Ankara ma drugą co do wielkości armię spośród państw członkowskich i strategiczne położenie. Turcja coraz bardziej oddala się od NATO. Mevlüt Çavuşoglu, minister spraw zagranicznych tego kraju, zasugerował nawet, że Ankara może rozważyć wyjście z Sojuszu. Ale mimo zaskakująco szybkiego zbliżenia z Rosją kompletne przeorientowanie polityki bezpieczeństwa przez Turcję byłoby krokiem ryzykownym.
Turcja do tego momentu chciała współpracować z członkami NATO. Ale rezultaty nas nie satysfakcjonują. Wobec tego jest naturalne, by przyglądać się innym opcjom – oświadczył wczoraj Çavuşoglu, komentując petersburskie spotkanie prezydentów Recepa Tayyipa Erdogana i Władimira Putina. Podczas rozmów uzgodniono m.in. współpracę polityczną w rozwiązaniu konfliktu w Syrii, a także szereg porozumień wojskowych i gospodarczych.
Szef tureckiej dyplomacji zapewnił wczoraj, że zbliżenie obu krajów nie jest wymierzone w NATO, ale zarazem ostrzegł, że Zachód może utracić Turcję w efekcie jego własnych błędów. Natowscy sojusznicy Ankary jeszcze przed lipcową próbą puczu obawiali się jej samoizolacji. Jak pisaliśmy w DGP, namawiano nawet władze Polski i Rumunii, by zacieśniły więzy z Turcją.
Po nieudanym puczu napięcie jeszcze wzrosło. Çavuşoglu skrytykował wczoraj NATO i UE, że nie udzieliły władzom w Ankarze wyraźnego wsparcia podczas próby przewrotu. I – co najbardziej szokujące – wspomniał, że jeśli NATO tego wsparcia nie zwiększy, Turcja może się zastanowić nad wyjściem z Sojuszu. „Turcja jest wartościowym sojusznikiem, który wnosi istotny wkład do wspólnych działań NATO. Jej członkostwo w NATO nie stoi pod znakiem zapytania. NATO liczy na dalszy wkład ze strony Turcji, a Turcja może liczyć na solidarność i wsparcie NATO” – oświadczyło w pospiesznej odpowiedzi kierownictwo Sojuszu.
Nie da się ukryć, że stosunki Ankary z NATO – a dokładniej z kilkoma kluczowymi członkami – wyglądają ostatnio nie najlepiej. Tureckie władze domagają się od Stanów Zjednoczonych wydania mieszkającego w tym kraju islamskiego kaznodziei Fethullaha Gülena, którego oskarżają o zorganizowanie lipcowego puczu. Na dodatek obawiając się kurdyjskiego separatyzmu, krytykują Amerykanów za wspieranie kurdyjskich ugrupowań walczących w Syrii z bojownikami Państwa Islamskiego. Z kolei Niemcom mają za złe przyjętą w tym roku uchwałę Bundestagu uznającą rzeź Ormian w czasie I wojny światowej za ludobójstwo.
Sugestia o możliwości wyjścia z NATO – podobnie jak groźba wycofania zgody na korzystanie przez Amerykanów podczas operacji przeciw Da’isz z bazy lotniczej w Incirlik – mogą być sposobem na wywarcie presji na Waszyngton w celu wydania Gülena. Hipotetyczne wyjście Turcji z NATO byłoby dla Sojuszu katastrofą. Ma ona nie tylko drugą co do wielkości armię spośród państw członkowskich, ale przede wszystkim strategicznie ważne położenie – zarówno w kontekście operacji na Bliskim Wschodzie, jak i potencjalnego konfliktu z Rosją. Zatem z tego punktu widzenia taki szantaż może być skuteczny.
Jednak racjonalnie patrząc, wyjście z NATO wydaje się mało prawdopodobne, a ścisła współpraca z Rosją – ryzykowna. Nie chodzi nawet o to, że Rosja i Turcja przez całe stulecia były rywalami, ani nawet o listopadowy incydent z zestrzeleniem rosyjskiego samolotu. Ankara i Moskwa – mimo deklarowanej w Petersburgu przyjaźni – mają w wielu kwestiach zupełnie sprzeczne interesy. Poczynając od Syrii, gdzie Rosja chce doprowadzić do pozostania u władzy Baszara al-Asada (i może jej się to udać), co dla Turcji było nie do zaakceptowania, ale także w sprawie Ukrainy, Armenii, Cypru – i trudno, by to nie przeszkadzało.
Oczywiście, z drugiej strony łączy je coraz większa niechęć do Unii Europejskiej czy Zachodu jako całości, a także autorytarny styl obu prezydentów. Dalej, pomimo że Rosja w ostatnich latach stale się zbroi, to NATO wciąż ma przewagę pod względem potencjału militarnego, jakości uzbrojenia i wydatków na cele wojskowe, zatem taka wolta Ankary raczej nie poprawiłaby jej bezpieczeństwa. Wreszcie sprawa najważniejsza. Przyjaźń z dyktatorami zawsze jest ryzykowna. Rosja chce zbliżenia z Turcją, bo ma w tym swój własny interes, ale jeśli tylko przestanie go dostrzegać, bez mrugnięcia okiem ją zostawi, czego NATO w stosunku do państw członkowskich w założeniu nie robi. Problem jednak w tym, że turecki prezydent Erdogan zachowuje się w sposób coraz bardziej irracjonalny i nieprzewidywalny, zatem niczego ze stuprocentową pewnością nie można wykluczyć.