W ostatnich tygodniach temat Grupy G20 stał się w Polsce gorącym wątkiem debaty gospodarczo-politycznej. Wszystko za sprawą informacji – przekazywaną m.in. przez premiera Donalda Tuska – że wartość polskiej gospodarki przekroczyła 1 bln dol. To niewątpliwy sukces Polski, która, dzięki dynamicznemu i nieprzerwanemu rozwojowi przez ostatnie 30 lat, stała się na świecie symbolem cudu gospodarczego.

W tej historii ważne jest jednak nie tylko przekroczenie symbolicznej wartość 1 bln dolarów amerykańskich, ale też jednoczesne wdrapanie się na 20. miejsce wśród największych gospodarek globu. Stąd taka popularność w ostatnim czasie Grupy G20, która – w powszechnym mniemaniu – skupia właśnie 20 krajów o największym produkcie krajowym brutto na świecie.

Czy faktycznie polska gospodarka przekroczyła 1 bln USD?

Tu jednak należy kilka kwestii wyjaśnić. Po pierwsze – wciąż nie mamy oficjalnych danych, które potwierdzałyby, że w 2025 r. nasza gospodarka urosła do 1 bln dol. Jako pierwszy tę informację podał na początku czerwca dziennikarz ekonomiczny Rafał Hirsch, który na portalu X napisał, że według jego szacunków polskie PKB za ostatnie 12 miesięcy przekroczyło ten poziom.

Być może faktycznie tak się stało, natomiast na oficjalne potwierdzenie trzeba będzie poczekać do publikacji danych Głównego Urzędu Statystycznego. Te nie dość, że są podawane z opóźnieniem (np. dane o PKB za 2024 r. wyszły dopiero w maju 2025 r.), to jeszcze podlegają późniejszym rewizjom.

Inna sprawa, że GUS szacuje wielkość naszej gospodarki w krajowej walucie. I tak wartość PKB Polski w 2024 r. wyliczył na 3 bln 641 mld zł. Wartość wyrażona w dolarach amerykańskich, a więc wspólnym mianowniku dla wszystkich gospodarek globu, zależy natomiast od bieżącego kursu USD/PLN. Ten jest płynny, co oznacza, że każde umocnienie złotego obniża „na papierze” wycenę naszej gospodarki w dolarach. I odwrotnie.

Dziennikarz podał, premier wtóruje

Zresztą do kwestii kursu walutowego odnosił się sam Hirsch. W swoim poście z początku czerwca, po kwartalnych danych GUS, napisał, że skoro wartość gospodarki prawdopodobnie urosła do 3,74 bln zł, „a dolar jest po 3,73 zł”, to wartość PKB wynosi „1,0003 bln dol.”.

Narrację tę szybko podłapały media oraz szef rządu.

- Myśmy się tego domyślali wcześniej i zapowiadali nawet taką możliwość, ale to wreszcie stało się faktem absolutnie historycznym: Polska trafiła właśnie w tych dniach do tego bardzo ekskluzywnego klubu państw bilionerów – chwalił się premier Donald Tusk.

Dodał, że „to są abstrakcyjne statystyki”, które „robią wrażenie”.

- Jest 20 takich państw na świecie. 20 na 195 należy do tego klubu bilionerów i (…) to na pewno nie jest nasze ostatnie słowo – zaznaczał szef rządu.

Dobry humor premiera nie dziwi, bo w końcu 1 bln dol. w wycenie gospodarki każdy kraj przekracza tylko raz w historii. I akurat – prawdopodobnie – zdarzyło się to za czasów premierostwa Tuska. Tak czy inaczej, są to wciąż informacje nieoficjalne, a ponadto – wskutek aprecjacji złotego lub dekoniunktury gospodarczej – szybko możemy ponownie spaść pod kreskę 1 bln dol.

Czy Polska jest 20. gospodarką globu?

Niezależnie od wartości nominalnej opisującej wielkość naszej gospodarki należy przyrównać ją do gospodarek innych krajów. W naszych rozważaniach nie ma bowiem znaczenia czy przekroczyliśmy 1 bln dol. czy nie, tylko czy staliśmy się 20. gospodarką świata, bo to ten fakt miałby – wedle powszechnego myślenia - być biletem wstępu na elitarny bal elitarnej Grupy G20.

Czy więc czasem nie jest tak, że inne gospodarki też przekroczyły ten pułap? W końcu ogólna tendencja rozwoju cywilizacji jest taka, że gospodarki z upływem lat raczej rosną (zarówno w ujęciu realnym, jak i nominalnym), a więc sam fakt, że faktycznie przekroczyliśmy 1 bln dol., nie oznacza, że inne gospodarki nie rosną szybciej.

Aby zobaczyć, jak wypadamy na tle innych państw, posłużymy się danymi Banku Światowego, które uchodzą za jedne z najbardziej wiarygodnych. Pamiętając o zastrzeżeniu z poprzedniego punku, że ostatnie oficjalne dane mamy z 2024 r., możemy założyć, że PKB Polski wynosi 914,7 mld dol. W naszym bezpośrednim sąsiedztwie, zarówno z góry, jak i z dołu, mamy następujące kraje (PKB w cenach bieżących, w mld USD):

  • 17. Turcja 1323
  • 18. Arabia Saudyjska 1237
  • 19. Holandia 1228
  • 20. Szwajcaria 936
  • 21. Polska 915
  • 22. Belgia 665
  • 23. Argentyna 633

Widzimy więc, że jeśli faktycznie w połowie 2025 r. przebiliśmy próg 1 bln dol., a Szwajcarii się to jeszcze nie udało, to w rzeczy samej wskoczyliśmy na tak długo wyczekiwane 20. miejsce wśród największych gospodarek świata.

