8 mln zł dla Ceneo zasądził od Google Sąd Rejonowy we Wrocławiu. To kara dla big techa za łamanie wcześniejszego postanowienia Sądu Okręgowego w Warszawie o zabezpieczeniu roszczeń internetowej porównywarki cen z Grupy Allegro. Sąd ten zakazał Google m.in. faworyzowania Google Shopping w wynikach wyszukiwania wyświetlanych użytkownikom w Polsce.

Za co Google grozi kara 50 tys. zł dziennie?

To precedensowe postanowienie (z 14 marca 2024 r., sygn. akt XXII GWO 24/24) objęło zakaz stosowania czterech rodzajów czynów nieuczciwej konkurencji zarzuconych cyfrowemu gigantowi przez Ceneo. Oprócz faworyzowania własnej porównywarki kosztem konkurencyjnych usług (samopreferowania) chodzi też o przekierowywanie ruchu do Google Shopping kosztem Ceneo, utrudnianie dostępu do polskiej porównywarki przez usuwanie prowadzących do niej wyników wyszukiwania oraz wyświetlanie nieautoryzowanych reklam Ceneo, zamieszczanych przez podmiot niezależny od tej firmy (według Ceneo celem tego działania może być zdobycie informacji o preferencjach użytkowników polskiej porównywarki). Zgodnie z postanowieniem warszawskiego SO za naruszenie któregokolwiek z tych zakazów grozi Google kara w wysokości 50 tys. zł dziennie.

Polska firma uważa, że big tech nie stosuje się do postanowienia o zabezpieczeniu. Przed Sądem Rejonowym dla Wrocławia-Fabrycznej we Wrocławiu (w tym mieście ma siedzibę) wszczęła więc postępowanie o nałożenie na Google kary. Żądała 14,35 mln zł, tj. 50 tys. zł za każdy dzień od dnia wydania postanowienia o zabezpieczeniu do końca 2024 r. (w sumie 287 dni).

Dlaczego sąd nałożył na Google niższą karę, niż chciało Ceneo?

Sąd uznał jednak, że kara nie należy się za cały ten okres. Zasądził na rzecz Ceneo 8 mln zł, odliczając dni przed formalnym doręczeniem Google postanowienia o zabezpieczeniu (co nastąpiło dopiero 11 czerwca 2024 r., bo dokument tłumaczono na angielski) oraz dni, co do których Ceneo nie przedstawiło aktów notarialnych dokumentujących naruszenie, dysponowało jedynie dowodami w postaci zrzutów ekranu (te dni to weekendy i święta).

W rezultacie kara objęła 160 dni. Ceneo odwołało się od tego wyroku do sądu apelacyjnego. Google nie udzielił nam informacji o krokach podjętych po tym wyroku. Żadna z firm na tym etapie nie chce komentować sprawy. Jeśli Ceneo udowodni naruszanie zakazów także w tym roku, to Google czeka kolejna kara – 50 tys. zł za każdy dzień.

Czy akt notarialny jest konieczny, by dowieść big techowi naruszenie?

Nieuwzględnienie wszystkich dni przez wrocławski sąd dziwi ekspertów.

– Nie zgadzam się ze stanowiskiem sądu – mówi Zbigniew Krüger, adwokat z kancelarii Krügerlegal. – Fakt może być udowodniony za pomocą wszelkich dostępnych środków, niekoniecznie aktu notarialnego. Owszem, 10–15 lat temu stosowaliśmy protokoły notarialne z otwarcia strony internetowej, co potwierdzało datę otwarcia danej strony. Później wystarczył zwykły wydruk bądź inne środki dowodowe, jak nagranie ekranu – stwierdza.

Zbigniew Krüger zaznacza, że w procedurze sądowej nie ma podstaw, aby wymagać aktu notarialnego. – Taka forma nie jest przewidziana dla skutków dowodowych. Oczekiwanie przedstawienia aktu notarialnego to za daleko idący brak zaufania ze strony sądu. Jeżeli druga strona kwestionowałaby datę wydruku, to musiałaby wykazać ewentualne fałszerstwo – argumentuje.

Jego zdaniem taki formalizm ze strony sądu niczemu nie służy. – Mam nadzieję, że nie stanie się to znowu standardem, bo oznaczałoby cofnięcie praktyki sądowej o kilka lat. Mówi się o cyfryzacji procedury, a tymczasem musielibyśmy dołączać dokument z pieczęcią i podpisem notariusza, stwierdzający, że tego i tego dnia w siedzibie danej firmy otwarto na komputerze określoną stronę internetową – komentuje Zbigniew Krüger.

Zdaniem doktor Igi Małobęckiej-Szwast, radcy prawnego i prezeski fundacji Blue Dragon Institute, stosowanie aktów notarialnych w odniesieniu do internetu jest kuriozalne.

- W sprawie Ceneo mamy do czynienia z naruszeniem ciągłym. Sąd mógł pomyśleć, że skoro na dni powszednie Ceneo przedstawiło dowody w formie aktów notarialnych, to tak samo powinno wykazać naruszanie postanowienia o zabezpieczeniu w weekendy i święta – zastanawia się prawniczka. Uważa jednak, że sąd podszedł do kwestii dowodów zbyt formalistycznie.

