W piątek Bundesrat zaakceptował – głosami ponad dwóch trzecich deputowanych – pakiet stymulacyjny, który zrobi wyłom w niemieckiej zasadzie konstytucyjnego hamulca budżetowego. Przypieczętował w ten sposób ustalenia wynegocjowane i przegłosowane wcześniej w Bundestagu przez CDU/CSU i SPD – dwie formacje, które przymierzają się do stworzenia nowego rządu – oraz Zielonych, którzy kończą właśnie swój czteroletni epizod w koalicji rządzącej. Rezultat? Niemieckie wydatki na obronność, po osiągnięciu pułapu 1 proc. PKB, nie będą wliczane do limitu długu publicznego. Utworzony zostanie ponadto wart 500 mld euro fundusz inwestycji infrastrukturalnych, z czego 100 mld – na mocy porozumienia z Zielonymi – przekazane zostanie na potrzeby Funduszu Klimatu i Transformacji, wspierając dążenia Niemiec do neutralności klimatycznej w perspektywie 2045 r.
Pożegnanie z hamulcem, czyli Wolfgang Schäuble przewraca się w grobie
To niewątpliwy przełom. Po wielu latach uporczywego trzymania się konserwatyzmu fiskalnego Niemcy poluzowują wydatkowe restrykcje i od razu robią to na skalę większą niż Bidenowski pakiet Inflation Reduction Act (o wartości 370 mld dol.). Robi to wrażenie tym bardziej że – mając w pamięci doświadczenia Nord Streamów i politykę wygaszania atomu – doskonale wiemy, jak trudno przychodzi niemieckiemu establishmentowi zmiana ugruntowanych przekonań i praktyk. Co znamienne, reforma przechodzi głosami chadeków, którzy, poprzez wieloletniego ministra finansów w rządach Merkel, Wolfganga Schaeublego, byli twórcami i strażnikami zasady schwarze null, czyli czarnego zera – ortodoksyjnej polityki oszczędnościowej, zgodnie z którą budżet federalny powinien dążyć do stanu równowagi albo, inaczej mówiąc, zerowego deficytu.
Już w poprzedniej kadencji hamulec okazał się instytucją paraliżującą możliwość rządzenia w realiach lawiny kryzysów, a potwierdzenie przez Trybunał Konstytucyjny jego obowiązywania wobec Funduszu Klimatu i Transformacji w 2023 r. było początkiem końca rządu Olafa Scholza. Bezcennej pomocy w uzasadnieniu zerwania z tradycyjną polityką CDU/CSU udzielił Friedrichowi Merzowi Donald Trump. To właśnie zmiany w otoczeniu międzynarodowym Niemiec, zwiastowane przez działania amerykańskiej administracji, stały się dla szefa chadeków kluczowym argumentem pozwalającym przekonać swoją partię i wyborców do zmiany kursu (jeszcze w swoim przedwyborczym manifeście programowym CDU i CSU opowiadały się za utrzymaniem hamulca).
Przebudzenie olbrzyma, czyli początek końca gospodarczej stagnacji
To także chadecy, na czele z Merzem, będą najprawdopodobniej głównymi beneficjentami fiskalnej rewolucji, zyskując szansę na wyprowadzenie niemieckiej gospodarki z marazmu. Dotychczasowa rządowa prognoza wzrostu PKB na ten rok to zaledwie 0,3 proc. po dwóch pod rząd latach kurczenia się gospodarki. A to tylko jeden z wielu wskaźników, takich jak produkcja i zwolnienia w przemyśle czy zużycie energii elektrycznej, świadczących o marnej kondycji gospodarki, do której bezpośrednio przyczyniło się „zaciskanie pasa”.
Jako że Niemcy to największa gospodarka UE i główny partner handlowy dla większości pozostałych państw członkowskich, w tym Polski, ich kondycja, delikatnie mówiąc, nie pozostaje bez wpływu na cały region. Nie bez powodu o odrzucenie „anachronicznego kaftanu bezpieczeństwa” – jak nazwał go ostatnio na łamach „Financial Times” główny ekonomista hamburskiego Banku Berenberga Holger Schmieding – od dawna namawiali Niemców eksperci i komentatorzy różnych orientacji i obrządków.
W tym sensie częściowe pozbycie się przez sąsiada fiskalnego hamulca to dobra wiadomość dla Polski i jedno z najważniejszych wydarzeń sezonu dla całej europejskiej gospodarki. O tym, że odejście od doktryny czarnego zera może pobudzić wzrost w całym regionie, w tym w gospodarce polskiej, pisał niedawno w "Rzeczpospolitej" Piotr Arak, b. szef Polskiego Instytutu Ekonomicznego, obecnie główny ekonomista VeloBanku. Dodatkowo, w wymiarze politycznym, decyzja Niemiec sprzyjać będzie popieranym przez Warszawę planom „wyjęcia” wydatków na obronność z unijnych reguł fiskalnych.
Widmo niemieckiej hegemonii. Spójność Europy na szali
Ale ten kij ma dwa końce. Nie ma się co oszukiwać, że wielki zastrzyk pieniężny, jaki zafundują swojej gospodarce Niemcy, nie przyczyni się do dysproporcji w ramach UE. Nawet w ramach dotychczasowych obostrzeń dla niemieckiego zadłużenia w ciągu nieco ponad dwóch lat Berlin był w stanie wypłacić swoim firmom środki o wartości ok. 82 mld euro – blisko 40 proc. całej pomocy publicznej zrealizowanej w Unii w tym okresie. Na fakt, że dysproporcje te idą dalej niż wynikałoby to z samego znaczenia gospodarczego czy potencjału demograficznego najsilniejszych państw i stanowią ryzyko dla spójności UE, zwracali uwagę m.in. ekonomiści z PIE. Zdjęcie z Berlina ograniczeń fiskalnych wraz z procedowanymi już w Unii planami dalszej liberalizacji zasad pomocy publicznej może sprawić, że dysproporcje skoczą do poziomu, który rozsadzi wspólny rynek.
Do zrównoważenia efektu niemieckiego pakietu nie wystarczą już, nawet najmądrzej rozdysponowane, istniejące w budżetach agend UE pieniądze, przerzucane z jednego do drugiego funduszu w rytm bieżących potrzeb i trendów, ani dalsza liberalizacja wydatków na poziomie państw. W tej konkurencji średnie i małe, a nawet całkiem spore gospodarki nigdy nie będą w stanie dorównać największym. Adekwatną przeciwwagą nie będzie nawet dyskutowany, wart 150 mld euro, unijny program pożyczkowy na zbrojenia.
Niezbędnym elementem ładu gospodarczego, który tworzy się na naszych oczach, staje się zgoda na euroobligacje czy, jak kto woli, fundusz odbudowy 2.0. Najlepiej w formule, która weźmie pod uwagę wnioski z błędów i niedociągnięć pierwszego programu, m.in. upraszczając procedury dostępu do środków. Większy niż dotąd nacisk na spójność i proporcjonalność powinien być też obecny w pracach nad reformą pomocy publicznej. Poluzowanie reguł polityki przemysłowej na poziomie krajowym jest w obecnych realiach Europie, bez dwóch zdań, potrzebne. Ale jeśli mamy to przetrwać jako wspólnota, musimy wytyczyć też nowej fali subsydiów granice i ująć je w jasne ramy.