Legendarny „Dar Młodzieży” został dopuszczony do użytku, choć remontowano go z naruszeniem zasad
„Dar Młodzieży” to pierwszy żaglowiec zbudowany w polskiej stoczni. Oprócz szkolenia młodych adeptów marynarki handlowej jest wykorzystywany do celów komercyjnych. Problem w tym, że fregata od lat pływa bez wymaganych przepisami napraw. A mimo to jest regularnie certyfikowana przez Polski Rejestr Statków – ustalił DGP.
– Chodzi o łączenia między nadbudową a pokładem. Od 2010 r. są one nieszczelne – twierdzi nasze źródło. Nie jest to usterka, która grozi zatonięciem. Ale jej naprawa jest wyjątkowo uciążliwa i skomplikowana. Trzeba zdjąć deski z pokładu i rozszalować wnętrze statku (usunąć izolację, obicia ścian itp.). Potem – usunąć uszkodzone części blachy i wstawić nowe, odpowiednio wyprofilowane. Następnie wykonuje się spawy. Spawanie musi być przeprowadzone przez wykwalifikowanego specjalistę, a jakość potwierdzona przez osobę z odpowiednimi uprawnieniami. Bez tego Polski Rejestr Statków może zdecydować o wstrzymaniu przyznania klasy statku. A to ona decyduje o tym, czy i ile okręt zarobi na czarterze.
Profesor Henryk Śniegocki, prorektor ds. morskich Akademii Morskiej w Gdyni, zapytany o usterki odsyła do urzędników odpowiadających za rejestrację statków. – Każdy statek, który spełnia wymogi konwencji SOLAS (o bezpieczeństwie życia na morzu – red.), musi przejść kontrolę inspektora instytucji klasyfikacyjnej, by dostać certyfikat. Sprawdza on wszystko od dna do czubków masztów – podkreśla. – Pytania powinny być skierowane właśnie do Polskiego Rejestru Statku. Nie mam wpływu na to, co sprawdza inspektor – dodaje.
PRS twierdzi zaś, że w rejonie pokładu nadbudówek prowizoryczna naprawa może zostać dopuszczona, zaznaczając, że każdy przypadek jest rozpatrywany indywidualnie. Jednak, jak twierdzą nasi informatorzy, w przypadku „Daru Młodzieży” mówimy o ciągłej nieszczelności pokładu (marynarze radzą sobie z nią, ustawiając wiadra). W takim wypadku stanowisko PRS jest jednoznaczne. – Jeżeli naprawy takiej usterki nie zostaną przeprowadzone, grozi to zawieszeniem klasy, a jeśli mimo tego armator będzie się z remontem ociągał, może grozić również wykreśleniem z rejestru statków – mówi nam jeden z inspektorów PRS. Instytucja nie odpowiada jednak na pytanie, czy ma zamiar wziąć „Dar” ponownie pod lupę i w jaki sposób mogła nie wykryć usterki podczas kontroli.
To niejedyne nieprawidłowości na statku. Nasi rozmówcy relacjonują, że podczas kilkutygodniowego rejsu szkoleniowego latem 2009 r. grupa studentów miała zostać wykorzystana do malowania wnętrz zamkniętych na statku (są to m.in. zbiorniki balastowe) w ramach czynu społecznego. Problem w tym, że było to bardzo niebezpieczne, a praca, za którą nie dostali wynagrodzenia, powinna zostać zlecona specjalistom. „Wytyczne dotyczące bezpiecznego wejścia do przestrzeni zamkniętych” wydane przez PRS wśród zagrożeń wymieniają m.in. utratę przytomności na skutek uduszenia się gazem lub oparami. Takie opary gromadzą się właśnie w zbiornikach balastowych, które często są pokryte szlamem, a marynarze porównują je do szamba.
Studenci pracujący w czynie społecznym nie mieli odpowiedniego sprzętu. Byli ubrani w drelichy, ewentualnie czapeczki z napisem „Dar Młodzieży”. Przed toksycznymi oparami chroniła ich przewiązana przez twarz szmata. Według relacji studentów jedna z osób źle się poczuła. Skarżyła się na silny ból głowy i bełkotała.
Profesor Śniegocki odpiera te zarzuty. Twierdzi, że nigdy nie zleciłby niebezpiecznych prac studentom. Podkreśla także, że w tamtym okresie był prodziekanem ds. studenckich i z „Darem” nie miał nic wspólnego.
– Gdybym miał wiedzę, że kapitan zlecił coś takiego, dostałby reprymendę – mówi w rozmowie z nami.
To nieprawda. Komendantem (czyli kapitanem) „Daru” podczas rzeczonego rejsu był prof. Śniegocki. Dysponujemy zdjęciem książeczki żeglarskiej jednego z uczestników szkolenia. Pod datą zamusztrowania i wymusztrowania studenta ze statku jako kapitan jest podpisany właśnie on. Mamy też dwie fotografie zrobione podczas tego rejsu. Na jednej z nich widać malujących studentów, a na drugiej prof. Śniegocki stoi na pokładzie statku w mundurze.
Akademia Morska w Gdyni jest pod lupą Najwyższej Izby Kontroli. Nieoficjalnie dowiedzieliśmy się, że na działalność gdyńskiej placówki zaczęły napływać do NIK liczne skargi i wskazania na uchybienia.