogląd, który podziela niewielka część społeczeństwa” – przekonywał redaktor, dodając, że w waszyngtońskiej redakcji pracuje 87 zarejestrowanych demokratów, ale nie ma żadnego republikanina. Zarzucił też stacji, że w swoich relacjach pominęła wiele ważnych tematów, takich jak potencjalny wyciek koronawirusa z laboratorium.

Przedstawiciele administracji nie tylko powtarzali te oskarżenia, lecz także dołożyli do nich nowe skargi – lamentowali np. nad przygotowanym z okazji walentynek materiałem o „queerowych zwierzętach”. Co więcej, Biały Dom na swojej stronie internetowej powołał się na twierdzenia Berlinera dotyczące ideologicznej homogeniczności redakcji NPR jako dowód na to, że media publiczne wykluczają osoby o konserwatywnych poglądach.

Faktem jest, że niewiele mediów w USA ma dziś tak jednorodnych pod względem światopoglądowym odbiorców. W 2012 r. Pew Research Center podawał, że 43 proc. słuchaczy NPR to demokraci, 37 proc. – niezależni, a 17 proc. – republikanie. W 2019 r. odsetek lewicowych fanów wzrósł do 87 proc. Na polityczną polaryzację nakładają się podziały klasowe. Miłośnicy radia publicznego to najczęściej biali Amerykanie z wyższym wykształceniem, zarabiający średnio 115 tys. dol. rocznie (w skali kraju takie dochody wykazuje 29 proc. osób).

Uri Berliner scharakteryzował typowego słuchacza NPR tak: „mieszka na wybrzeżu, jeździ subaru, chodzi do muzeum, popija kawę fair trade i słucha wnikliwych analiz niszowych tematów”. Do tego nosi płócienną torbę z logo NPR, która urosła już do rangi kulturowego symbolu.

Edukacyjna rewolucja

Pomimo finansowych zawirowań i spadającej oglądalności amerykańskie media publiczne odcisnęły na popkulturze trwały ślad. W kraju, w którym nie ma państwowych przedszkoli, a dostęp do prywatnych placówek zależy od dochodów rodziców i miejsca zamieszkania, PBS była przed epoką internetu pierwszym nauczycielem dla milionów dzieci. Fred Rogers z nadawanego w latach 1968–2001 programu „Mister Rogers' Neighborhood” spokojnie i bez dydaktyzmu wyjaśniał im skomplikowane sprawy, takie jak śmierć bliskiej osoby czy rozwód rodziców. Opowiadał najmłodszym o tym, jak radzić sobie ze strachem, gniewem i innymi trudnymi emocjami, pokazywał, jak wygląda produkcja kredek czy fabryka fortepianów. Program ten miał być antytezą komercyjnej telewizji dziecięcej – zwłaszcza wypełnionych szybkimi cięciami i błahymi przekazami kreskówek. Każdy odcinek kończył się słowami: „Sprawiłeś, że ten dzień jest wyjątkowy, będąc po prostu sobą. Na całym świecie nie ma nikogo takiego jak ty i lubię cię takim, jakim jesteś”.

Emitowana od 1969 r. „Ulica Sezamkowa” zrewolucjonizowała telewizję edukacyjną, wykorzystując techniki marketingowe do nauki czytania i umiejętności społecznych. Idea kultowego programu wzięła się z obserwacji, że dzieci łatwo zapamiętują dżingle z reklam telewizyjnych. Twórcy przełożyli ich zasady na kolorowe animacje, chwytliwe piosenki i edukacyjne wyliczanki.

W czasach, gdy telewizja przedstawiała niemal wyłącznie białą Amerykę, różnorodność etniczna i kulturowa „Ulicy Sezamkowej” była prawdziwym przełomem – i świadomą decyzją polityczną. Program miał trafiać do wszystkich dzieci, a w szczególności tych pominiętych przez system edukacji. Z biegiem lat konserwatyści coraz częściej zarzucali twórcom, że wykorzystują telewizję do toczenia wojny kulturowej. Gdy „Ulica Sezamkowa” zaczęła poruszać takie tematy jak rozwody i bezdomność czy pokazywać rodziny z dwiema matkami lub dwoma ojcami, krytycy zarzucali PBS próby narzucania najmłodszym widzom lewicowej agendy.

Poza treściami edukacyjnymi media publiczne zasłynęły też tytułami dla starszej publiczności. Pokazywany od 1983 r. serial dokumentalny „Frontline” w pogłębiony sposób dotykał szerokiego spektrum tematów – od skandali politycznych po kryzysy zdrowotne. Ken Burns stworzył nową, sugestywną formę opowiadania o przeszłości, wykorzystując archiwalne zdjęcia czytane przez aktorów listy i poruszającą muzykę. Jego serial dokumentalny „Wojna secesyjna” z 1990 r. przyciągnął przed ekrany 40 mln widzów i zapoczątkował falę popularności programów historycznych. W cyklu „Masterpiece Theatre” (obecnie „Masterpiece”) od 1971 r. prezentowane są adaptacje najważniejszych sztuk. W ostatnich latach można było tam oglądać m.in. uwielbiany brytyjski serial kostiumowy „Downton Abbey”.

W NPR legendarny status zyskał program „Fresh Air”, prowadzony przez uchodzącą za mistrzynię wywiadów Terry Gross. Innym przebojem okazał się produkowany przez Irę Glassa „This American Life”. Każdy odcinek programu opowiada intymne, często zaskakujące historie zwykłych Amerykanów, krążące wokół jednego, wybranego tematu. Stonowany styl NPR był wielokrotnie parodiowany jako protekcjonalny i nazbyt poprawny – m.in. w „Saturday Night Live” i serialu „Portlandia”.

Z powodu anulowania dotacji federalnej do końca września większość pracowników Corporation for Public Broadcasting została zwolniona. Reszta ma dopilnować, aby proces likwidacyjny przebiegł bez zakłóceń. Instytucja ma oficjalnie zakończyć działalność do stycznia 2026 r.

Teoretycznie Kongres może w przyszłości przywrócić finansowanie mediów publicznych. Szefowa PBS Utah i radia KUER Maria O'Mara oświadczyła nawet, że aby jej stacje przetrwały, jest gotowa zrezygnować z poruszania tematów politycznych. „Chodzi o służbę publiczną. Nasi słuchacze nas potrzebują” – przekonywała.

Administracja Donalda Trumpa ma inne zdanie. ©Ⓟ