Granica między plagiatem a inspiracją często jest trudna do odróżnienia, Katarzyna Pakosińska chyba ją jednak przekroczyła. W swojej książce bez podania autora czy źródła zacytowała podobno nie tylko teksty z podróżniczego bloga, ale także artykuły z Wikipedii. Jednak nie jest to przypadek odosobniony - plagiatu dopuszczają się także politycy i naukowcy, głównie przepisując prace naukowe lub kopiując wyniki badań.

Żadna twórczość nie funkcjonuje w próżni, tak więc autorzy często (i chętnie) korzystają z już istniejących prac. Jednak należy wyraźnie odróżnić inspirowanie się czyjąś pracą od przerabiania w większym lub mniejszym stopniu cudzego dzieła i podpisywanie go swoim nazwiskiem.

Także cytowanie bez podania autora jest niedozwolone, a tego dopuściła się znana artystka Katarzyna Pakosińska, która po zakończeniu kariery kabaretowej zaczęła być aktywna na innych polach - napisała między innymi "Georgialiki. Książkę pakosińsko-gruzińską", a podczas jej pisania miała posiłkować się cudzymi tekstami, przez co teraz ma dosyć poważne kłopoty.

Sprawę plagiatu Pakosińskiej ujawniła Anna Janicka-Galant, współautorka - razem z Arturem Bińkowskim - bloga Oblicza Gruzji. Janicka-Galant od lat podróżuje po tym kraju i to u jednego z przyjaciół, artysty i filozofa Fridona Niżaradze, przeczytała "Georgialiki" i zdumiona odkryła w nich fragmenty tekstów ze swojego bloga. "Książki, które mają trafić w moje ręce, trafiają różnymi drogami. Niektórym przychodzi przemierzyć sporo kilometrów. W przypadku książki Katarzyny Pakosińskiej to ja musiałam przejechać i przejść wiele kilometrów, by w Uszguli otrzymać ją z rąk Fidona i znaleźć w niej... swoje teksty" - zaczęła swój wpis na blogu Janicka-Galant.

Blogerka wymienia dalej dokładnie momenty, w których Pakosińska zacytowała fragmenty jej bloga. Oprócz rozdziału o królowej Tamar, chodzi o wizyty Pakosińskiej u samego Fridona. W swojej książce na stronie 98 Pakosińska pisze: "Św. Jerzy przebija smoka, lecz nigdy nie zdoła przebić go do końca... Kultura Wschodu przetrwa... Chrześcijaństwo nie zapanuje nad całym światem". A blogerka: "Święty Jerzy przebija smoka, lecz nie zdoła go do końca przebić nigdy... Kultura Wschodu przetrwa... Chrześcijaństwo nie zdoła zapanować nad całym światem".

Inny przykład Janicka-Galant znalazła na stronie 99. Pakosińska: "On zawsze szukał idealnej kobiety, tak bardzo upragnionej, ale widocznie tak nierealnej, że jej nie znalazł i nigdy się nie ożenił. Stała się jego obsesją - tłumaczy brata Tejmur". Na blogu z kolei napisano: "Teraz opowiada, czemu Fridon się nie ożenił. Podobno szukał idealnej kobiety, tak bardzo upragnionej, ale widocznie tak przerażającej, skoro nie znalazł. Stała się jego wyidealizowaną obsesją".

Co Pakosińska spisywała na serwetkach?

To nie koniec zapożyczeń Pakosińskiej. "Teraz pora na toasty - to mój ulubiony konik. Zbieramy je od dawna - spisujemy, wyszukujemy, tłumaczymy, adaptujemy" - pisze Janicka-Galant i tłumaczy, że każdy spisany przez nią jest na swój sposób autorski, a w książce Pakosińskiej znajdziemy toasty sformułowane dokładnie słowami blogerki. W liście do wydawnictwa Pascal, Janicka-Galant i Bińkowski wyróżnili cztery takie toasty oraz unikalny przepis na kawę - i to ich zdaniem kończy listę zapożyczeń z bloga, ale nie wyczerpuje "inspiracji" Pakosińskiej.

Artystka podczas pobytu w Gruzji miała na serwetkach spisywać przepisy kulinarne, tymczasem Janicka-Galant rozpoznała w nich recepty z książki "Tradycyjna kuchnia gruzińska" Jeleny Kiładze. Co więcej, według blogerki "Autorka posunęła się do skopiowania - niemal dokładnie słowo w słowo - fragmentów Wikipedii, ignorując licencję, która wymagała od niej podania jedynie źródła".

Autorzy bloga wysłali list do wydawnictwa, w którym wycenili swoje straty na kilka tysięcy złotych i zażądali wycofania książki z księgarń. Jednak nie sprzeciwiają się wydaniu jej kolejnej edycji, o ile nie będzie ona zawierać spornych fragmentów.

