Ubiegający się o nominację Partii Demokratycznej Bernie Sanders jako prezydent chciałby spłacić zobowiązania obywateli.
Znany z lewicowych poglądów Bernie Sanders poza wykupieniem długów medycznych chciałby też znowelizować niekorzystną dla konsumenta ustawę o upadłości z 2005 r., a także utworzyć publiczną kartotekę kredytów, żeby ograniczyć lichwę, bo przyparci do muru przez chorobę ludzie często biorą bardzo niekorzystne pożyczki.
– Mam dość, że co roku pół miliona Amerykanów ogłasza bankructwo tylko dlatego, że nie stać ich na opłacenie karetki pogotowia albo pobytu w szpitalu – powiedział Sanders na jednym z wieców. Jego plan zakłada, że rząd Stanów Zjednoczonych miałby wynegocjować i spłacić niezapłacone zobowiązania, które trafiły już do windykatorów. Nakładałby także ograniczenia na tempo, z jakim windykatorzy odbierają zaległe należności.
Z kolei publiczny spis długów medycznych miałby wyręczyć prywatne agencje sporządzające raporty kredytowe, takie jak Equifax. Dzięki temu zadłużenia pochodzące z usług medycznych miałyby nie być wliczane do oceny zdolności kredytowej. Bernie Sanders z długów medycznych próbuje zrobić główny motyw kampanii, bo jego najgroźniejsza obok Joego Bidena rywalka, senator Elizabeth Warren, jest specjalistką od prawa upadłości konsumenckiej i na tym kapitale zbudowala swoją karierę polityczną.
Tymczasem ponad 50 mln Amerykanów ma niezapłacone rachunki medyczne, obciążające ich zdolność kredytową. Połowa wszystkich zaległych długów zgłaszanych do agencji kredytowych dotyczy wydatków na leczenie, co potwierdzają badania Consumer Financial Protection Bureau, federalnej agencji powstałej po kryzysie na rynkach finansowych z pomysłu Elizabeth Warren, która doradzała wtedy Barackowi Obamie. Urząd ma pomagać ludziom w wychodzeniu z pętli zadłużenia.
Długi medyczne wynikają zwykle z takich sytuacji jak kontakt z lekarzem spoza wyznaczonej przez własną polisę sieci, pobyt w szpitalu lub skorzystanie z karetki. Co roku 15–20 proc. obywateli USA wydaje na opiekę medyczną własne pieniądze, mimo że są ubezpieczeni. Instytut Gallupa wycenił w zeszłym roku, ile kosztuje zdrowie Amerykanów. Z raportu tego ośrodka badawczego wynika, że wśród 36 najbardziej rozwiniętych krajów świata USA są najbardziej nieprzyjazne dla własnego obywatela.
Dane mówią, że Amerykanie wydają rocznie na opiekę zdrowotną 3,7 bln dol., co w przeliczeniu na mieszkańca daje sumę 10,7 tys. dol. Mierząc wartością dolara z 2009 r., wydatki na służbę zdrowia na głowę wzrosły w USA z poziomu około 1000 dol. w 1960 r. Patrząc na nie z kolei jako na udział w PKB, urosły one w tym samym okresie z 5 proc. do 17 proc. By te rachunki choć częściowo spłacić, obywatele Stanów Zjednoczonych są w związku z tym zadłużeni na mniej więcej 90 mld dol. Nie wszyscy są w stanie te pieniądze oddać.
Gallup zapytał kilka tysięcy osób z różnych regionów kraju o ich opinię na temat rosnących długów medycznych. 45 proc. respondentów martwi się, że poważny problem zdrowotny może uczynić z nich bankrutów. 76 proc. jest przekonanych, że koszty medyczne będą coraz wyższe. Z drugiej strony aż 48 proc. Amerykanów wierzy, że służba zdrowia w Stanach Zjednoczonych jest najlepsza na świecie lub jedna z najlepszych.
Autorzy raportu Gallupa dowodzą, że to nieprawda. Coroczne badania jakości opieki zdrowotnej umieszczają amerykański system zdrowotny na ostatnich miejscach wśród krajów rozwiniętych. W ostatnich trzech latach, o czym niedawno pisaliśmy, spada w USA oczekiwana długość życia. Występuje tam też wyjątkowo wysoka jak na państwo szeroko pojmowanego Zachodu śmiertelność niemowląt i ich matek.