Najnowsza płyta Bad Bunny’ego przebiła w streamingu miliard odtworzeń niecałe dwa tygodnie od premiery. Hiszpańskojęzycznego albumu nasyconego portorykańskim slangiem słucha dziś cały świat.

Gdy na jednym z ostatnich wieców Donalda Trumpa komik Tony Hinchcliffe nazwał Portoryko „wyspą śmieci dryfującą gdzieś na środku oceanu”, Benito Antonio Martinez Ocasio, znany lepiej jako Bad Bunny, nie poczuł się rozbawiony. Wokalista i raper, który od 2020 r. nie wypadł z pierwszej trójki artystów najczęściej słuchanych na Spotify, udostępnił na Instagramie ośmiominutowy film z podpisem „Śmieci”. Krótki metraż z narracją Benicia del Toro – również Portorykańczyka – pokazuje kamienie milowe i ważne postaci w dziejach wyspy (m.in. Roberta Clementego i Ricky’ego Martina). Dowiadujemy się też, że w Portoryku narodziło się wiele gatunków muzycznych – od bomby i pleny do salsy i reggaetonu. „Jesteśmy ucieleśnieniem ducha walki i oporu” – mówi pod koniec Bad Bunny. Echa tego przesłania wyraźnie słychać teraz na najnowszej płycie Ocasio „Debi tirar mas fotos”, która trafiła na szczyt listy Billboard 200 i przekroczyła 1 mld odtworzeń w streamingu niecałe dwa tygodnie od premiery 5 stycznia. Hiszpańskojęzycznego albumu nasyconego portorykańskim slangiem słucha dziś cały świat.

Pytaj mnie o nią

„Debi tirar mas fotos” („Powinienem był robić więcej zdjęć”) to cała paleta dźwiękowych barw: żywe melodie salsy i rumby przeplatają się tu z rytmem dembow, podstawowego beatu w muzyce reggaetonowej. Artysta sięga też po wspomniane wcześniej bombę i plenę. Tę pierwszą w XVII w. przywieźli na wyspę niewolnicy z Afryki; były to piosenki, które porywały do tańca, a jednocześnie wyrażały gniew i smutek. Powiązana z bombą plena wykształciła się zaś w XX w. – piosenki w tym nurcie poruszają bieżące tematy i satyrycznie komentują rzeczywistość. Przykład? Energetyczny utwór „Cafe con ron” („Kawa z rumem”), w którym raperowi towarzyszy zespół Los Pleneros de la Cresta, jest o imprezie, którą słychać od Arecibo do Rincon. Niezależnie od tego, czy Bad Bunny śpiewa o ojczyźnie, korzeniach, czy złamanym sercu, kluczowy u niego motyw to wspólnota i bycie razem.

Okładka albumu jest zwodniczo prosta: dwa białe plastikowe krzesła ustawione na trawniku na tle palm. Na pierwszy rzut oka może trąci banałem, ale dla Portorykańczyków to symbol wspólnych doświadczeń – spontanicznych spotkań, leniwych popołudni i zżytej społeczności. Szybko się okazało, że również mieszkańcy innych krajów zobaczyli na okładkowych krzesłach siebie i swoje rodziny. Tytułowy utwór zapoczątkował w mediach społecznościowych nowy globalny trend: przy dźwiękach chóralnie śpiewanego refrenu użytkownicy pokazywali zdjęcia najbliższych – rodziców, przyjaciół, dziadków czy zwierząt – za którymi tęsknią. Obok materiałów z Ameryki Łacińskiej są też filmiki m.in. z Polski, Włoch, Niemiec i Bałkanów.

Na pierwszym planie pozostaje jednak Portoryko. W utworze „Lo que le pasó a Hawaii”, będącym swego rodzaju manifestem, Bad Bunny zajmuje się skomplikowanymi relacjami swojej ojczyzny ze Stanami Zjednoczonymi. Przy akompaniamencie güiros, gitary i dźwięków ulic San Juan artysta cedzi takie hasła, jak: „Nie chcę, żeby zrobili ci to, co zrobili Hawajom”. Raper podkreśla, że w wyniku kolonializmu oba wyspiarskie narody doświadczyły utraty suwerenności, i rozprawia o tym, jak historyczne niesprawiedliwości ukształtowały obecną rzeczywistość.