Wydawnictwo Pascal w oficjalnym piśmie przyznało, że w książce Pakosińskiej znalazły się elementy zapożyczone z bloga. "Po wnikliwej analizie całej książki okazało się, iż kilka zdań umieszczonych na stronach 98, 99 i 195 książki stanowi rzeczywiście takie zapożyczenie. Nad czym ubolewamy, niestety blog „Oblicza Gruzji” nie został wskazany jako źródło w tym zakresie." - czytamy w oświadczeniu. Jeżeli chodzi o toasty i przepis na kawę, wydawnictwo stoi na stanowisku, że "nie są one objęte ochroną prawnoautorską; są elementem tradycji, przekazywanej ustnie z pokolenia na pokolenie". "Przeważnie nie mają jednego (a na pewno już żyjącego) autora. Zatem ani Katarzyna Pakosińska ani Autorzy bloga „Oblicza Gruzji” nie mogą dysponować nimi na wyłączność. Tego czego zapewne zabrakło w książce, co mamy nadzieję naprawić w kolejnym jej wydaniu, to podziękowanie dla Artura Bińkowskiego i Anny Janickiej-Galant za to, że odszukali te toasty i uchronili przed zapomnieniem tradycję ich wznoszenia." - zaznaczył Pascal w piśmie.

Wciąż trwają negocjacje Pascala z blogerami co do szczegółów porozumienia, nie wiadomo więc, czy blogerzy dostaną odszkodowanie i czy książka zostanie wycofana ze sprzedaży.

Małgorzata Matuszewska z agencji reprezentującej Pakosińską dodaje: "Jest nam przykro w zaistniałej sytuacji i pragniemy podkreślić że Katarzyna Pakosińska nie miała złych intencji. Książka jest napisana jej charakterystycznym stylem, choć oczywiste jest ze źródłem informacji o kraju który opisywała były nie tylko jej przeżycia, ale tez historie zasłyszane i przeczytane."

Plagiaty na masową skalę

Jednak plagiaty - i to na wiele większą skalę - zdarzają się nie tylko w publikacjach lekkich i przyjemnych, ale także w pracach naukowych.

Kradzieży czyjejś własności zdarzają się na wszystkich szczeblach naukowych - dopuszczają się jej zarówno doktoranci, jaki i poważani profesorowie. Dobrym przykładem jest tu przypadek doktorantki Instytutu Filozofii Uniwersytetu Wrocławskiego, Magdaleny Otlewskiej, która dopuściła się seryjnego plagiatu (co jest zresztą częste). W jej doktoracie na temat Hildegardy z Bingen jedna z jej recenzentek, dr hab. Małgorzata Kowalewska z Instytutu Filozofii UMCS w Lublinie odkryła zdanie wstępu swojej książki „Bóg – Kosmos – Człowiek w twórczości Hildegardy z Bingen”. Okazało się potem, że na 253 strony doktoratu Otlewskiej - 151 pochodziło z pracy habilitacyjnej Kowalewskiej, włącznie z literówkami, jakie popełniła właściwa autorka tekstu.

Z kolei druga recenzentka odkryła w doktoracie Otlewskiej dwie strony przepisane z jej własnej książki „Eriugena” oraz 27 stron z książki „Hildegarda z Bingen. Teologia muzyki” autorstwa filologa klasycznego i dominikanina Błażeja Matusiaka OP, byłego przeora Klasztoru Dominikanów Warszawie. Co więcej Otlińska opublikowała też kilka artykułów w czasopismach naukowych, które były właściwie przepisane z wymienionych książek.

"Z przykrością informuję, mgr Magdalena Otlewska, absolwentka Studium Doktoranckiego Nauki o Polityce, Filozofii i Socjologii przy Wydziale Nauk Społecznych Uniwersytetu Wrocławskiego, przedstawiła Radzie Instytutu Filozofii rozprawę doktorską, która powstała z bardzo poważnym naruszeniem praw autorskich, zasad etyki naukowej oraz dobrych obyczajów w nauce." - napisał dyrektor Instytutu Filozofii URW w oświadczeniu opublikowanym na stronie internetowej, w którym informował także o postępowaniu dyscyplinarnym wszczętym wobec niedoszłej pani doktor.

Ostatnio głośno było o sprawie dr hab. Stanisława Tymosza z Katolickiego Uniwersytetu Lubelskiego, który - według Wrońskiego - splagiatował 14 prac i książkę profesorską. Nieprawidłowości wyszły na jaw, gdy Tymosz zaczął starać się o tytuł naukowy profesora. Sprawa skończyła się w sądzie - ksiądz został oskarżony tylko o jeden plagiat, bo większość zarzutów się przedawniła. W końcu sąd, ze względu na znikomą szkodliwość czynu, umorzył warunkowo postępowanie, jednak sędzia Agnieszka Kołodziej zaznaczyła, że fakt popełnienia czynu nie budzi wątpliwości. W październiku KUL poinformował, że ksiądz stracił pracę na uczelni, gdzie był kierownikiem Katedry Historii Źródeł Kościelnego Prawa Polskiego, a w przeszłości pełnił też funkcję skarbnika Towarzystwa Naukowego KUL.

