Prezydentura Wołodymyra Zełenskiego – co najmniej do listopada 2020 r., czyli do wyborów w USA – ma duże szanse na to, aby zamienić się w zasób kampanijny Ameryki. Można założyć, że do tego czasu nie dojdzie do impeachmentu Donalda Trumpa.
Urzędujący prezydent, który – jak podaje „New York Times” – miał określać ukraińskich polityków mianem „okropnych ludzi”, najpewniej skorzysta z okazji, by w walce o wiarygodność uwikłać swojego największego rywala w brudy układów oligarchicznych.
Demokraci z kolei nie odpuszczą, aby udowodnić, że głowa państwa zaprzęgła aparat państwowy do szukania haków za granicą. Aby te cele osiągnąć, każda ze stron będzie potrzebowała informacji. Danych pochodzących z Ukrainy. Równocześnie to Stany Zjednoczone – bez konsultacji z Kijowem – będą decydowały o tym, jakie brudy ukraińskiej polityki wypiorą. Próbką tego było odtajnienie zapisu pierwszej rozmowy Trump–Zełenski. W jej trakcie prezydent Ukrainy dyskutował o relacjach z Niemcami, które są ważnym graczem w formacie normandzkim, czyli o temacie, który z ojcem i synem Bidenami czy korupcją nie ma żadnego związku. Próżno szukać polityka, który życzyłby sobie takiej niedyskrecji ze strony partnera.
Pojawiły się też informacje, że przed Kongresem miałby zeznawać były prokurator generalny Ukrainy Jurij Łucenko, a podzielenie się wiedzą zaoferował również były poseł, doskonale poinformowany o kulisach ukraińskiej polityki eksdziennikarz śledczy Serhij Łeszczenko. Ich zeznania najpewniej nie zaszkodzą sojuszom międzynarodowym Kijowa. Ujawnią jednak – odwołajmy się do słów Trumpa – „okropną” kuchnię polityki wewnętrznej uprawianej już po rewolucji godności z 2014 r.
Rozmowy telefoniczne i zeznania to tylko wierzchołek problemu. Trump był zainteresowany wiedzą na temat maili Hillary Clinton, które miałyby się rzekomo znajdować nad Dnieprem. A demokraci tym, co wie niejaki Pawło Fuks, charkowski oligarcha z otoczenia Zełenskiego, który w okresie, gdy jako obywatel Rosji działał na tamtejszym rynku nieruchomości, prowadził rozmowy z obecnym prezydentem USA o budowie w Moskwie Trump Tower.
Tak się składa, że Fuks negocjował w czasie, gdy Rosjanie mieli okazję bliżej poznać obecnego gospodarza Białego Domu, a informacje z tamtych lat miały być podstawą do decyzji o faworyzowaniu go w czasie ostatniej kampanii, które polegało z grubsza na ingerowaniu w wybory w USA. Flekowanie prezydenta USA – poza wymiarem czysto ukraińskim – ma również znaczenie dla Polski.
Jak powiedział w rozmowie z DGP wysokiej rangi przedstawiciel polskiej dyplomacji, Trump osłabiony i w procedurze impeachmentu nie będzie miał głowy do spraw wschodniej flanki NATO. Co więcej, słaby Trump to również korzyść dla Berlina i Paryża, z którymi relacje Warszawy w wielu obszarach nie są najlepsze. Uwikłany polityk będzie słabszym rywalem w sporach na linii USA–Europa o klimat, wojny celne czy też program atomowy Iranu.
Jak na nieszczęście, Warszawa dość często podziela w tych kwestiach linię Waszyngtonu. Podpis Trumpa pod finalizowanymi porozumieniami wojskowymi z Polską nie musi być przy tym słabszy. Tak jak słabsze nie było poparcie Billa Clintona – grillowanego w lutym 1999 r. w związku z aferą Moniki Lewinsky – dla wejścia Polski do NATO w marcu 1999. W wypadku Trumpa wszystko zależy od tego, czy zdobędzie reelekcję i czy Kongres nie pozbawi go władzy.