Pod koniec maja br. Ministerstwo Zdrowia (MZ) skierowało projekt ustawy o zmianie ustawy o refundacji leków, środków spożywczych specjalnego przeznaczenia żywieniowego oraz wyrobów medycznych oraz niektórych innych ustaw (nr wykazu: UD187) do konsultacji społecznych i uzgodnień. Po pół roku wciąż nie opublikowano ani wykazu zgłoszonych uwag, ani odnoszącego się do nich stanowiska resortu. Zapytaliśmy MZ, co się dzieje z projektem przez sam resort określanym jako szybka nowelizacja ustawy refundacyjnej: tzw. SZNUR.
Co nowelizacja prawa farmaceutycznego rzeczywiście jest szybka?
„Obecnie trwa rozpatrywanie wszystkich zgłoszonych uwag. W ramach prac nad tym projektem do MZ wpłynęło wiele propozycji nowych rozwiązań, często ze sobą sprzecznych, a dotyczących bardzo wrażliwej materii, stąd dłuższy czas analizowania zgłoszonych rozwiązań prawnych” – czytamy w nadesłanej do DGP odpowiedzi. Resort zaznacza, że „po zakończeniu analizy zostanie przygotowany raport z konsultacji, który zostanie niezwłocznie opublikowany na stronach RCL. Planuje się, że projekt trafi pod obrady rządu w pierwszym kwartale 2026 r.”.
– Szybka nowelizacja ustawy refundacyjnej jest jedną z najpilniejszych zmian, na które czeka branża farmaceutyczna. Problemy wynikające z wadliwych przepisów obowiązującej obecnie ustawy są na szczęście na bieżąco rozwiązywane, za co jesteśmy wdzięczni resortowi zdrowia. Jednak dla stabilności funkcjonowania sektora produkcji leków w Polsce oraz jego rozwoju konieczne są zmiany w tej ustawie, bo zawiera ona rozwiązania szkodliwe i niejasne, np. wadliwy wzór ustalania wielkości dostaw leków. Konieczne jest też wykreślenie przepisów przewidujących równe dostawy leków deficytowych do 10 wskazanych hurtowni – komentuje Grzegorz Rychwalski, wiceprezes Polskiego Związku Pracodawców Przemysłu Farmaceutycznego „Krajowi Producenci Leków”.
Na łamach DGP wielokrotnie wskazywaliśmy, że wymóg dostarczania leków deficytowych do 10 największych hurtowni w kraju nie wpływa pozytywnie na dostępność medykamentów. W ramach SZNUR planuje się również odejście od konieczności przedstawiania przez firmę farmaceutyczną w składanym przez nią wniosku refundacyjnym dowodu na obecność na rynku pierwszego konkurującego ceną leku, który wchodzi do refundacji po wygaśnięciu monopolu.
– To przepis bardzo ważny, bo każde opóźnienie konkurencji oznacza mniejszą dostępność terapii dla chorych, większe wydatki NFZ i straty krajowych firm – stwierdza Rychwalski.
Podobny punkt widzenia prezentuje Irena Rej, prezes Izby Gospodarczej „Farmacja Polska”.
– Z jednej strony zdajemy sobie sprawę z tego, że legislacja trwa bardzo długo. Jednak z drugiej strony dziwię się resortowi, że nie spieszy się z publikacją ostatecznej wersji projektu. Wynika to chyba z obawy, że kolejne dyskusje do zgłoszonych uwag mogą wydłużyć czas skierowania ustawy do parlamentu. Ustawa początkowo miała zostać uchwalona jeszcze w 2024 r., tymczasem kończy się już 2025 r. – zauważa Irena Rej.
Nasza rozmówczyni przekonuje, że nowelizacja jest bardzo potrzebna.
– Obowiązująca dziś ustawa, tzw. DNUR (duża nowelizacja ustawy refundacyjnej – red.), to czyste szaleństwo. Gdybyśmy mieli przestrzegać jej przepisów, to wysadzilibyśmy rynek. Bardzo mocno oprotestowaliśmy te rozwiązania. Przekonaliśmy władze MZ do niestosowania tych regulacji. Ale konieczne jest przekształcenie tej praktyki na konkretne przepisy. Powinno zrobić się więcej, niż tylko usunąć te absurdalne rozwiązania, które znalazły się w obowiązującej dziś ustawie. Inne regulacje też są przestarzałe – wskazuje prezes Izby Gospodarczej „Farmacja Polska”.
Zmiany wyczekiwane przez pacjentów
SZNUR to nie tylko próba naprawienia błędów poprzedniego kierownictwa resortu, ale również wyjście naprzeciw oczekiwaniom rynku i pacjentów. Przykładowo, w projekcie ustawy pojawiły się nowe stawki marży na leki (patrz: infografika) oraz przepisy umożliwiające pacjentom z przewlekłymi chorobami (innymi niż onkologiczne) otrzymywanie niektórych specyfików poza szpitalem, w którym realizuje się tzw. program lekowy.
– Wprowadzenie tzw. czwartej kategorii dostępności leków to doskonały pomysł, który całkowicie wspieramy. Chodzi o wyjście z lekami do przychodni zamiast ciągać ludzi po szpitalach. W praktyce te, które są dziś wykorzystywane wyłącznie w leczeniu szpitalnym, mogłyby trafić również do przychodni. To korzyść dla pacjentów, a dla firm farmaceutycznych możliwość szerszej dystrybucji – wskazuje Irena Rej.
Przeciwko takiemu rozwiązaniu protestuje główny inspektor farmaceutyczny, który żąda, by lek ze szpitala odbierał w przychodni farmaceuta, a nie np. pielęgniarka.
– To czysty absurd. Liczę, że resort zdrowia zdecyduje się na rozsądny wariant. Dziś farmaceuta może szczepić w aptece, co do tej pory było domeną pielęgniarek, a pielęgniarka, która podaje lek, nie może odebrać leku od pracownika hurtowni farmaceutycznej – dodaje prezes Rej.
Z kolei Grzegorz Rychwalski przywołuje dane, z których wynika, że dziś, pomimo wygasania monopolu biofarmaceutyków i obniżek ich cen nawet o 80 proc., ich dostępność jest kilkunastokrotnie niższa niż w innych krajach UE.
– To bariera poprawy wyników leczenia wielu schorzeń, możliwości powrotu pacjentów na rynek pracy, zmniejszenia ich absencji chorobowej, redukcji hospitalizacji spowodowanych zaostrzeniem dolegliwości, a także hamulec zwiększania produkcji leków biologicznych w Polsce. Jesteśmy w zdecydowanej mniejszości państw, w których leki biologiczne są podawane wyłącznie w lecznictwie szpitalnym, a z powodu obciążenia szpitali zwiększenie dostępności w tych placówkach nie jest możliwe – mówi wiceprezes Krajowych Producentów Leków.