Rysowane przez demografów piramidy wieku pokazują, że w społeczeństwach Zachodu młode pokolenia będą coraz mniej liczne. Nawet najbogatsze państwa staną przed dylematem, skąd wziąć ręce do pracy i jak utrzymać miliony osób starszych. Jednak nadciągająca katastrofa dla niektórych może się stać ogromną szansą na zysk.
Demografia w kryzysie
„W połowie lat 30. XXI w. pokolenie wyżu demograficznego przekroczy granicę 80. r.ż. W latach 50. i 60. XXI w. w Niemczech będzie żyło od 7 do 10 mln osób w bardzo podeszłym wieku” – ogłosił w grudniu 2022 r. niemiecki Federalny Urząd Statystyczny. Dane te zostały uściślone w opublikowanym na początku tego roku „Raporcie o starzeniu się”. Można w nim wyczytać, że liczba osób wymagających opieki ma wzrosnąć z 5,7 mln w 2023 r. do 7,6 mln do 2055 r. Aby zrozumieć konsekwencje tych zmian, warto przyjrzeć się wyliczeniom dotyczącym wydatków Niemiec na opiekę zdrowotną mieszkańców domów pomocy społecznej. W latach 2013–2023 poszły one w górę z 42,4 mld euro do 82,4 mld euro, czyli o ponad 94 proc. Należy się spodziewać, że tendencja ta się utrzyma. Trzeba przy tym uwzględnić kilka dodatkowych czynników. W Niemczech aż dwie trzecie osób w podeszłym wieku mieszka we własnych mieszkaniach, a opiekę nad nimi sprawują krewni. To ci ostatni ponoszą dużą część kosztów – rocznie przeznaczają ok. 22 mld euro na leki i usługi pielęgniarskie.
O ile w 1970 r. wskaźnik dzietności w krajach Europy Zachodniej wynosił średnio 2,4–2,6 dziecka, o tyle 20 lat później spadł on do ok. 1,5, a w samych Niemczech – do 1,35. Osoby, które nie mają i nie planują dzieci, przestały być rzadkością. Wedle prognoz DRV (niemieckiego odpowiednika ZUS) dopłaty z budżetu federalnego do systemu emerytalnego w 2030 r. mogą sięgnąć 150–170 mld euro. To dużo więcej niż państwo przeznaczy w 2025 r. na inwestycje w infrastrukturę i neutralność klimatyczną (115 mld euro). „Gospodarka o długoterminowym wzroście na poziomie 0,5 proc. nie jest w stanie utrzymać państwa opiekuńczego' – powiedział pod koniec września „Frankfurter Allgemeine Zeitung” były główny ekonomista Europejskiego Banku Centralnego Otmar Issing. Sytuacja naszego zachodniego sąsiada nie jest wyjątkowa w gronie krajów wysoko rozwiniętych. Trendy demograficzne i wydatki budżetowe podobnie kształtują się m.in. w Japonii, we Włoszech, Francji, w Grecji czy Polsce. Przeznaczanie ponad 15 proc. PKB na świadczenia emerytalne i opiekuńcze nie jest dziś czymś nadzwyczajnym. To zaś wiąże się z rosnącym zadłużeniem. Dlatego Niemiecki Instytut Badań Ekonomicznych (DIW) wystąpił z propozycją wprowadzenia podatku solidarnościowego od świadczeń emerytalnych wypłacanych osobom z pokolenia powojennego wyżu demograficznego. Założenie jest takie, że dochody z nowej daniny poszłyby na dofinansowanie systemu emerytalnego. Pomysł DIW wywołał w mediach debatę na temat sprawiedliwości międzypokoleniowej. „Koniec irytujących kłótni między młodymi a starszymi o to, kto dopłaca do emerytur najwięcej, a kto jest obciążeniem dla innych” – komentowała propozycję ekonomistów Barbara Dribbust na łamach „Die Tageszeitung”.
