Prezydent USA Donald Trump ukrywa przed swoim gabinetem, a nawet doradcami ds. bezpieczeństwa, treść rozmów z prezydentem Władimirem Putinem, poinstruował też tłumaczy, by nie ujawniali członkom rządu informacji na ten temat - podaje w niedzielę "Washington Post".

Prezydent podejmuje nadzwyczajne kroki, by ukryć treść rozmów z rosyjskim przywódcą przed własną administracją i co najmniej raz odebrał swojemu tłumaczowi notatki - pisze waszyngtoński dziennik, powołując się na obecnych i byłych członków administracji Trumpa.

Prezydent, wbrew obowiązującym normom, "ukrywa to, o czym rozmawia z Putinem (...) nawet przed najwyższymi rangą członkami swej administracji, nie dopuszczając, by dowiedzieli się, co powiedział jednemu z najważniejszych wrogów Stanów Zjednoczonych" - komentuje "WP".

W rezultacie nawet w dokumentach ściśle tajnych, znowu wbrew zwyczajom obowiązującym w Białym Domu, nie istnieją zapisy rozmów Trumpa z Putinem, z którym spotkał się w pięciu miejscach - podkreśla dziennik.

"Taka luka byłaby bardzo zdumiewająca podczas każdej prezydentury, a cóż dopiero w sytuacji, w której Rosja usiłowała wspomóc wybór prezydenta poprzez kampanię (...), którą amerykańskie agencje wywiadowcze nazwały bezprecedensową ingerencją w wybory" - pisze "WP".

Po opublikowaniu tego artykułu na stronach "WP" prezydent udzielił telefonicznego wywiadu sprzyjającej mu telewizji Fox News, w którym powiedział, że nie podejmuje żadnych kroków, by ukryć informacje na temat spotkań i rozmów z Putinem. Zaatakował też "WP" i jego właściciela Jeffreya Bezosa.

Byli członkowie amerykańskiej administracji podkreślili w rozmowie z "WP", że postępowanie Trumpa jest nie tylko sprzeczne z przyjętymi normami, ale też niebezpieczne.

Były zastępca sekretarza stanu Strobe Talbott uznał, że ukrywanie treści rozmów prezydenta z Putinem utrudnia pracę rządu i "z całą pewnością daje Putinowi większe pole manewru do manipulowania Trumpem".

Rozmówcy "WP", którzy są - jak pisze dziennik - "sojusznikami Trumpa" - powiedzieli, że prezydent uważa, iż obecność jego doradców podczas rozmów z Putinem utrudnia mu nawiązywanie więzi z rosyjskim przywódcą. Ponadto, Trump chce uniknąć powtórki z kłopotliwych sytuacji, kiedy informacje na temat tego, co powiedział Putinowi, przeciekły do prasy.

W marcu okazało się bowiem, że doradcy prezydenta poinstruowali go pisemnie, by nie gratulował Putinowi zwycięstwa w wyborach oraz by poruszył sprawę ataku na Siergieja Skripala. W specjalnej notatce dla prezydenta, napisano dużymi literami "NIE GRATULOWAĆ". Trump nie zastosował się do wytycznych i nie skrytykował też Putina za przypisywaną powszechnie Kremlowi próbę otrucia w Wielkiej Brytanii bojowym środkiem chemicznym byłego rosyjskiego szpiega Siergieja Skripala i jego córki.

Został za to skrytykowany przez wielu ekspertów i polityków - nawet z jego własnej partii. Były dyrektor CIA John Brennan powiedział wtedy w wywiadzie dla MSNBC, odnosząc się do Trumpa, że Rosjanie "mogą coś na niego mieć". "Sądzę, że on się boi prezydenta Rosji" - dodał.

Szef komisji spraw zagranicznych Izby Reprezentantów, kongresmen Eliot Engel, poinformował, że jego zespół utworzy podkomisję śledczą, której zadaniem będzie zbadać, jakimi zapisami rozmów Trumpa z Putinem dysponuje Departament Stanu, a zwłaszcza, jaka była treść rozmowy przywódców w Helsinkach.

Podczas szczytu w Helsinkach, stojąc obok Putina, Trump powiedział, że nie widzi żadnego powodu, by wierzyć, że Rosja ingerowała w przebieg wyborów w 2016 roku na jego korzyść, wbrew wnioskom przedstawionym mu przez amerykański kontrwywiad. Podkreślił, że Putin "niezwykle mocno" odrzucał te zarzuty. Pytany, komu wierzy w sprawie Russiagate: FBI czy Putinowi, powiedział, że ma powody, by wierzyć obu stronom.

Przed konferencją, oprócz spotkania w szerszym gronie, Trump odbył dwugodzinną rozmowę z Putinem jedynie w towarzystwie tłumaczy. Członkowie administracji, włącznie z ówczesnym doradcą prezydenta do spraw bezpieczeństwa narodowego H.R. McMasterem nigdy nie uzyskali pełnej relacji na temat tego, co zostało powiedziane na tym spotkaniu - podkreśla dziennik.

Członkowie administracji Trumpa, którzy próbuję zorientować się w przebiegu takich rozmów, sięgają czasem po raporty służb wywiadowczych na temat reakcji Kremla. Jednak wywiad niechętnie zbiera i przekazuje takie informacje, ponieważ zdarzało się często, że prezydent bardzo źle przyjął komunikaty, w których przytoczono lekceważące opinie na jego temat - powiedział dziennikowi jeden z byłych członków administracji.