Bruksela wie, że jedynym skutecznym środkiem na Orbána jest zakwestionowanie projektów unijnych.

Komisja Wolności Obywatelskich, Sprawiedliwości i Spraw Wewnętrznych Parlamentu Europejskiego (LIBE) przyjęła raport dotyczący sytuacji na Węgrzech autorstwa Judith Sargentini. Formalnie to krok na drodze do uruchomienia art. 7. Rząd węgierski z jednej strony stosuje radykalną retorykę, przekonując, że dokument był pisany na zlecenie George’a Sorosa. Z drugiej, prowadzi misterną grę dyplomatyczną, która ma rozbroić plan zastosowania procedury ochrony praworządności wobec Budapesztu.

We wrześniu nad tym, czy głosować nad wnioskiem wzywającym Radę UE do podjęcia kroków w ramach art. 7, obradować będzie unijny parlament. Aby Orbán miał powody do obaw, przeciw Węgrom muszą zagłosować dwie trzecie deputowanych.

Już w 2013 r. PE uchwalił raport Tavaresa dotyczący przestrzegania na Węgrzech praw podstawowych. Zawierał on wezwanie do utworzenia „nowego mechanizmu w celu zapewnienia przestrzegania przez wszystkie państwa członkowskie wspólnych wartości, o których mowa w art. 2 TUE”. Raport wzywał również do uruchomienia art. 7 przeciw Węgrom. Za głosowało wówczas 370 posłów, 249 było przeciwko, 82 wstrzymało się od głosu.

W 2013 r. przyjęto raport, utworzono procedurę ochrony państwa prawa, ale zmaga się z nią Polska, a nie Węgry. Najprawdopodobniej i tym razem Budapesztowi uda się uniknąć nieprzyjemności. Nie jest jasne stanowisko Europejskie Partii Ludowej, do której w PE należy Fidesz. Podczas głosowania rezolucji przeciw Węgrom przeciwko było 96 deputowanych EPP (w tym jej lider Manfred Weber), 40 wstrzymało się, krytyczne wobec Budapesztu stanowisko poparło zaledwie 68.

W obecnej strategii ochrony Węgier przed art. 7 kluczowe będzie utrzymanie bliskich relacji z Niemcami. Manfred Weber przynależy do bawarskiej CSU, która pozostaje w wewnętrznym konflikcie z CDU w sprawie polityki imigracyjnej. Ministrem spraw wewnętrznych w rządzie Angeli Merkel na razie jest Horst Seehofer. Domaga się on jednak zaostrzenia polityki imigracyjnej w duchu poglądów węgierskich. Co więcej, Seehofer i Orbán nie kryją świetnych relacji. Według „Népszava”, premier Węgier w dniach 3–5 lipca uda się z wizytą do Niemiec, którą rozpocznie od Bawarii. 5 lipca zje obiad roboczy z kanclerz Merkel.

Przed dwoma tygodniami szerokim echem na Węgrzech odbił się wywiad, jakiego Merkel udzieliła telewizji Das Erste. Mówiła w nim o tym, że płot na granicy Węgier chroni także Niemcy. Poza tym kanclerz zależy na utrzymaniu Fideszu w EPP, by mieć poczucie kontroli nad prowadzoną przez to ugrupowanie polityką.

Kolejnym elementem układanki w blokowaniu procedury opisanej w art. 7 jest… przewodniczący Rady Europejskiej Donald Tusk. Gdyby nie Polak, Orbán już w 2015 r. miałby problemy z powodu swojej polityki imigracyjnej. Teraz węgierski premier odwdzięcza się Tuskowi. Podczas ostatniego szczytu Grupy Wyszehradzkiej podkreślał wagę wizyty przewodniczącego Rady Europejskiej w Budapeszcie i zaznaczył, że to on ma znaczenie w próbach rozwiązania kryzysu migracyjnego, a nie zwołująca „miniszczyt UE” Komisja Europejska. W starciu kompetencyjnym Juncker–Tusk Budapeszt de facto stanął po stronie Polaka.

Sojusznikiem w rozbrajaniu art. 7 może być dla Węgier również Rzym. Bo Węgry oficjalnie są przeciw systemowi obowiązkowych kwot imigranckich (ich przyjęcia chcą Włochy), ale w praktyce, udzielając pomocy przybyszom, robią to wobec liczby osób, która jest równa odgórnie narzuconej w ramach kwot przez Komisję Europejską w 2015 r.

Efekt jest taki, że szef MSW i lider Ligi Matteo Salvini komplementował Orbána. Obaj politycy mają również podobne poglądy na relacje z Moskwą i opowiadają się za zliberalizowaniem polityki wobec Rosji.

Podsumowując – w kwestii art. 7 Węgry mogą liczyć na Europejską Partię Ludową (lub przynajmniej jej część), Niemcy, Tuska, Włochy i – bezwarunkowo – Polskę. Również trendy sondażowe przed przyszłorocznymi wyborami do Parlamentu Europejskiego są korzystne (zyskują partie i programy antyimigranckie). Formą nacisku na Budapeszt może być raczej kwestia powiązania rozdziału pieniędzy w negocjowanej właśnie perspektywie budżetowej z praworządnością. Europejski Urząd ds. Zwalczania Nadużyć Finansowych (OLAF) prowadzi nad Balatonem śledztwa dotyczące wydawania środków z UE w latach 2013–2017. Według ostatnich doniesień medialnych zakwestionowano 44 projekty, a w przypadku 19 unieważniono przetargi. Niewykluczone, że Budapeszt będzie musiał oddać – w przeliczeniu na złotówki – nawet 2 mld zł. OLAF podważył również umowy ramowe dotyczące modernizacji dróg w latach 2017–2020 o łącznej wartości przekraczającej 1,6 bln forintów, czyli ponad 21 mld zł. Wariant węgierski to raczej uciążliwa wojna finansowa, a nie procedura opisana art. 7.