Merz i "powrót do gry"

– Główny przekaz do Donalda Trumpa jest taki, że Niemcy wracają do gry – mówił lider Unii Chrześcijańsko-Demokratycznej (CDU) Friedrich Merz po zakończeniu rozmów koalicyjnych. Dodał, że Niemcy znowu będą „bardzo silnym partnerem w Unii Europejskiej”, który spełni „zobowiązania w sferze obronności” i „wzmocni swoją konkurencyjność”.

W piątek minie miesiąc od największej od lat rewolucji w niemieckiej polityce: uchwalenia przez Bundestag konstytucyjną większością głosów poprawki do tzw. hamulca zadłużenia. W nowym ładzie fiskalnym, powstałym dzięki porozumieniu ugrupowań głównego nurtu, czyli chadeckiego sojuszu CDU z bawarską Unią Chrześcijańsko-Społeczną (CSU), oraz Socjaldemokratycznej Partii Niemiec (SPD) i Zielonych, do limitu długu nie będą się liczyły wydatki na obronność przekraczające pułap 1 proc. PKB. Powołano także wart 500 mld euro fundusz – także niepodlegający hamulcowi – na inwestycje infrastrukturalne, z którego 100 mld zasili projekty wspierające cel wybicia się do 2045 r. na neutralność klimatyczną.

Kurs na modernizację Niemiec

Pożegnanie z konserwatyzmem fiskalnym, który zyskał rangę zasady konstytucyjnej za czasów Angeli Merkel, było największym aktem zerwania ciągłości z wieloletnią polityką Berlina przez formującą się pod kierownictwem Merza koalicję. Uzgodniony w zeszłym tygodniu projekt umowy CDU/CSU z SPD, zatytułowany „Odpowiedzialność za Niemcy”, stanowi manifest kultury politycznego kompromisu, w którym próżno szukać sygnałów mocniejszego szarpnięcia cuglami. W umowie nie ma mowy o podnoszonej w toku negocjacji przez chadeków możliwości powrotu do atomu lub przynajmniej wstrzymania rozbiórki wygaszonych elektrowni jądrowych. Merz mówił też o „w zasadzie całkowitym” zatrzymaniu nieuregulowanej imigracji, ale wydźwięk tych słów złagodzono deklaracją utrzymania kosmopolitycznego charakteru kraju, prawa do azylu czy promowania integracji.

Kompromisowy charakter ma też zarys programu gospodarczego, w którym planom obniżenia podatków dla firm towarzyszy flagowa obietnica SPD podniesienia minimalnej stawki godzinowej do 15 euro oraz utrzymanie stosunku emerytury do wynagrodzenia brutto na poziomie 48 proc. Obniżone, poprzez redukcję podatków i opłat sieciowych, mają zostać rachunki za energię. Podstawowym rysem wizerunkowym wielkiej koalicji ma być dążenie do modernizacji kraju. – Koparki muszą ruszyć do pracy, a faksy muszą odejść – jak mówił Lars Klingbeil z SPD, który ma zostać wicekanclerzem i ministrem finansów.

Cena za szybkie powołanie rządu

Łagodny kurs to cena, jaką kanclerz in spe musiał zapłacić za względnie szybkie porozumienie. Kompromisy ograniczają ryzyko, że powołanie rządu zostanie na ostatniej prostej zablokowane. Aby koalicja stała się faktem, muszą ją zatwierdzić koalicjanci, przy czym trudniejszym zadaniem będzie uzyskanie większości głosów ponad 350 tys. członków SPD (w chadecji wystarczy zgoda władz). Jeśli głosowania przebiegną pomyślnie, na początku maja wypowie się Bundestag, a za miesiąc rząd przejmie władzę z rąk Olafa Scholza.

SPD wynegocjowała dla siebie ważne teki: finansów i obrony. Ale równocześnie przy urzędzie kanclerskim powołana ma zostać Rada Bezpieczeństwa Narodowego, która koordynować będzie decyzje w najistotniejszych sprawach z pogranicza polityki międzynarodowej i bezpieczeństwa. To ona ma być także odpowiedzialna za opracowanie projektu reformy służby wojskowej.

Berlin stawia na Atlantyk

Porozumienie zaostrza kurs deklarowany przez Olafa Scholza w ramach Zeitenwende, czyli strategicznego zwrotu, a złośliwi względem ustępującego kanclerza powiedzieliby, że wyraża wolę faktycznego wdrożenia celów politycznych, które pozostawały w dużej mierze w sferze deklaracji. W polityce zagranicznej koalicjanci chcą więc ściślejszej integracji UE i odejścia w wielu sferach od zasady jednomyślności. Zapowiadają dalsze wsparcie dla Ukrainy z perspektywą członkostwa w UE i NATO. Mimo napięć, jakie przyniosła w relacjach transatlantyckich prezydentura Donalda Trumpa, koalicjanci zaliczają stosunki z USA do "spraw najwyższej wagi". Berlin chce zbliżenia z USA zarówno w dziedzinie bezpieczeństwa, jak i handlu.

„Partnerstwo transatlantyckie to historia wielkiego sukcesu dla obu stron, która musi być kontynuowana w nowych warunkach. Dlatego bierzemy na siebie większą odpowiedzialność za nasze wspólne bezpieczeństwo. W dziedzinie polityki handlowej dążyć będziemy do zbliżenia z całą Ameryką Północną. Ścisła współpraca w ramach transatlantyckiego obszaru gospodarczego daje nam najlepsze perspektywy na wspólny sukces w globalnej rywalizacji” – czytamy w dokumencie. Do kluczowych partnerów w ramach bloku zaliczono, oprócz USA, Kanadę oraz Wielką Brytanię.

Derisking z Chinami, odpór Rosji i Iranowi

Znamiona mocniejszego postawienia na relacje transatlantyckie widać także w polityce wobec systemowych rywali Zachodu. Chęć współpracy z Pekinem ogranicza się w zasadzie do „wyzwań stojących przed całą ludzkością”. W odniesieniu do relacji gospodarczych wezwano Pekin do przestrzegania uzgodnionych zasad i zapowiedziano „redukcję ryzyka” związanego z „jednostronnymi zależnościami”. „Tam, gdzie to konieczne, będziemy stawiać czoła Chinom z wiarą we własne siły” – głosi umowa. Wspólnie z Waszyngtonem, Paryżem i Londynem Berlin chce też powstrzymać irański program jądrowy i położyć tamę „destruktywnemu wpływowi” reżimu ajatollahów na region.

Rosja została wskazana jako główne zagrożenie nie tylko dla bezpieczeństwa regionu, ale i samych Niemiec. Odnotowano w porozumieniu ataki hybrydowe wymierzone w spójność kraju, jego instytucje demokratyczne i bezpieczeństwo. Zapowiedziano poparcie dla nowych ceł na nawozy z Rosji i Białorusi oraz dla przekazania zamrożonych rosyjskich aktywów na wsparcie dla Ukrainy. Berlin jest też gotów aktywnie walczyć z wpływami Chin i Rosji w Afryce. W dokumencie pominięto za to kilka kontrowersyjnych kwestii, takich jak przekazanie Kijowowi rakiet dalekiego zasięgu Taurus, o które Ukraińcy proszą od dawna, czy dalsze losy gazociągu Nord Stream 2. ©℗