REFERENDUM Wyniki nie będą wiążące, ale odrzucenie porozumienia postawi rząd Marka Ruttego w bardzo kłopotliwej sytuacji. Szczególnie że jego kraj właśnie sprawuje prezydencję w Unii Europejskiej
Premier Holandii Mark Rutte nie ma dobrych wieści dla prezydenta Ukrainy Petra Poroszenki. Ale musiał ogłosić to referendum / Dziennik Gazeta Prawna
Jutro mieszkańcy Holandii będą głosować w referendum nad ratyfikacją umowy stowarzyszeniowej między Unią Europejską a Ukrainą. Według wszystkich sondaży zgody na to nie udzielą. Sporej części przeciwników nie chodzi jednak wcale o Ukrainę – traktują plebiscyt jako protest przeciwko rządowi i całej Unii Europejskiej.
Holandia jest ostatnim z 28 członków Unii, który nie ratyfikował jeszcze podpisanej w 2014 r. umowy, która ułatwia handel, poszerza współpracę polityczną i zobowiązuje Kijów do refom, choć bez obietnicy członkostwa w UE. Już w zeszłym roku została ona zaaprobowana przez obie izby holenderskiego parlamentu, ale niespodziewanie pojawiła się inicjatywa obywatelska z żądaniem przeprowadzenia referendum. Referenda w Holandii są niezwykle rzadkie – w ciągu ostatnich 200 lat miało miejsce tylko jedno, w 2005 r. w sprawie konstytucji UE, którą zresztą Holendrzy też odrzucili. W związku z głosami, że obywatele powinni mieć większy wpływ na sprawy publiczne, przed dwoma laty znowelizowano ustawę o referendach, która ułatwia ich organizowanie. Ponieważ w sprawie umowy z Ukrainą zebrano znacznie więcej niż wymagane 300 tys. podpisów, sprawa musi zostać poddana pod głosowanie.
Jak wynika z sondaży, przeciw umowie jest od 57 do nawet 75 proc. deklarujących udział w plebiscycie, przekroczony raczej też zostanie próg 30-procentowej frekwencji konieczny do jego ważności. Referendum nie jest wprawdzie wiążące, ale jeśli rząd Marka Ruttego zignoruje wolę większości społeczeństwa, da argument tym, którzy mówią o deficycie demokracji, szczególnie w sprawach unijnych. Część partii już zresztą zapowiedziała, że będzie honorować wynik.
Odrzucenie umowy w referendum oznacza w najlepszym razie opóźnienie jej wejścia w życie, bo będzie musiało być jeszcze przeprowadzone nad nią głosowanie w parlamencie, ale ponieważ będzie to pierwsze referendum według nowej ustawy, nikt na dobrą sprawę nie wie, co dalej zrobić.
Sprawę komplikuje jeszcze to, że Holandia w tym półroczu kieruje pracami UE, zatem powinna pomagać rozwiązywać problemy, nie zaś je stwarzać. – Jeśli Holendrzy zagłosują na nie, Europa będzie miała problem. Ten problem to destabilizacja – przestrzegał szef Komisji Europejskiej Jean-Claude Juncker. Ale tego typu pouczenia ze strony unijnych instytucji jeszcze bardziej skłaniają wielu Holendrów do wyrażenia swojego sprzeciwu.
Przeciwnicy umowy stowarzyszeniowej to bardzo niejednorodna mieszanina – politycznie są w niej skrajnie prawicowa Partia na rzecz Wolności Geerta Wildersa, socjaliści i mała Partia na rzecz Zwierząt – frakcje te wzywają do głosowania z zupełnie różnych powodów. Jeśli chodzi o wyborców, to część z nich faktycznie nie chce umowy, gdyż nie chce dalszego rozszerzania Unii, a obawia się, że stowarzyszenie będzie pierwszym krokiem do członkostwa albo że spowoduje ono dalsze pogorszenie stosunków z Rosją. Ale dla sporej części, może nawet większości, referendum jest okazją do głosu protestu. – Nam naprawdę nie chodzi o Ukrainę. Referendum w sprawie Nexitu (wyjścia Holandii z UE – red.) nie było do tej pory możliwe, dlatego używamy wszelkich dostępnych metod, żeby wywrzeć presję w sprawie relacji między Holandią a Unią Europejską – mówił holenderskim mediom profesor historii Arjan van Dixhoom, który jest zarazem działaczem Burgercomite EU – jednej z grup stojących za inicjatywą referendum. Jej zasadniczym celem jest wyjście Holandii z UE. W tym samym duchu wypowiada się Wilders. – Tematem referendum jest Ukraina, ale jest nim także to, czy chcemy więcej UE, czy mniej – oświadczył.
