Kto jest dobrym liberałem? Różnie mówią, ale zgódźmy się na program minimum: to człek taki, który lubi różne rzeczy, w tym demokrację, ale najbardziej lubi prawa człowieka. Dlatego tam, gdzie pięciu zielonych chce zjeść szóstego niebieskiego, on zawsze stanie po niebieskiej stronie, choćby go nie znosił – i temu zawsze służyć będą jego preferencje polityczne. Dyktatura? Jeśli rządzi zielony, niebieski zginie w zupie. Autorytaryzm? Zieloni na górze – biada niebieskiemu na dole. Demokracja? Też zjedzą, tyle że najpierw zagłosują. Tylko demokracja liberalna, z systemem różnorakich zabezpieczeń – takich jak na przykład trójpodział władzy – może uchronić mały błękit od apetytu wielkiej, silnej zieleni.
Dziennik Gazeta Prawna
A czy ty, czytelniku, jesteś dobrym liberałem? Jeśli tak, to przyszły na cię ciężkie czasy. Nie dlatego, że biją niebieskich, chociaż pewnie gdzieś jakichś niebieskich zawsze biją. Twój dzisiejszy kryzys jest nie tyle kryzysem politycznym, ile kryzysem twego rozumu. Po prostu nijak nie możesz wyjaśnić innym i sobie, co też się dookoła ciebie dzieje. Brak ci dobrych słów. Niczego nie rozumiesz.
Weźmy choćby najgorętsze pytanie sezonu, obecną Miss Universe świata pytań, a mianowicie: Dlaczego Donald Trump wygrał wybory w USA? To nie tak, że nie masz na to odpowiedzi; jako człek światły uzbierałeś ich całe mnóstwo. Choćby taka: wygrał, bo elity oderwały się od mas. A może raczej, jak ostatnio wbrew głównym nurtom interpretacyjnym ciekawie pisał na blogu Liberte Tomasz Kasprowicz, to właśnie masy oderwały się od rzeczywistości. Mówisz: zabrakło elitom wizji. Masom zabrakło pieniędzy i mobilności; szukają zgubionego amerykańskiego snu. Myślisz, w nagłym przypływie socjologizującego ducha: a może to resentyment białych, a może antyglobalistyczna i antyneoliberalna międzynarodówka motywowana rosnącymi nierównościami. Szukasz przyczyn w duszach suwerena, wskazujesz na rozbudzoną przez populistyczny styl kandydata ksenofobię, na rasizm dobrze ukrywany za krytyką nielegalnych imigrantów i gloryfikacją policji, kult celebryctwa, oceniasz. Tęsknota za silnym przywództwem. Rosyjska propaganda. To Facebook i jego szczelne informacyjne bąble – oznajmiasz na Facebooku. To dyrektor FBI James Comey i jego e-mailowa niespodzianka dla Hillary Clinton. Wikileaks. Seksizm. Przegięcie politycznoporawnościowej pały. Niedokręcenie politycznopoprawnościowej śruby. Kryzys demokratycznej reprezentacji. Teorii jest w bród. Nic, tylko wybierać, przebierać; a że procesy polityczne są złożone, cokolwiek by się złapało, trochę racji w tym będzie.
Ale te interpretacje w głębi duszy wcale cię nie satysfakcjonują. Stoisz bezradnie z naręczem wyjaśnień, a każde z nich tylko każe ci raz jeszcze zadać to samo pytanie. Dlaczego? No dobrze, nierówności – ale mimo wszystko, dlaczego? Rozumiem, rasizm – ale tak czy siak, jak to jest możliwe? Niech będzie, że antyestablishmentowy bunt – ale żeby aż Trump? To bez sensu.