Polityk chce mieć tytuł naukowy

A sam Wroński zajmuje się tylko pracami naukowymi, doktoratami i habilitacjami, a na licencjaty i prace magisterskie - które są najliczniejsze - nie ma już czasu. Problem został dostrzeżony wreszcie przez Ministerstwo Nauki i Szkolnictwa Wyższego, dla nikogo nie jest bowiem tajemnicą, że handel pracami dyplomowanymi kwitnie od lat - podobno 20 - 30 proc. z nich nosi znamiona plagiatu. Resort planuje więc wprowadzenie obowiązku weryfikacji prac z wykorzystaniem programów antyplagiatowych - do końca 2016 r. ma to być 1,5 mln licencjatów i magisterek. Tak przynajmniej wynika z projektu nowelizacji ustawy Prawo o szkolnictwie wyższym, która miałaby obowiązywać od przyszłego roku.

Tymczasem najgłośniejszym chyba przykładem plagiatu pracy magisterskiej jest przypadek polskiego polityka Andrzeja Anusza, który w latach 90. razem z braćmi Kaczyńskimi zakładał porozumienie Centrum, a potem należał do AWS. W latach 80. Anusz działał w opozycji, na ironię zakrawa więc fakt, że dopuścił się plagiatu pracy magisterskiej pod tytułem "Niezależne Zrzeszenie Studentów w latach 1980 - 1989". W 1992 r. Uniwersytet Warszawski uznał, że została ona przepisana z pracy studenta socjologii Marka Rymszy i odebrał mu tytuł magistra. Anusz przygotował potem nową pracę, tym razem na Uniwersytecie im. Kardynała Stefana Wyszyńskiego, gdzie ją obronił, a następnie, także na tej uczelni, uzyskał stopień doktora.

O plagiat, tym razem jednak pracy doktorskiej, został oskarżony niedawno inny prawicowy polityk - poseł PO, wiceminister środowiska Stanisław Gawłowski. O sprawie jako pierwszy napisał w lipcu tygodnik "wSieci" - w pracy doktorskiej Gawłowskiego, obronionej w Społecznej Akademii Nauk w Łodzi, miały znajdować się "dziesiątki fragmentów przepisanych z innych prac, bez podania źródła." Uczelnia stanęła w obronie Gawłowskiego, jednak dwa miesiące temu politycy PiS Leszek Dobrzyński oraz Krzysztof Zaremba złożyli do prokuratora generalnego zawiadomienie o popełnieniu przestępstwa plagiatu przez polityka PO. Obaj politycy w wypowiedziach dla mediów podkreślali, że oczekują honorowej dymisji Gawłowskiego. Powoływali się przy tym miedzy innymi na przykład Niemiec, gdzie dochodziło do dymisji w podobnych sytuacjach.

Plagiaty nie tylko w Polsce

Nie tylko bowiem polscy politycy plagiatują. W ostatnich latach najwięcej tego typu głośnych przypadków odnotowano właśnie w Niemczech.

Najpierw w 2010 roku za plagiat została uznana praca doktorska Karla-Theodora zu Guttenberga, ministra obrony Niemiec, co stało się również przyczyną jego dymisji.

W lutym tego roku Uniwersytet w Duesseldorfie uznał z kolei rozprawę doktorską sprzed 33 lat minister oświaty i badań naukowych w rządzie Merkel Innette Schavan za plagiat i odebrał jej tytuł naukowy. Rada wydziału filozofii uznała, że pisząc doktorat, Schavan "zamieściła systematycznie i świadomie w różnych miejscach dysertacji myśli, które w rzeczywistości nie pochodziły od niej". Minister także złożyła dymisję.

Tymczasem wybuchł już nowy skandal - zarzut plagiatu wysunięto dwa miesiące temu wobec wobec szefa klubu parlamentarnego SPD i byłego wicekanclerza Franka-Waltera Steinmeiera. Uniwersytet Giessen bada sprawę.

Sprawy plagiatów wychodzą na jaw coraz częściej i przed konsekwencjami nie chronią już nawet najwyższe stanowiska w państwie - rok temu prezydent Węgier Pal Schmit, pozbawiony tytułu doktorskiego za plagiat dysertacji, został niemal jednogłośnie pozbawiony także swojej funkcji przez parlament. Jeszcze gorzej skończyła się sprawa premiera Malezji sprzed ponad 20 lat, kiedy upady rząd, ponieważ premier popełnił plagiat w pracy magisterskiej.

Czy w związku z wprowadzeniem w Polsce nowych systemów antyplagiatowych możemy spodziewać się afer na miarę Niemiec, Węgier i Malezji?