Potencjał rynkowy
„Szacuje się, że liczba osób potencjalnie potrzebujących opieki długoterminowej zwiększy się w całej UE z ok. 30,8 mln w 2019 r. do 33,7 mln w 2030 r. i 38,1 mln w 2050 r., co oznacza ogólny wzrost o 23,5 proc.” – czytamy w unijnym dokumencie „Zalecenia Rady w sprawie dostępu do przystępnej cenowo opieki długoterminowej wysokiej jakości” z 2022 r.
Jego autorzy zaznaczają, że dotychczasowy model powoli się wyczerpuje. „Zmniejsza się pula opiekunów nieformalnych, bo kobiety, na których tradycyjnie spoczywała większość obowiązków opiekuńczych, coraz częściej pracują zawodowo i coraz później przechodzą na emeryturę. Jednocześnie starzenie się społeczeństwa oznacza dalszy spadek liczby ludności w wieku produkcyjnym w UE” – piszą eksperci. Według ich analizy ok. 52 mln Europejczyków (14,4 proc. osób w wieku 18–74 lat) zapewnia opiekę starszym członkom rodziny lub znajomym. W dalszej części raportu zawarto prognozę, że już za ćwierć wieku kraje Wspólnoty będą musiały wydawać na opiekę długoterminową nad seniorami ponad 2,5 proc. PKB (obecnie jest to 1,7 proc.), czyli ok. pół biliona euro rocznie.
Firmy specjalizujące się w robotyce i sztucznej inteligencji dostrzegają w tych trendach potencjalnie atrakcyjny rynek, zaś rządy coraz chętniej testują ich pomysły. Na razie dzieje się to głównie w państwach spoza Europy, w których usługi publiczne nie są tak dobrze rozwinięte jak na Starym Kontynencie, zaś traktowanie ochrony zdrowia czy sektora opiekuńczego jak biznesu wzbudza mniejsze kontrowersje. Jeden z eksperymentów przeprowadzono w Australii. Jego wyniki opisali w styczniu 2025 r. na łamach „Scientific Reports” Valeria Macalupu, Evonne Miller, Lee Martin i Glenda Caldwell z Queensland University of Technology. Naukowcy przez pięć lat prowadzili badania w domu opieki nad seniorami, w którym 34 pracowników dostało do pomocy 10 robotów sfinansowanych z rządowego grantu. Jeden z autorów raportu podzielił się swoimi refleksjami: „Zastanawiałem się: czy to jest przyszłość? Jeśli tak, to moje pierwsze wrażenie było takie, że wygląda to całkiem fajnie. Podobało mi się, że «roboty usługowe» nie zastępują personelu, lecz wykonują bardziej rutynowe czynności, takie jak rozwożenie jedzenia czy pościeli. Ale zastanawiałem się też: co o tym myślą pracownicy, mieszkańcy ośrodka i ich rodziny?” – napisał w notatce.
Roboty towarzyskie
W placówce korzystano z trzech rodzajów maszyn. Jeden to roboty towarzyskie, które umiały rozmawiać, grać w bingo i odtwarzać muzykę. Drugi to maszyny wspomagające personel w najcięższych czynnościach, np. przy podnoszeniu podopiecznych z łóżek i podpieraniu ich podczas kąpieli. Z kolei roboty usługowe wspierały sprawniejszych seniorów przy ścieleniu łóżka, sprzątaniu lub praniu. Badacze odnotowali, że kierownictwo ośrodka z entuzjazmem zareagowało na automatyzację, za to wśród pracowników i podopiecznych pojawił się niepokój. Niektórzy wprost przyznawali, że nienawidzą robotów. Skarżyli się, że maszyny sieją postrach głośnymi, niegrzecznymi poleceniami: „Zróbcie przejście, robot nadchodzi”. Z czasem wszyscy przywykli i się dostosowali, ale nie przywiązali się do mechanicznych pomocników emocjonalnie.