Już znasz tę emocję fundamentalnego zdziwienia, tego niedowierzania, którego nie imają się żadne wyjaśnienia procesowe. To ta emocja była z tobą, gdy na Węgrzech pojawiały się pierwsze symptomy deliberalizacji. Czułeś ją, gdy duża część Polaków obojętnie lub nawet z entuzjazmem przyjmowała takie ruchy PiS, jak rozmontowywanie Trybunału Konstytucyjnego albo aktywny sprzeciw naszego rządu wobec rekomendacji czy wypełniania zobowiązań wobec UE. Pojawiła się, kiedy Brytyjczycy zagłosowali za opuszczeniem Unii. Pokaże się znów w pełnej krasie, gdy wybory we Francji wygra Marine Le Pen. A teraz towarzyszy ci, gdy myślisz o wyborze Trumpa na prezydenta USA.
Bo przecież to prawda, myślisz sobie, że są nierówności, że wykluczenie, że złość – ale nic nie może uzasadnić odwrotu od praw. A tak właśnie rozumiesz te procesy – i mimo że oskarżają cię o histerię i liberalną nadpobudliwość, ty wciąż widzisz link między rozmontowywaniem instytucji trybunału a potencjalnym napadem na niebieskich. W UE dopatrujesz się układów gospodarczych, ale też kojących mechanizmów kontroli i równowagi zabezpieczających bardziej podatne na rozpad instytucje poszczególnych krajów – dlatego osłabienie takich ponadnarodowych instytucji sprawia, że od razu bierze cię strach o niebieskich. Retoryka Trumpa i jego otoczenia, jego plany deportacyjne przyprawiają cię o lęk, że niebiescy mogą znowu dostać po głowie. A poza tym wiesz dobrze, że każdy może się stać niebieskim z dnia na dzień, więc nie tylko boisz się o nich; boisz się też o siebie; jakkolwiek cię uspokajać, ciągle widzisz powody do tego strachu. Przehandlować te prawa za cokolwiek wydaje ci się zbrodnią przeciw wszelkiej racjonalności – i dlatego wciąż zachodzisz w głowę: dlaczego? Jaki zły geniusz mógł ludzi do tego przekonać, jaki złośliwy demon, używając jakich szalonych sił, może wzbudzić populistyczne powstanie, które każe im zapomnieć o tych fundamentalnych niebezpieczeństwach i poruszyć ksenofobiczne, rasistowskie i inne wrogie prawom sentymenty?
Twoje zdziwienie jest skutkiem zaślepiającej cię iluzji. Wygrana Trumpa czy potencjalna prezydentura Le Pen nie jest dziwna, dziwne jest to, że takich jak oni nie było tak długo. Nie jest tak, że nagle, nie wiadomo skąd przyszły do naszego domu wilki – po prostu nasz dom zawsze stał w lesie, w którym wilków jest pełno, tyle że jakiś czas temu udało nam się na moment zrobić dobry płot. Rasizm, ksenofobia, izolacjonizm – to naturalne nasze tendencje i tylko nadludzki wysiłek, geopolityczny fuks i relatywny dobrobyt Zachodu pozwoliły nam na jakiś czas za tym płotem się skryć.
Teraz płot pęka, bo wilki już bardzo długo drapią. Każdy ze wspomnianych wyżej powodów obluzowuje deskę czy gwóźdź. A ty nie możesz się dziwić; musisz zrozumieć przygodność swej sytuacji. Twoje prawa nie są wieczne i niezmienne, twoje prawa są kruche i historycznie przypadkowe, wymagają więc od ciebie ciągłej opieki i ochrony. Nie są jak grawitacja, odwieczne prawo natury; są jak mandala usypana z piasku. Nie dziw się więc, że mąci ją byle wiatr; zacznij myśleć o tym, jak tu zbudować kolejny płot. I buduj, chociaż już wiesz, że zawsze w końcu przyjdą wilki.
Nie jest tak, że nagle, nie wiadomo skąd, przyszły do naszego domu wilki – po prostu nasz dom zawsze stał w lesie, w którym wilków jest pełno, tyle że udało nam się zrobić dobry płot. Rasizm, ksenofobia, izolacjonizm – to naturalne nasze tendencje i tylko nadludzki wysiłek, geopolityczny fuks i dobrobyt Zachodu pozwoliły nam na jakiś czas za tym płotem się skryć. A teraz on pęka, bo wilki już bardzo długo drapią.

Kup w kiosku lub w wersji cyfrowej