Arwid Mednis: TSUE uznał, że skoro jakieś dane nie są niezbędne do realizacji umowy oraz tzw. prawnie uzasadnionego interesu, to nie można ich przetwarzać, z czym trudno się nie zgodzić. Choć z drugiej strony, trochę żal, że wątek zwyczajów i kultury życia codziennego nie został rozważony
Trybunał Sprawiedliwości Unii Europejskiej orzekł w ubiegłym tygodniu, że francuskie koleje nie mają prawa pytać klientów o płeć po to, by potem w korespondencji używać formy grzecznościowej „Pan” lub „Pani”. Zgadza się pan z tym wyrokiem?
ikona lupy />
dr hab. Arwid Mednis, Wydział Prawa i Administracji 
Uniwersytetu Warszawskiego, wspólnik w Kancelarii Kobylańska Lewoszewski Mednis, członek Społecznego Zespołu Ekspertów przy prezesie Urzędu Ochrony Danych Osobowych / Materiały prasowe / fot. Materiały prasowe

Po przeanalizowaniu orzeczenia trudno się z nim nie zgodzić, bo pod względem prawnym jest ono w pełni poprawne. Choć moja pierwsza reakcja, gdy dowiedziałem się, czego to orzeczenie dotyczy, to rzeczywiście było: „Rany, czym zajmuje się TSUE?”.

Przy czym ta sprawa ma drugie dno. Mamy w niej francuskie koleje SNCF Connect, które wymagają, a przynajmniej wymagały od klientów kupujących bilety, by wskazali formę grzecznościową, w jakiej SNCF ma się do nich zwracać, a więc czy na bilecie ma być „Pan”, czy „Pani”. I mamy stowarzyszenie Mousse, zajmujące się walką z dyskryminacją na tle płci i orientacji seksualnej, które zakwestionowało tę praktykę przed francuskim organem ochrony danych osobowych. Ten jednak uznał, że wymóg podania płci jest uzasadniony zwyczajowo. Sprawa trafiła do Rady Stanu, która postanowiła zadać pytania prejudycjalne TSUE.

No właśnie, chodzi z jednej strony o zarzut dyskryminacji ze względu na płeć, a z drugiej o pewien zwyczaj, o formy grzecznościowe. A TSUE analizował to tylko pod kątem RODO.

Rzeczywiście, TSUE pominął w wyroku cały podnoszony przez Radę Stanu aspekt kulturowy i zwyczaj zwracania się do drugiej strony w formach grzecznościowych. Trochę jakby celowo chciał pominąć ten temat, który, w moim przekonaniu, był ważnym elementem rozstrzyganej sprawy. Mousse zwróciło uwagę na osoby, które w aktach stanu cywilnego niektórych państw mają wpisaną „płeć neutralną” lub nie chcą ujawniać płci. Pytania Rady Stanu zmierzały do ustalenia, czy oceniając niezbędność tych danych dla celu, można brać pod uwagę powszechnie przyjęte zwyczaje zwracania się do drugiej osoby w komunikacji handlowej. Ostatecznie jednak TSUE ten ostatni aspekt pominął i stwierdził, że dla celu realizacji umowy, czyli przewozu osób, pozyskiwanie danych dotyczących formy grzecznościowej nie jest konieczne, z czym rzeczywiście trudno się nie zgodzić. Bo przecież przy przewożeniu osoby płeć nie jest istotna, jeśli pominąć być może np. miejsca sypialne. TSUE podszedł więc do tematu bardzo formalistycznie, ale, jak mówię, trudno się z tym podejściem nie zgodzić. Skoro jakieś dane nie są niezbędne do realizacji umowy ani prawnie uzasadnionego interesu przewoźnika, to mamy do czynienia z naruszeniem zasady minimalizacji danych. Choć jednocześnie trochę żal, że wątek zwyczajów i kultury życia codziennego nie został rozważony.

Organizacji, która złożyła skargę, chodziło tak naprawdę nie o dane osobowe, tylko o dyskryminację ze względu na płeć. Czy to nie jest nieco absurdalne, że RODO jest wykorzystywane do celów, którym w założeniu nie miało służyć?

Pamiętajmy, że zasadniczym celem RODO jest ochrona nie tyle danych osobowych, ile różnych naszych praw i wolności, które mogą zostać naruszone w związku z wykorzystaniem z tych danych. Ale – jeśli abstrahować od tego wyroku TSUE – nie mamy wpływu na to, jak ludzie wykorzystują RODO. Mógłbym podać wiele przykładów jego nadużywania, załatwiania swoich interesów, które nie mają niczego wspólnego z danymi osobowymi.