Mark Rutte intensywnie przekonuje, że umowa ma charakter głównie gospodarczy i Holandia jako kraj handlowy może na niej tylko skorzystać. Ale przy okazji bardzo wyraźnie podkreśla, że nie jest ona wstępem do członkostwa i Ukraina nigdy nie powinna na nie liczyć. – Holandia jest temu przeciwna, bo uważamy, że Ukraina powinna utrzymywać dobre relacje zarówno z Europą, jak i Rosją. To nie będzie możliwe, jeśli byłaby ona w Unii Europejskiej – dowodził przed kilkoma dniami holenderski premier.
Tak jednoznaczne podcinanie europejskich ambicji Ukrainy budzi jednak spore kontrowersje, bo Rutte pośrednio poparł w ten sposób Rosję, która kategorycznie nie zgadza się na integrację Ukrainy z zachodnimi strukturami. Tym bardziej że w tle jest jeszcze zestrzelony latem 2014 r. nad wschodnią Ukrainą – według wszelkiego prawdopodobieństwa przez prorosyjskich separatystów – cywilny samolot malezyjskich linii lotniczych, w którym większość pasażerów stanowili obywatele Holandii. Z drugiej strony, nie można też wykluczyć, że deklaracje w sprawie przyszłości Ukrainy były obliczone przede wszystkim na potrzeby kampanii referendalnej, bo jeśli umowa stowarzyszeniowa by nie weszła w życie, byłoby to faktycznym, bardzo wymiernym zwycięstwem Władimira Putina.
Ukraińcy agitują Holendrów
Dla ukraińskich władz rozpisanie referendum w Holandii było przykrą niespodzianką. Władze w Hadze zdążyły już bowiem przeprowadzić niemal całą procedurę ratyfikacyjną, która musiała zostać wstrzymana. Kijów prędzej spodziewał się problemów na Cyprze, w Grecji czy we Włoszech, czyli w państwach, które łączą tradycyjnie ciepłe relacje z Rosją. Holandia wydawała się pewna jako kraj przywiązany do zasad wolnego handlu, podkreślający w swojej polityce zagranicznej sprzeciw wobec łamania praw człowieka i najmocniej dotknięty zestrzeleniem z rosyjskiego buka boeinga malezyjskich linii lotniczych w lipcu 2014 r.
I choć sondaże wskazywały, że ze względu na uwarunkowania wewnętrzne Holendrzy najpewniej sprzeciwią się zawarciu z Kijowem umowy o stowarzyszeniu i strefie wolnego handlu, ukraińscy politycy nie szczędzili wysiłków, by włączyć się w agitację na swoją rzecz. W ostatnich tygodniach niderlandzkie miasta odwiedziło kilkudziesięciu ukraińskich parlamentarzystów, a ambasada Ukrainy w Hadze przygotowała specjalne materiały agitacyjne.
Z kolei podczas niedawnego szczytu nuklearnego w USA z premierem Markiem Ruttem spotkał się prezydent Petro Poroszenko. – Proces integracji europejskiej Ukrainy jest nieodwracalny, ponieważ obywateli Ukrainy z państwami UE łączą wspólna historia i wartości. Nie da się postawić barier na drodze do rozpowszechniania wartości, na jakich opiera się Unia Europejska – mówił ukraiński prezydent. – Na holenderskie audytorium możemy wpłynąć nie racjonalnymi argumentami, ale tylko emocjonalnie – mówił politolog Wasyl Mirosznyczenko.