Bruksela zamiast biernie patrzeć na rosnące wpływy Waszyngtonu w Europie Środkowej, postanowiła je równoważyć
Prezydenci Polski i Chorwacji od dwóch lat bezskutecznie próbowali zaprosić przewodniczącego Komisji Europejskiej na szczyt Trójmorza. Jean-Claude Juncker dopiero w tym roku zdecydował się przyjąć zaproszenie od prezydenta Rumunii Klausa Iohannisa i przyjechał do Bukaresztu.
– To, co robicie, stanowi uzupełnienie pracy, którą Unia Europejska stara się wykonywać – zwrócił się do przywódców Trójmorza szef KE. To ważne słowa, biorąc pod uwagę, że inicjatywa była postrzegana na zachodzie Europy jako próba budowania alternatywy dla Unii albo co najmniej narzędzie służące jej dzieleniu. Juncker uznał, że Trójmorze nie jest wymierzone przeciwko Wspólnocie, ale ją uzupełnia, budując połączenia pomiędzy regionami w Europie Środkowej. Przypomniał przy tym, że kraje uczestniczące w inicjatywie otrzymały od UE w obecnej perspektywie budżetowej 150 mld euro na rozwój. Udział Junckera w Bukareszcie pokazuje, że Bruksela chce wbudować Trójmorze w unijną politykę zamiast patrzeć, jak dyskontują je Stany Zjednoczone.
Amerykański prezydent Donald Trump stał się poniekąd patronem przedsięwzięcia w zeszłym roku, gdy wziął udział w szczycie Trójmorza w Warszawie. W tym roku prezydent Andrzej Duda spotkał się z Trumpem w Waszyngtonie, a w Bukareszcie obecny był sekretarz energii USA Rick Perry.
Obecny lokator Białego Domu widzi w krajach środkowoeuropejskich ważnego sprzymierzeńca na europejskiej arenie, bo w odróżnieniu od państw zachodniej Europy większość z nich podchodzi do jego prezydentury przyjaźnie. Poza tym to potencjalni odbiorcy amerykańskiego gazu skroplonego. Dla wielu z nich błękitne paliwo zza oceanu jest jedyną alternatywą dla importu gazu z Rosji.
Na wsparcie ze strony Stanów Zjednoczonych zwrócił uwagę wczoraj w Bukareszcie premier Mateusz Morawiecki (Andrzej Duda w tym czasie leciał już na spotkanie do Białego Domu). W ocenie szefa polskiego rządu Trójmorze jest dowodem na to, że współpraca transatlantycka działa „wspaniale”.
– Jedność transatlantycka była w ostatnich latach kwestionowana przez wielu, podczas gdy większość krajów Trójmorza mocno wierzyła w sens wzmacniania transatlantyckich więzi – powiedział.
Dwa lata temu, gdy szefowie państw i rządów 12 państw położonych pomiędzy Bałtykiem, Adriatykiem a Morzem Czarnym ogłaszali w Dubrowniku inicjatywę Trójmorza, nic nie zapowiadało, że wkrótce stanie się ona polem rywalizacji Brukseli i Waszyngtonu o wpływy w Europie Środkowej. Zwłaszcza że od początku deklarowanym celem inicjatywy była współpraca na rzecz rozwoju połączeń infrastrukturalnych pomiędzy krajami.
Tych nadal brakuje. Co prawda od momentu wstąpienia do Unii wszystkie 12 krajów Trójmorza ma dostęp do środków unijnych, ale projekty infrastrukturalne rozwijające połączenia na osi północ – południe nie były do tej pory dla nich priorytetem. Wkrótce ma to zmienić specjalny fundusz państw Trójmorza, który, według zapowiedzi, powstanie w tym roku. Zasilą go m.in. fundusze Banku Gospodarstwa Krajowego.
Morawiecki podkreślał wczoraj, że państwa wchodzące w skład Trójmorza tylko razem mogą stawić czoła wyzwaniom związanym z przerysowaniem europejskiej mapy połączeń infrastrukturalnych.
– To będzie wymagało poważnego zaangażowania prywatnego kapitału, ale wierzę, że się uda – powiedział. Jednym z flagowych projektów ma być Via Carpatia stanowiąca połączenie pomiędzy południowymi a północnymi krajami Trójmorza.
Na szczyt Trójmorza do Bukaresztu przyjechał również szef niemieckiej dyplomacji Heiko Maas. To także dobra wiadomość dla Trójmorza, bo do niedawna w Berlinie żywe było przekonanie, że przedsięwzięcie ma być wymierzone w Niemcy i we Francję. Zachodnia Europa woli jednak porzucić swój sceptycyzm i trzymać rękę na pulsie.