Prośba o podanie płci jest powszechnie spotykana w formularzach internetowych. Czy po tym wyroku wszystkie muszą zostać zmienione?

Osobiście chyba najczęściej spotykam się z formularzami, w których jestem proszony o podanie formy osobowej, w której chciałbym, żeby się do mnie zwracano, ale to jest opcja, a nie przymus. I taka opcjonalna prośba, moim zdaniem, jest wciąż dopuszczalna. Jeśli jednak zaznaczenie pola „Pan” lub „Pani” jest obowiązkowe, to doradzałbym zmianę tego na opcjonalne.

Wyrok dotyczy zbierania danych na temat płci. Jednak już po samym imieniu można rozpoznać, jak się do kogoś zwracać. Czy pisanie w nagłówku wiadomości „Szanowny Panie”, „Szanowna Pani” jest zgodne z prawem?

Doprecyzujmy, że wyrok dotyczy form grzecznościowych, które wskazują płeć. Istota problemu, na który wskazywało Mousse, dotyczyła tego, że nie każdy chce ujawniać swoją płeć lub chce się identyfikować jako kobieta lub mężczyzna. Z wyroku wynika, że nie powinno się wymagać podania formy grzecznościowej, ale to nie równa się zakazowi używania form, o jakie pan pyta. Jest tylko kwestia praktyczna dotycząca tego, jak zwracać się do osoby, która nie skorzysta z opcji podania odpowiedniej formy.

Czy to jednak nie jest powiązane? Skoro nie można żądać wskazania płci, bo nie jest to niezbędne do realizacji umowy, to chyba tej płci nie powinniśmy również dedukować z imienia, bo przecież wtedy również przetwarzamy dane, które nie są niezbędne do realizacji umowy przewozu.

To prawda, ale tu jest pytanie, czy wykorzystamy taką informację w jakimś celu, np. właśnie do komunikacji. Istnieją przecież imiona, które nie wskazują na płeć, no i są osoby, które nie identyfikują się jako kobieta lub mężczyzna, pomimo że ich imię może na płeć wskazywać. Wykorzystanie wydedukowanej informacji musi się odbywać zgodnie z RODO i może być przedmiotem kontroli.

Czy nie poruszamy się już w oparach absurdu? Jaki sens mają takie przepisy?

Zdecydowanie nie zgadzam się z kwestionowaniem sensu przepisów RODO, nawet jeśli czasami można powątpiewać w ich interpretację. Będę bronił tezy, że skuteczność ochrony naszych praw mocno wzrosła dzięki temu unijnemu rozporządzeniu. Co oczywiście nie oznacza, że RODO jest doskonałe. Najwięcej problemów sprawia to, że w wielu kwestiach nie jest jednoznaczne. I rzeczywiście bywa tak, że jest nadużywane. Osoba zwolniona z pracy np. za kradzież potrafi sobie nagle przypomnieć, że pracodawca nie dopełnił jakichś obowiązków informacyjnych. Co gorsza, czasem RODO wręcz obraca się przeciwko ludziom.

Jakiś przykład?

Jeszcze przed RODO była taka sprawa: osoby kandydujące do pracy same z siebie wysyłały do pracodawcy swoje CV. Pracodawca ich nie zatrudnił, ale chciał mieć ich dane, bo może w przyszłości dałby szansę jednej czy drugiej osobie. Organ nakazał spełnienie przez pracodawcę obowiązku informacyjnego, pracodawcy to się nie opłacało, więc dane wyrzucił. W RODO obowiązek informacyjny wygląda tak samo jak w poprzednich przepisach, więc to nadal dobry przykład.

Rzecznik generalny TSUE Michal Bobek w jednej ze swych opinii napisał, że zakres RODO jest taki szeroki, że przekształca się ono „w jedne z najbardziej de facto lekceważonych ram prawnych w prawie Unii”. Zgadza się pan z tym stwierdzeniem?

Nie. Jak już wspomniałem, uważam, że RODO mocno przyczynia się do przestrzegania praw podstawowych obywateli, przede wszystkim, co może nie powinno być głównym powodem, ze względu na wysokie kary finansowe. Absolutnie nie podważa to jednak sensu samego rozporządzenia. Choć rzeczywiście mam pretensje do prawodawcy, że jest ono momentami niejasne i pozostawia zbyt dużo swobody przy ocenie. W naszej kancelarii mamy dużo spraw, które wynikły właśnie z takich niejasności, które utrudniają życie administratorom. To zaś powoduje niepewność co do prawa, które dziś może być stosowane tak, a jutro inaczej. Powtórzę jednak, że nie podważa to w żaden sposób sensu RODO. ©℗

Rozmawiał Sławomir Wikariak