- Oczywistym jest, że naruszenie funkcjonuje tak samo, jak wyszukiwarka internetowa, to znaczy opiera się na jakimś z góry ustalonym algorytmie. Google na pewno nie ma interesu w tym, żeby zmieniać ten algorytm akurat w sobotę i niedzielę. Po pierwsze, wiązałoby się dla niego z dużymi kosztami. Po drugie, można się spodziewać, że najwięcej korzyści z faworyzowania swojej porównywarki cen odnosi właśnie w weekendy, gdy ludzie mają więcej czasu na takie wyszukiwania i dokonywanie zakupów – argumentuje dr Małobęcka-Szwast.

Wskazuje, że sąd mógł skorzystać z instytucji domniemania faktycznego: tj. wnioskować o istnieniu jednego faktu na podstawie innych okoliczności sprawy i dowiedzionych przez stronę faktów. - Nie zdecydował się na to jednak i podszedł do sprawy bardzo formalistycznie nieadekwatnie do realiów internetu, zasad funkcjonowania wyszukiwarek oraz istoty naruszenia – stwierdza. - Postępowanie przed sądem rejonowym w sprawie Ceneo stanowi przykład, jak sprawy dotyczące naruszeń w internecie nie powinny wyglądać. To argument wskazujący na potrzebę specjalizacji sądowej w dziedzinie dotyczącej platform cyfrowych – mówi dr Małobęcka-Szwast.

Zbigniew Krüger ma ponadto wątpliwości co do słuszności odliczenia dni przed doręczeniem postanowienia. – Pod tym względem też raczej nie zgadzam się z tym wyrokiem. Jeżeli np. sąd wydaje zabezpieczenie roszczenia o alimenty, to nie odlicza okresu przed doręczeniem postanowienia. To nie powinno wstrzymywać biegu zabezpieczenia ani wpływać na jego zakres – uważa mec. Krüger.

Ceneo może jeszcze sięgnąć po miliardy złotych

Stawka sporu Ceneo z Google jest dużo wyższa niż kary wynikające z postanowienia o zabezpieczeniu roszczeń. 23 grudnia 2024 r. polska porównywarka złożyła bowiem przeciwko Google pozew o odszkodowanie. Chodzi co najmniej o 2,3 mld zł. Na tę kwotę składają się straty poniesione przez Ceneo w wyniku antykonkurencyjnych praktyk Google od 2013 r. (ok. 1,7 mld zł) oraz odsetki do 29 listopada 2024 r. (ok. 615 mln zł). Oprócz tego Ceneo domaga się odsetek za okres od dnia wniesienia pozwu do dnia zapłaty odszkodowania.

Pozew jest pokłosiem decyzji Komisji Europejskiej z 26 lipca 2017 r. (sprawa AT.39740) i prawomocnego wyroku Trybunału Sprawiedliwości Unii Europejskiej z 10 września 2024 r. (sprawa C-48/22 P). Jak pisaliśmy w DGP, Komisja ukarała big techa za to, że w 13 państwach Europejskiego Obszaru Gospodarczego – w tym w Polsce – preferował w wynikach wyszukiwania własną porównywarkę Google Shopping. Komisja uznała to za nadużycie pozycji dominującej. Jej zdanie zasadniczo podzielił Sąd UE, do którego Google wniósł skargę (sprawa T-612/17). Następnie trybunał oddalił odwołanie big techa, podtrzymując karę 2,4 mld euro nałożoną nań przez Komisję Europejską.

Ponadto jeszcze przed orzeczeniem TSUE, 28 marca 2024 r., Ceneo pozwało Google, powołując się na ustawę o zwalczaniu nieuczciwej konkurencji (tj. Dz.U. z 2022 r. poz. 1233). Polska firma uważa, że zachowania Google spełniają m.in. przesłanki art. 15 tej ustawy, mówiącego o ograniczaniu dostępu do rynku (XXII GW 289/24).

Sprawa dotyczy milionów użytkowników Google w Polsce

Iga Małobęcka-Szwast podkreśla, że sprawa przeciwko Google dotyczy nie tylko prowadzącej ją firmy Ceneo. – To sprawa dużego kalibru i dotyczy wszystkich Polaków, którzy korzystają z internetu. Praktyki Google wpływają na to, że otrzymujemy wypaczone wyniki wyszukiwania, gdy próbujemy porównywać ceny – mówi Iga Małobęcka-Szwast.

A to z kolei wpływa na nasze decyzje zakupowe. Pamiętajmy, że Google jest najczęściej odwiedzaną domeną przez polskich internautów. W lipcu miał ponad 27 mln realnych użytkowników (dane z badania Mediapanel PBI i Gemiusa, patrz: grafika).

– Gdy Google w końcu zapłaci polskiej firmie karę za faworyzowanie swoich usług w wyszukiwarce, to będzie ważny przełom. Będzie to oznaczało, że możliwe jest pociągnięcie big techa do odpowiedzialności za to, jakie praktyki stosuje na krajowym rynku – komentuje dr Małobęcka-Szwast.

Wobec przychodów globalnego giganta cyfrowego obecna kara 8 mln zł nie wygląda imponująco. W ubiegłym roku globalne przychody spółki Alphabet, do której należy Google, przekroczyły bowiem 350 mld dol.

– Mimo to może mieć dla Google efekt odstraszający, choćby ze względu na wizerunkowe znaczenie przegranej – uważa Iga Małobęcka-Szwast. – Może również zachęcić inne firmy znajdujące się w takiej sytuacji jak Ceneo do dochodzenia swoich praw i przeciwstawienia się praktykom big techów – podsumowuje. ©℗

Google największy w polskiej sieci
ikona lupy />
Google największy w polskiej sieci / Dziennik Gazeta Prawna - wydanie cyfrowe

orzecznictwo