Na chwilę zejdźmy z poziomu globalnego na poziom kontynentalny. Tu również pniemy się w rankingu. Jeszcze 10 lat temu oglądaliśmy plecy Belgii czy Szwecji. Dziś PKB obu tych krajów jest już mniejsze niż Polski, dzięki czemu gonimy Szwajcarię (prawdopodobnie już ją minęliśmy) oraz Holandię (melodia najbliższej przyszłości). Przed nami są już tylko Niemcy, Wielka Brytania, Francja, Włochy i Hiszpania, a także Rosja i Turcja, a więc kraje, których większość terytorium leży w Azji.

G20 wcale nie zrzesza 20 największych gospodarek świata

Wiemy już zatem, że prawdopodobnie faktycznie wskoczyliśmy do elitarnego grona 20. największych gospodarek świata. Czy to z automatu daje nam prawo uczestnictwa w spotkaniach grupy G20? Niestety nie. Narracja o tym, że jest to grupa zrzeszająca światowy top-20 jest bowiem pewnym uproszczeniem. W skład G20 wchodzi przecież m.in. Argentyna, a więc 23. kraj wedle PKB oraz Republika Południowej Afryki, czyli 41. (!) kraj wedle PKB!

Z drugiej strony nie ma w tym gronie Hiszpanii i Holandii, a więc odpowiednio 14. i 19. gospodarki globu. Oba te kraje są reprezentowane przez Unię Europejską, która z kolei – choć nie jest państwem - jest członkiem G20. Podobnie rzecz się ma z krajami Afryki zbiorczo reprezentowanymi G20 przez Unię Afrykańską. Póki co musimy więc obejść się smakiem i pozostać krajem reprezentowanym przez UE, a więc mieć taki sam status jak większe od nas kraje typu Hiszpania i Holandia, ale też jak mniejsze pokroju Bułgarii czy Malty.

Oczywiście brak formalnej legitymacji potwierdzającej przynależność go tego zacnego grona nie jest przeszkodą, żeby Polska nie była zapraszana na kolejne szczyty Grupy jako gość czy jako kraj-obserwator. O tym przecież mówił niedawno Donald Trump, który zapewnił polską dyplomację, że Warszawa dostanie zaproszenie na kolejny szczyt (Miami, 2026).

Ta forma uczestnictwa to jednak bardziej kwestia prestiżu i możności pochwalania się samą obecnością wśród największych tego świata niż realna sprawczość. Do kierowania pracami grupy jako potencjalny gospodarz szczytu czy pełnoprawny uczestnik jeszcze nam daleko.

A może grupę G20 zastąpić grupą G25?

Jest jednak pewna furtka, która daje nam możliwość nie tylko podglądania tych największych, ale i dołączenia do nich. Jakub Arak, były główny ekonomista Polskiego Instytutu Ekonomicznego a obecnie główny ekonomista VeloBank, proponuje bowiem rozszerzenie formatu grupy o kolejne pięć krajów: Hiszpanię, Szwajcarię, Polskę, Egipt i Nigerię.

- Taki krok zwiększyłby udział grupy w światowym PKB z 80 proc. do 90 proc., w globalnym handlu do 84 proc. oraz w populacji z 66,7 proc. do 70 proc. – wskazuje Arak.

- Nowi członkowie, tacy jak Polska z rocznym wzrostem PKB na poziomie 3-4 proc., wzmocniliby głos Europy Środkowej, lepiej odzwierciedlając globalny układ sił i kluczowe punkty zapalne świata, które obejmują nasz region – przekonuje główny ekonomista VeloBank.

Argumentem, który mógłby przekonać światowych liderów, powinien być jednak fakt, że dzięki rozszerzeniu formatu z 20 do 25 krajów, głośniej wybrzmiewałby głos światowego Południa. Egipt i Nigeria łącznie mieliby mandat prawie 350 mln obywateli.

Dziś głos Czarnego Kontynentu jest znikomy. Jedyny przedstawiciel Afryki w gronie G20, czyli RPA, odpowiada za 18 proc. PKB kontynentu. Pozostałe kontynenty są reprezentowane w G20 przez kraje, których łączna produkcja przekracza 60 proc. regionu: dla Europy to 61 proc., dla Oceanii 86 proc., dla Azji 89 proc., a dla obu Ameryk aż 96 proc. Dysproporcja jest więc olbrzymia i wyraźnie widać więc, że afrykański przemysł, usługi i rolnictwo są niedoreprezentowane.

Podobnie wygląda kwestia udziału populacji - RPA odpowiada za 4 proc. mieszkańców Czarnego Lądu. W przypadku pozostałych kontynentów kraje członkowskie to 61-76 proc. mieszkańców danego regionu. Dodatkowe 350 mln mieszkańców z Egiptu i Nigerii poprawiłyby więc te statystyki.

Być może te argumenty będą miały odpowiednią siłę i światowi liderzy zdecydują się rozszerzyć format z 20 do 25 krajów. Wraz z Egiptem i Nigerią przez tak uchyloną furtkę na bal elit mogłyby wejść też Szwajcaria, Hiszpania i Polska.