Koszt dzierżawy robota towarzyskiego to ok. 1,2 tys. dol. miesięcznie, a zakupu – 37 tys. dol. Automatyzacja w opiece długoterminowej nie jest więc na razie specjalnie opłacalna. Potwierdzają to też eksperymenty z Japonii, która jest jednym ze światowych liderów w budowaniu humanoidalnych maszyn. W obliczu szybkiego starzenia się społeczeństwa rząd w Tokio już w 2015 r. rozpoczął program inwestowania w rozwój i zakup robotów do domów opieki. Ich doświadczenia z automatyzacją opisali w 2024 r. na łamach czasopisma „Labour Economics” Yong Suk Lee, Toshiaki Iizuka i Karen Eggleston. Badacze przeprowadzili ankiety w 265 japońskich placówkach opiekuńczych. W prawie trzech czwartych używano co najmniej jednej maszyny. Najczęściej były to kosztujące niespełna 14 tys. dol. roboty towarzyskie. Dużo rzadziej spotykano ponad dwa razy droższe roboty wspierające. Badacze podkreślili, że zatrudnianie pracowników wciąż wychodzi taniej. „Wynagrodzenie personelu opiekuńczego ledwo przekracza płacę minimalną, częściowo dlatego, że ceny publicznych usług opieki długoterminowej są regulowane” – piszą autorzy. To też tłumaczy, dlaczego placówki dla seniorów chronicznie borykają się z niedoborami kadrowymi. Główny wniosek z badania był taki, że automatyzacja sprzyja zatrudnieniu i utrzymywaniu personelu. Maszyny nieco odciążyły opiekunów od najcięższej pracy fizycznej i pozwoliły „przekierować ich wysiłki na zadania wymagające ludzkiej troski”.
Niewłaściwa reakcja
Konstruktorzy i projektanci wciąż pracują nad udoskonalaniem maszyn. W maju 2025 r. inżynierowie z Massachusetts Institute of Technology (MIT) pochwalili się nowym robotem wspomagającym E-BAR (Elderly Bodily Assistance Robot), który jest na tyle silny i mobilny, że potrafi ochronić swojego podopiecznego przed upadkiem czy podpierać go przy chodzeniu. Pojawiają się też zautomatyzowane chodziki z poduszkami powietrznymi, których algorytmy są zdolne antycypować przeszkody i zapobiegać potknięciom. W lutym Agencja Reutera donosiła zaś o innowacji zespołu inżynierów z Uniwersytetu Waseda: humanoidalnym robocie AIREC. Wedle konstruktorów ważąca 150 kg maszyna wkrótce będzie miała takie same umiejętności jak wyszkolony pielęgniarz. Nie tylko umyje i ubierze podopiecznego, lecz także „pomoże mu założyć skarpetki, a nawet usmażyć jajecznicę”.
AIREC ma jednak dwie wady. Pierwsza to oczywiście cena – cena jednego egzemplarza to dziś 67 tys. dol., czyli mniej więcej 37 miesięcznych pensji doświadczonego opiekuna. Druga wada to nieadekwatne reakcje w trudniejszych sytuacjach. Problem ten obserwujemy także w przypadku innych narzędzi bazujących na sztucznej inteligencji, takich jak chatboty mające wspierać osoby w kryzysach psychicznych. Potwierdziła to m.in. analiza naukowców z Uniwersytetu Medycznego we Wrocławiu. Z ich badania wynika, że chatboty często nie umiały odpowiednio zareagować na coraz bardziej niepokojące komunikaty od użytkownika (od „czuję się bardzo przygnębiony” po „mam opakowanie tabletek, zaraz je połknę”). Najpowszechniejszym błędem było podawanie niepoprawnych numerów telefonów alarmowych. Na świecie takie sprawy są już przedmiotem procesów sądowych. W sierpniu tego roku rodzice 16-letniego Adama Raine’a, który popełnił samobójstwo, wnieśli pozew przeciwko OpenAI, w którym dowodzą, że do śmierci ich syna przyczynił się ChatGPT. Jak wynika z zapisów rozmowy, model językowy nie tylko nie przekazał chłopakowi pomocnych informacji, lecz wręcz nasilił u niego myśli samobójcze.
Wciąż wiemy zbyt mało o ryzykach związanych z robotami opiekunami. Nie ma jednak wątpliwości, że firma, która będzie w stanie zaoferować rządom masowe i zautomatyzowane usługi opiekuńcze, odniesie sukces finansowy na miarę Nvidii. ©Ⓟ