Spotkanie z Władimirem Putinem ma być dla prezydenta Stanów Zjednoczonych Donalda Trumpa “ćwiczeniem z słuchania” - zapowiedziała rzeczniczka Białego Domu Karoline Leavitt. Rozmowy rozpoczną się dziś o godz. 21:30 czasu polskiego w bazie wojskowej Elmendorf-Richardson w Anchorage na Alasce. Nie wiadomo jednak, jak długo potrwają.
- Ponieważ weźmie w nim udział tylko jedna ze stron konfliktu, będzie to dla prezydenta okazja, by lepiej zrozumieć, w jaki sposób możemy, miejmy nadzieję, doprowadzić do zakończenia tej wojny - stwierdziła Leavitt.
Trump jedzie na spotkanie z Putinem bez ekspertów
W demokracjach pogłębione zrozumienie sytuacji na arenie międzynarodowej powinni zapewniać przede wszystkim rodzimi eksperci i urzędnicy, a nie przywódcy innych państw - zwłaszcza wrogich, a takim przecież dla świata Zachodu jest Rosja.
Sęk w tym, że w Waszyngtonie zostało niewielu analityków, którzy mogliby przygotować Trumpa do wyprawy na Alaskę. I nie chodzi tylko o to, że specjalnym wysłannikiem ds. Rosji de facto jest dziś Steve Witkoff, miliarder i deweloper nieruchomości. Człowiek bez żadnego doświadczenia praktycznego i dorobku naukowego związanego z Europą Wschodnią.
Problem jest znacznie głębszy. Teoretycznie przygotowaniami do szczytu — pierwszego od czerwca 2021 r., kiedy Joe Biden spotkał się z Putinem w Genewie — powinna kierować Rada Bezpieczeństwa Narodowego. Za prezydentury Bidena pracowało tam ponad 300 osób zajmujących się analizą różnych newralgicznych punktów na świecie, od Ukrainy po Bliski Wschód. Tymczasem administracja Trumpa, która od początku kadencji forsowała — głównie za sprawą byłego współpracownika, miliardera Elona Muska — znaczące cięcia w administracji publicznej, doprowadziła do zwolnienia większości pracowników. Obecnie w Radzie zatrudnionych jest mniej niż 150 osób.
Była doradczyni ostrzega: Putin może wciągnąć Trumpa w pułapkę
Na tym nie koniec, bo zwolnionych w ostatnich miesiącach zostało także ponad 1,3 tys. urzędników Departamentu Stanu. Wśród nich znaleźli się m.in. analitycy zajmujący się Rosją i Ukrainą w biurze wywiadu tej agencji.
Za kadencji Trumpa liczba pracowników amerykańskiego korpusu dyplomatycznego również się zmniejszyła. Amerykańskie Stowarzyszenie Służby Zagranicznej (AFSA), związek zawodowy reprezentujący amerykańskich dyplomatów, szacuje, że od stycznia ok. 25 proc. oficerów służby zagranicznej odeszło z pracy.
Kluczowe stanowiska w administracji zajmujące się Rosją i Ukrainą pozostają nieobsadzone, a Trump przystępuje do rozmów z Putinem bez zatwierdzonego przez Senat asystenta sekretarza stanu ds. europejskich oraz bez ambasadorów w Moskwie czy Kijowie. Bridget Brink, która kierowała amerykańską placówką nad Dnieprem od 2022 r., podała się w kwietniu do dymisji, tłumacząc, że “od początku drugiej kadencji Trumpa jego polityka polegała na wywieraniu presji na ofiarę, czyli Ukrainę, zamiast na agresora, Rosję”.
Jakie mogą być konsekwencje dzisiejszego szczytu Trump–Putin? Zapewne niezbyt korzystne. Tak przynajmniej uważa Fiona Hill, która doradzała Trumpowi w sprawach Rosji podczas jego pierwszej kadencji u władzy. - Donald Trump popełnił błąd, zgadzając się na spotkanie z Władimirem Putinem sam na sam - ostrzegła w rozmowie z brytyjskim „Telegraphem”. Jej zdaniem sytuacja, w której Trump zjawi się tam bez własnych doradców i tłumacza, daje Putinowi większe możliwości wciągnięcia prezydenta USA w pułapkę. - Putin wciągnie cię w jednej chwili. Lubi odgrywać scenkę, w której dwóch facetów swobodnie rozmawia, ale w rzeczywistości sprawia, że stajesz się współodpowiedzialny za różne rzeczy, na których mu zależy — dodała.