W Polsce błyskawiczną karierę robi Skolim. To samozwańczy „król latino”, który brzmienia i estetykę reggaetonu łączy z disco polo

Portoryko od 1898 r. jest oficjalnie terytorium zorganizowanym nieinkorporowanym USA. Co to oznacza w praktyce? Mieszkańcy wyspy mają amerykańskie paszporty, ale nie mogą głosować w wyborach na prezydenta. Płacą większość podatków federalnych, lecz dochody rozliczają w lokalnej skarbówce. Ich przedstawiciel w Kongresie może proponować ustawy czy brać udział w pracach komisji, ale nie ma prawa głosu na forum. 5 listopada 2024 r. odbyło się kolejne już referendum w sprawie statusu Portoryka, w którym do wyboru były trzy opcje: niepodległość w „swobodnym stowarzyszeniu” z USA, całkowita niepodległość oraz włączenie wyspy do USA jako 51. stanu. Wygrała ostatnia (zagłosowało na nią 58 proc. wyborców) – zresztą podobnie było we wcześniejszych plebiscytach. Wynik nie jest oczywiście dla USA wiążący. Zresztą Kongresowi, szczególnie zdominowanemu przez republikanów, raczej nie będzie zależało na tym, by status prawny wyspy się zmienił.

W 2019 r. parlament Portoryka uchwalił ustawę nr 60 wprowadzającą atrakcyjne ulgi podatkowe, aby przyciągnąć zagranicznych inwestorów, którzy pomogliby wyciągnąć kraj z zapaści gospodarczej. Chętnych nie brakowało, ale zainteresowanie cudzoziemców przełożyło się na drastyczny wzrost cen nieruchomości w San Juan i innych miejscowościach na wybrzeżu. Wiele obiektów dostosowano do wynajmu krótkoterminowego. Miejscowi masowo przenosili się więc do tańszych lokalizacji albo opuścili wyspę. Tymczasem korzyści ekonomicznych zapowiadanych przez zwolenników ustawy wciąż nie widać. Szacuje się, że w ciągu ostatniej dekady z Portoryka wyjechało 5 proc. ludności. Emigracja przyspieszyła szczególnie po huraganie Maria w 2017 r., w którym zginęło ponad 3 tys. osób, a także trzęsieniach ziemi, które nawiedziły wyspę na przełomie lat 2019 i 2020.

Bad Bunny mówi jednak: „Nikt mnie stąd nie wyrzuci, nigdzie się nie wybieram / Powiedz im, że to mój dom, w którym urodził się mój dziadek”. Piosenka „La mudanza”, opowiadająca o historii jego rodziny, porusza wątek poświęceń poprzednich pokoleń. Ocasio dziękuje rodzicom za lekcję życia i za to, że pielęgnowali w nim świadomość pochodzenia. Obiecuje, że portorykańską flagę, niegdyś zakazaną, zabierze ze sobą do grobu. Na „La mudanza” szczególnie mocno wybrzmiewa motto całej płyty: „Seguimo aqui”, czyli „Nadal tu jesteśmy”.

Roztańczeni dziadkowie

Tatiana Lee Rodriguez napisała na portalu Pitchfork, że być może największym osiągnięciem Bad Bunny’ego jest to, że chcą go słuchać również ludzie starsi, zazwyczaj uprzedzeni do urbano music, czyli współczesnej muzyki latynoskiej, która obejmuje m.in. reggaeton, dancehall, latynoski hip-hop i brazylijski funk. „Debi tirar mas fotos” zasypuje pokoleniowe podziały – wnuki dzielą się w sieci entuzjastycznymi reakcjami dziadków zwłaszcza na utwór „Nuevayol”, który wykorzystuje motyw z hitu lat 70. „Un Verano en Nueva York” legendarnej orkiestry El Gran Combo de Puerto Rico. Dziadkowie nie przestają tańczyć, gdy bliska im salsa przeradza się w dynamiczny dembow.

