Wielka Brytania nie sięgała dotąd po tak drakońskie środki jak Francja. Obydwa kraje mają odmienne doświadczenia związane z tego typu przestępstwami i inne systemy prawne.
Różnice w podejściu do walki z terroryzmem po obu stronach kanału La Manche obrazuje anegdota z połowy lat 90. Otóż funkcjonariusze służb znad Sekwany mieli wówczas tak niskie mniemanie o kontrterrorystycznych wysiłkach kolegów pracujących nad Tamizą, że przezywali stolicę Wielkiej Brytanii „Londonistanem”.
Francuzi mieli powody do niezadowolenia. U siebie wprowadzili politykę twardej ręki, przez którą na drugą stronę kanału La Manche uciekło wiele osób podejrzanych o związki ze Zbrojną Grupą Islamską (Groupe Islamique Armé, GIA), organizacją terrorystyczną z Algierii, która działała również na terenie Francji. Jedną z nich był Rachid Ramda, podejrzewany przez francuskie władze o udział w organizacji zamachu w paryskim metrze w 1995 r. Niechęć Londynu do ekstradycji Algierczyka stała się na dekadę punktem zapalnym we wzajemnych kontaktach.
Nawet upadek dwóch wież w Nowym Jorku nie skłonił brytyjskich władz do niepokojenia Abu Katady, jordańskiego kleryka podejrzanego o związki z Al-Kaidą. I to pomimo że otwarcie nauczał radykalnej wersji islamu w centrum Londynu. Kiedy pod koniec 2001 r. Abu Katada zniknął w tajemniczych okolicznościach, podniosło się larum o opieszałość brytyjskich służb. Jeden z wybitnych przedstawicieli francuskiego wymiaru sprawiedliwości, sędzia śledczy Jean-Louis Bruguiere stwierdził wtedy z przekąsem: „Gdyby był we Francji, już byśmy go aresztowali”.
Ostatecznie Rachid Ramda w 2005 r. został wydalony do Francji po tym, jak wyczerpał drogę sądową w walce o podważenie ekstradycji. Abu Katada zaś w 2013 r. trafił do Jordanii.
Różnice między rozwiązaniami stosowanymi we Francji i w Wielkiej Brytanii skatalogował Frank Foley, wykładowca stosunków międzynarodowych z londyńskiego King’s College, w swojej książce z 2013 r. „Walka z terroryzmem w Wielkiej Brytanii i Francji – instytucje, normy i cienie przeszłości”. Widać to już w samym prawie.
Francuski kodeks karny od połowy lat 90. przewiduje karę za przestępstwo „powiązania” z organizacją terrorystyczną lub grupą osób planujących działania, które można byłoby uznać za terrorystyczne. Ta szeroka definicja pozwalała w przeszłości przeprowadzać francuskiej policji aresztowania ponad 100 osób w jednym śledztwie.
Dla porównania, kiedy w 2004 r. ówczesny minister spraw wewnętrznych Królestwa David Blunkett proponował wprowadzenie podobnego paragrafu w brytyjskim kodeksie, podniosło się larum, że definicja taka jest zbyt szeroka. Ostatecznie panel ekspertów rekomendował rok później wprowadzenie przestępstwa polegającego na „pomocy” lub „współpracy” przy organizacji aktu terroru.
W Wielkiej Brytanii podejrzani o terroryzm mają prawo do ochrony prawnej od razu po zatrzymaniu. Nad Sekwaną do podejrzanego o związki z terrorystami adwokat może dołączyć dopiero po czterech dniach. Po jednej i po drugiej stronie kanału La Manche podejrzani o terroryzm mogą być przetrzymywani w areszcie dłużej niż podejrzani o inne przestępstwa. Na Wyspach po 14 dniach, jeśli nie ma dowodów, policja musi taką osobę wypuścić, a we Francji sędzia śledczy może podjąć decyzję o wydłużeniu aresztu bez konieczności podawania przyczyny.
Już sama instytucja sędziego śledczego jest nieznana w Wielkiej Brytanii. To niewielka grupa funkcjonariuszy łączących w sobie funkcje sędziów, policjantów i funkcjonariuszy wywiadu. Na mocy reform z lat 80. wszystkie śledztwa związane z terroryzmem podlegają tylko im. Sędzia śledczy sam udziela sobie pozwolenia na zakładanie podsłuchów itd.
W Wielkiej Brytanii nie do pomyślenia byłaby francuska instytucja „regionalnych centrów walki z radykalnym islamem” utworzona w 2005 r. Stanowią one nad Sekwaną element polityki prewencyjnej, która ma na celu identyfikację miejsc, w których może dochodzić do wsparcia finansowego dla terrorystów lub radykalnych organizacji islamistycznych. Pracownicy centrów mogą kontrolować restauracje, fast foody, kawiarnie, księgarnie, sklepy z odzieżą i meczety. A jeśli uznają, że wspomagają islamistów, mogą je zamknąć.
Foley upatruje przyczyn tych różnic w odmiennych doświadczeniach historycznych obydwu krajów, innej kulturze prawnej i organizacyjnej. Wielka Brytania przez większość powojennych lat żyła w cieniu zagrożenia stworzonego przez Irlandzką Armię Republikańską (IRA). Francuzi również zmagali się z terrorystami, ale żadna organizacja, z którą walczyli, nie stanowiła zagrożenia dłużej niż dekadę. We Francji terror z lat 70. i 80. stanowił szok i ukształtował aparat służący do walki z tym zagrożeniem, w tym instytucję sędziów śledczych.
Brytyjczycy w walce z IRA polegali na swoim sprawdzonym, „zwykłym” aparacie sprawiedliwości. Warto przypomnieć tutaj również, że w Wielkiej Brytanii ofiar terroru po wojnie było znacznie więcej niż we Francji (nawet po ostatnich zamachach). Badacz wskazuje także na różnice w wartościach uznawanych za najważniejsze przez społeczeństwo, cytując działaczy organizacji pozarządowych znad Sekwany, których krytyką specustaw do walki z terrorem nikt we Francji za bardzo się nie przejmuje. Po drugiej stronie kanału takie opinie słuchane są z wyjątkową rozwagą i często wpływają na ukrócenie zakusów rządu na zaostrzenie ustawodawstwa, jak było np. z niektórymi pomysłami Tony’ego Blaira po zamachach z 2005 r.