Gdybym zrezygnował z kandydowania, pozbawiłbym się okazji – w tych paru tygodniach, które zostały do wyborów – by w sposób chłodny i przekonujący starać się do debaty wprowadzać sprawy ważne. Dziś na przykład w ogóle nie rozmawiamy o gospodarce czy o pozycji kobiet - mówi ANDRZEJ OLECHOWSKI, kandydat na prezydenta RP.
GRZEGORZ OSIECKI:
Sondaże nie dają panu dużych szans.
ANDRZEJ OLECHOWSKI:
Nastroje i emocje pojawiają się nagle i znikają nagle. Myślę, że wyborcy nie podjęli jeszcze ostatecznych decyzji.
Gdy ogląda pan sondaże i widzi dynamikę kampanii, nie myśli pan o tym, by się wycofać?
To by nie było rozwiązanie zadania, którego się podjąłem. Pozbawiłbym się okazji – w tych paru tygodniach, które zostały do wyborów – by w sposób chłodny i przekonujący starać się do debaty wprowadzać sprawy ważne. Dziś na przykład w ogóle nie rozmawiamy o gospodarce czy o pozycji kobiet.
Pana kontrkandydaci nie mają na ten temat zdania czy nie opłaca się go poruszać?
Sadzę, że w sprawach gospodarczych nie mają zdania. A jeśli chodzi o sprawę kobiet i ich statusu, to nie chcą tego tematu ruszać.
A co pan, jako prezydent, mógłby zrobić dla gospodarki?
Prezydent nadaje ton i tworzy klimat w kraju. W czasie swojej kadencji prezydent Lech Kaczyński bardzo eksponował sprawy historii, tożsamości, majestatu Rzeczypospolitej. Tworzył atmosferę sprzyjającą tym tematom. Ja chciałbym być prezydentem tworzącym życzliwą atmosferę dla przedsiębiorczości. I starałbym się zwiększać tempo wzrostu gospodarczego.
Co trzeba teraz najpilniej zrobić w gospodarce?
Najbardziej niebezpieczna jest sytuacja walutowa w związku z tym, co się dzieje w krajach z dużym deficytem sektora finansów publicznych i z dużym zadłużeniem, oraz z tym, co się dzieje ze strefą euro. My nie jesteśmy w żadnym wypadku od tego odseparowani. Wszystko, co ma służyć stabilności polskiej waluty, powinno być dziś podejmowane tak szybko, jak to jest możliwe. To dotyczy planu uzdrowienia finansów publicznych i redukcji długu. Czekamy na konkretne plany w tej dziedzinie.
Są plan rozwoju i konsolidacji oraz plan konwergencji. To nie wystarczy?
Widocznie widział pan coś, czego ja nie widziałem. Ja widziałem zarysy planu, a nie plan.
Jedną z ważniejszych prerogatyw prezydenta jest wskazanie szefa NBP. To powinno być uczynione szybko?
Jak najbardziej. W przeciwieństwie do powołania Rady Bezpieczeństwa Narodowego, co jest zabiegiem czysto propagandowym. Polska nie jest przecież w niebezpieczeństwie. Natomiast w dobie takich niepokojów na rynkach walutowych brak prezesa NBP jest niewątpliwie niepokojący. Prezes powinien być tak szybko, jak to jest możliwe.
Możliwy jest pakt między kandydatami dotyczący tych rzeczy, które trzeba zrobić, by naprawić finanse publiczne?
W okresie wyborów wydaje mi się to niemożliwe. Kandydaci starają się wyostrzać swoje poglądy, by wyraźnie widać było różnice. Ale to powinno być bardzo ważnym zadaniem nowego prezydenta, by taki pakt stworzyć. Te kraje, które takie układy wprowadziły, osiągały spektakularne sukcesy. Ale by doprowadzić do takiego paktu, trzeba mieć pojęcie o gospodarce.
Pańscy przeciwnicy nie mają?
Jeśli mają, to bardzo starannie to ukrywali w swoich życiorysach i dotychczasowych wypowiedziach.
Mijająca dekada była dekadą obniżania podatków. Jaka będzie pod tym względem kolejna?
Zależy od prezydenta. Będzie naturalna presja na podwyższanie podatków, bo to łatwiejszy sposób naprawy finansów publicznych niż cięcie wydatków. Ja będę prezydentem, który nie pozwoli na podwyżkę podatków.