Jeszcze 20 lat temu reggaeton, nurt wywodzący się z portorykańskiej klasy robotniczej, powszechnie kojarzył się z wulgarnością i wyuzdaniem. Nie bez powodu: towarzyszące tanecznej muzyce teksty i teledyski (często niewybrednie) odwoływały się głównie do seksu. Niektórzy mieszkańcy Portoryka wciąż pamiętają, jak w 1995 r. policja i gwardia narodowa na polecenie gubernatora Pedra Rosselló zrobiły nalot na sklepy muzyczne w okolicach San Juan, żeby oczyścić je z reggaetonowych płyt i kaset. Działania te podpięto pod agendę „żelaznej pięści przeciwko przestępczości i narkotykom” (Mano Dura Contra el Crimen), która dotknęła przede wszystkim uboższe społeczności.

Kiedy w 2019 r. Ricardo „Ricky” Rosselló, syn Pedra, opuszczał urząd gubernatora, reggaeton miał już siłę rażenia popu. Na wyspie śpiewano protest songi poświęcone Rosselló – jeden z nich to utwór, który Bad Bunny nagrał wspólnie z Residentem, raperem i współtwórcą społecznie zaangażowanego duetu muzycznego Calle 13. Rząd Roselló upadł po ujawnieniu kompromitujących rozmów z Telegrama, w których wysocy urzędnicy omawiali swoje działania korupcyjne, a przy okazji rzucali okrutne komentarze o ofiarach huraganu Maria i niewybredne słowa o orientacji seksualnej Ricky’ego Martina. Pół miliona Portorykańczyków wyszło wtedy na ulice, żeby wyrazić sprzeciw wobec władzy. Maszerował z nimi Ricky Martin, a Daddy Yankee – twórca pierwszego globalnego przeboju reggaetonowego „Gasolina” – recytował konstytucję.

Bad Bunny od kilku lat pracuje na osłabienie zakorzenionej w kulturze Ameryki Łacińskiej idei „machismo”, która zakłada wyższość mężczyzny nad kobietą w każdej sferze życia. „Machismo” to pycha, władczość, agresja i dominacja. W reggaetonie – podobnie jak np. w hip-hopie złotych czasów 50 Centa i Bad Boy Records – męskość manifestuje się w instrumentalnym podejściu do ciała kobiety, luksusowych samochodach, złotych łańcuchach i zębach oraz ubraniach upstrzonych logo domów mody. Bad Bunny nie wymknął się tym wpływom, ale zaczął odświeżać mainstreamowy reggaeton. Podczas gali Billboard Awards 2020 zadedykował nagrodę dla najlepszego artysty kobietom. „Zatrzymajmy seksistowską przemoc” – nawoływał ze sceny. W wywiadach mówił, że orientacja seksualna go nie definiuje, a w jednym z teledysków wcielił się w roztańczoną drag queen.

Polski król latino

Niektórzy internauci oburzali się na to, że płyta Bad Bunny’ego jest w całości po hiszpańsku, a przez to trudna w odbiorze. Zarzut ten może brzmi kuriozalnie, ale wynika m.in. z tego, że popularni artyści latynoscy przyzwyczaili fanów do dwujęzyczności. To zresztą przyczyniło się do ogromnego sukcesu komercyjnego ich muzyki. Choć w ostatnich latach widać sygnały zmian – czego najlepszym przykładem jest „Despacito” Luisa Fonsiego i Daddy’ego Yankee. Utwór nie tylko zdobył pierwsze miejsca na listach przebojów w wielu krajach, lecz także był pierwszą od 1996 r., od czasów „Macareny”, piosenką śpiewaną po hiszpańsku, która dotarła na szczyt amerykańskiej Bill board Hot 100. Hit szybko doczekał się zresztą remiksu z anglojęzyczną zwrotką w wykonaniu Justina Biebera. Fonsi podróżował z „Despacito” po całym świecie – zaśpiewał nawet na telewizyjnym sylwestrze w Zakopanem (podobno zainkasował za występ 400 tys. zł). Za sprawą tele dysku Portoryko przeżyło też krótki boom turystyczny. W 2017 r., kiedy „Despacito” święciło triumfy, do najpopularniejszej setki załapało się jeszcze 11 utworów, głównie w języku hiszpańskim.

