Zachodniopomorska Solidarność przygotowuje się do protestu w Warszawie. Od 11 września przez kolejne 4 dni planują wraz ze związkowcami z całej Polski rozbicie miasteczka namiotowego w stolicy. Przez ten czas prowadzić będą również demonstracje pod kilkoma ministerstwami, odpowiadającymi głównym branżom związkowym. Do Warszawy ma przyjechać od 70 do 100 tysięcy członków "Solidarności".

"Rząd nie chce z nami rozmawiać. Nasze postulaty się nie zmieniają: chcemy zmiany przewodniczącego Komisji Trójstronnej, wycofania się rządu z rocznego rozliczenia czasu pracy i powrotu do dialogu w kwestii referendum" - wylicza Mieczysław Jurek, przewodniczący NSZZ "Solidarność" Pomorza Zachodniego. "Nie zrezygnujemy ze strajku we wrześniu. Niech się ekipa rządowa opamięta i niech postępuje, jak w kraju demokratycznym. Niech nie uważa nas za jakąś gangrenę czy zło konieczne, tylko niech przystąpi do rozmów! W tym kraju oprócz pieniędzy są jeszcze ludzie i oni są najważniejsi" - dodaje przewodniczący.

Członkowie "Solidarności" nie obawiają się raportu Platformy Obywatelskiej, autorstwa posła Michała Jarosa, w sprawie kosztów funkcjonowania związków zawodowych. "Zmianę w finansowaniu związków zapowiadała już Unia Wolności w 1999 roku i wiceminister Piotr Kołodziejczyk. Chronią nas podpisane przez Polskę konwencje z Międzynarodową Organizacją Pracy" - mówi Mieczysław Jurek.

"Związkowcy przynajmniej nie odpisują od swoich podatków, w przeciwieństwie do pracodawcy. A co z radami nadzorczymi? Czy muszą być płatne? A co z partiami politycznymi? Zanim się pokarze komuś coś pod lasem, to niech się sam obejrzy co ma pod nosem" - radzi politykom Jurek. Ze względu na brak porozumienia z rządem związkowcy zdecydowali również o zawieszeniu swojego udziału w pracach Wojewódzkiej Komisji Dialogu Społecznego. Jednocześnie członkowie "Solidarności" z oddziału Pomorza Zachodniego, Koszalina, Forum Związków Zawodowych i Ogólnopolskiego Porozumienia Związków Zawodowych z regionu zdecydowali się powołać Komitet Protestacyjno-Strajkowy.