TVP po raz pierwszy od 17 miesięcy jest na plusie. Tuż przed głosowaniem nad nowelą ustawy medialnej, która ma zmienić układ sił w telewizji, obecny zarząd pochwalił się swoimi sukcesami. Ale jego los jest i tak przesądzony.
4 mln złotych było w kasie TVP pod koniec maja. – Niewiele, ale jeszcze pod koniec 2009 r. mowa była o deficycie w wysokości 205,6 mln zł, a telewizji publicznej groziła upadłość – podał prezes TVP Romuald Orzeł. Ale wdrożono plan restrukturyzacji: zwolnienie kilkuset osób, przycięcie budżetów ośrodkom regionalnym i głównym antenom. W porównaniu z poprzednim rokiem udało się też zwiększyć przychody z reklam – o 21 mln zł wobec ubiegłego roku. – Już w lipcu udało nam się odrobić stratę z kwietnia, kiedy jako jedyni nie emitowaliśmy reklam przez tydzień po tragedii smoleńskiej – mówi Paweł Paluch, wiceprezes TVP.
Zarząd nie tylko chwalił się wynikami, ale też ganił nową ustawę medialną, nad którą najpewniej w czwartek będą głosowali posłowie. Tryb jej uchwalenia może być błyskawiczny. PO udało się już zyskać poparcie PSL i Lewicy.
ROZMOWA
BARBARA SOWA:
Jeszcze niedawno błagaliście Ministerstwo Skarbu o kredyt, twierdząc, że TVP bez tych pieniędzy nie przetrwa. A jednak się udało. Jakim cudem?
ROMUALD ORZEŁ*:
Powiem nieparlamentarnie i nieprofesjonalnie: wzięliśmy finanse za łeb. Wcześniej pieniądze odpływały z telewizyjnego budżetu szerokim strumieniem. Proces restrukturyzacji, który zaczęliśmy, ukrócił to zjawisko, uruchomiliśmy szereg działań oszczędnościowych. Z drugiej zaś strony zwiększyliśmy przychody. Przyglądamy się każdej wydanej złotówce. Najlepszym przykładem takiej polityki jest finansowy sukces mundialu czy igrzysk w Vancouver. Po raz pierwszy udało się w TVP na takich dużych i bardzo kosztownych imprezach nic nie stracić, ale zyskać.
Poprzednie ekipy nie potrafiły wziąć finansów za łeb? Przecież już Piotr Farfał oszczędzał i zwalniał.
Nie będę oceniał moich poprzedników. Abstrahując od poglądów prezesa Farfała, uczciwie powiem, że gdyby nie jego działania, to na początku roku mielibyśmy dziurę budżetową rzędu 400, a nie 200 mln zł.
Chwalicie się sukcesem tuż przed przypieczętowaniem nowej koalicji medialnej, która zmieni układ sił. Chcecie odejść w glorii chwały jako zarząd menedżerów, którzy uratowali TVP przed zapaścią?
Cokolwiek bym teraz zrobił, leżał krzyżem czy przywiózł do TVP 25 mld złotych, to i tak będą miał przyprawioną gębę – cytując polityków Platformy – czarnego pisiora. I mam tego świadomość. Jestem dużym chłopcem. Niedawno ten materiał zaprezentowaliśmy radzie nadzorczej oraz w Ministerstwie Skarbu. Teraz przekazujemy go widzom. Po prostu.
Nie za późno na zmianę gęby? Pana los zdaje się przesądzony.
Przede wszystkim chcę zmienić gębę, jaką przyprawiono TVP, bo czuję się odpowiedzialny za tę firmę. Od początku mówiono o jej braku wiarygodności, o pustkach w kasie. To nie pomagało walczyć o pozycję TVP na rynku. Teraz chcemy pokazać, że jest OK, że telewizja ma pieniądze i potencjał. A jeśli sprowadzi się ją na racjonalne tory, to wciąż może być istotnym graczem na rynku.
Krytykowanie nowej ustawy medialnej przez obecny zarząd to hipokryzja. Sami rządzicie telewizją dzięki koalicji SLD – PiS.
Ale są duże różnice między tą rzekomo niedobrą ustawą z 1992 roku a nowelą przygotowywaną przez rząd. Wybór rady nadzorczej i zarządu ma w tej noweli zupełnie inny charakter. Ta ustawa pozwoli rządowi de facto ręcznie sterować mediami i ich ofertą programową. Takiego wpływu polityków na program TVP nie było nigdy po 1989 roku. Słuchając polityków PO, nie mam złudzeń: to narzędzie potrzebne do tego, żeby wyrzucić z telewizji obecny zarząd. I to jest jedyny cel tej ustawy.
*Romuald Orzeł, jest prezesem TVP