Muzyka latynoska to obecnie ok. 8 proc. rynku fonograficznego w USA. Z roku na rok bije rekordy przychodów – w 2023 r. sięgnęły one 1,4 mld dol., o 16 proc. więcej niż rok wcześniej (wartość całego rynku muzycznego w Stanach wzrosła o 7,7 proc.). Według analizy firmy Edison Research Amerykanie pochodzenia latynoskiego poświęcają na słuchanie piosenek ok. 5 godzin dziennie, o 46 minut więcej niż pozostali mieszkańcy USA. 92 proc. z nich przyznaje, że hiszpańskojęzyczna muzyka to ich główny łącznik z ojczystą kulturą. Prawie ośmiu na dziesięciu czuje dumę, widząc i słuchając artystów, którzy reprezentują ich kulturę. Ośrodek Luminate dodaje, że fani urbano spędzają ponad dwa razy więcej czasu na aktywnościach związanych z muzyką niż inni. Z zaangażowania słyną szczególnie Brazylijczycy – hasło „Come to Brazil”, wypisywane przez nich masowo na profilach gwiazd w mediach społecznościowych, stało się już memem.

Demokratyzacja technologii do produkcji muzycznej utorowała też drogę nowej fali twórców w krajach, które w przeszłości nie miały wielu globalnych gwiazd. Wśród nich jest pochodząca z Brazylii Anitta, nagrywająca w trzech językach artystka, która miesza baile funk (rodzimą odmianę hip-hopu) z popem. Jeszcze większą popularnością cieszy się reggaetonowa Karol G z Kolumbii, ogłoszona przez magazyn „Billboard” Kobietą Roku 2024, jedna z laureatek Latin American Music Awards. W USA wiodącym podgatunkiem muzyki latynoskiej jest regionalna muzyka meksykańska, w której królują tacy artyści jak Peso Pluma i Fuerza Regida.

Urbano music doskonale sobie radzi także poza zachodnią półkulą. W 2023 r. reggaeton, latin trap i hiszpańskojęzyczny hip-hop opanowały prawie jedną czwartą światowych list przebojów. Liczba słuchaczy tych nurtów na Spotify i innych platformach wystrzeliła w latach 2014–2023 o prawie 1000 proc. Reggaetonu najchętniej słucha się oczywiście w Hiszpanii, ale uwielbiają go także m.in. Holendrzy i Francuzi.

W Polsce błyskawiczną karierę robi z kolei Skolim. To samozwańczy „król latino”, który brzmienia i estetykę reggaetonu łączy z... disco polo. W pewnym sensie odwołuje się więc do muzyki ludu tak jak Bad Bunny (choć to mocno naciągane porównanie). Jesienią 2024 r. Skolim został pierwszym rodzimym artystą, którego album uzyskał status diamentowej płyty w dniu premiery po sprzedaniu ponad 150 tys. egzemplarzy. Sukces zapewniły mu single takie jak „Wyglądasz idealnie” czy „Temperatura” – ich łączne odtworzenia na Spotify i YouTubie idą w setki milionów, zaś na dziesiątki koncertów, które gra w miesiącu, przybywają tłumy. ©Ⓟ

Pop w erze autentyczności

Social media diametralnie skróciły dystans między twórcami a odbiorcami. Współczesne księżniczki popu (choć nie tylko one) próbują się w nich prezentować nie jako nietykalne ikony, lecz dziewczyny, z którymi można się utożsamiać – nawet jeśli podróżują po świecie, występują na wielkich festiwalach i przez 24 godziny na dobę mają do dyspozycji sztab ludzi, którzy układają im życie, to zaliczają podobne wzloty i upadki jak ich słuchaczki. Chcą być jak nasze przyjaciółki.

Na edgp.gazetaprawna.pl • „Poważna muzyka? Dajcie spokój”, DGP nr 184/2024 z 20 września 2024 r.