Przejmując w 2024 r. władzę w Wielkiej Brytanii, rząd Partii Pracy zadeklarował, iż wdroży w życie program obronny, nazwany potocznie „NATO first”. Opierając się na wnioskach płynących ze Strategicznego Przeglądu Obronnego, minister obrony Wielkiej Brytanii potwierdził, iż jego kraj powinien „podwoić swoje wysiłki w ramach sojuszu”. Realizacji tych zapowiedzi po półtora roku postanowiła przyjrzeć się komisja obrony Izby Gmin. Posłowie uznali, że zapowiedzi członków rządu w wielu miejscach rozmijają się z rzeczywistością.
Problemy kadrowe europejskich armii
„Kwestionujemy zdolność Ministerstwa Obrony do ochrony Wielkiej Brytanii i terytoriów zamorskich przed kryzysami lub konfliktami. Oznacza to, że Wielka Brytania nie wypełnia swoich zobowiązań wynikających z Artykułu 3 (NATO – przyp. red.)" - piszą posłowie. I dodają: "Działania naprawcze zdają się być wdrażane w tempie lodowca.”
Choć budżet wojskowy Londynu ma wzrosnąć do równowartości ponad 82 mld dol., to na razie ten wzrost nie przekłada się na liczebność sił zbrojnych. Te w ostatnich latach, zamiast rosnąć, topniały. Dopiero w 2025 r. był wzrost, ale wyniósł… 240 osób. Wstępny plan na 2026 r. zakłada, że powiększą się o kolejnych 700 żołnierzy, osiągając liczebność 184 tys.
Z problemami kadrowymi boryka się też Francja, której siły zbrojne w tym roku liczyły ok. 200 tys. żołnierzy. Chcąc poprawić sytuację kadrową, pod koniec listopada prezydent Emmanuel Macron ogłosił stworzenie nowego, ochotniczego i płatnego rodzaju służby. Chce w ten sposób odbudować rezerwy. Szacuje, że w 2026 r. z nowej oferty skorzystają 3 tys. młodych Francuzów. Liczba szkolonych rezerwistów osiągnąć ma 50 tys. osób rocznie. To jednak perspektywa 2035 roku.
Wpływ na rozmowy na Ukrainie
W ocenie Marka Budzisza z think tanku Strategy & Future tempo przygotowań europejskich potęg do konfliktu jest niezadowalające. Słabość sił zbrojnych tych państw wprost przekładać ma się na ich postrzeganie podczas dziś prowadzonych rozmów pokojowych w sprawie Ukrainy. - Retoryka polityków jest twarda i dość agresywna, natomiast przygotowania do ewentualnego konfliktu są bardzo opieszałe i dalekie od pożądanego kształtu. To daje nam odpowiedź, dlaczego nie ma żadnego realnego planu umieszczenia kontyngentu wojskowego na Ukrainie. Nie ma sił wojskowych, które mogłyby się tam znaleźć – mówi DGP Budzisz.
Ambicji stworzenia największej armii lądowej Europy nie ukrywa nasz zachodni sąsiad. Uzgodniony w połowie listopada w Berlinie plan rozbudowy Bundeswehry zakłada powiększenie jej stanu osobowego z obecnych 181 tys. do 260 tys. (plus 200 tys. rezerwistów). I to jednak plan rozpisany do 2035 r. Tymczasem budżetowe realia na rok 2026 wskazują, że na razie przybędzie 1750 nowych etatów wojskowych.
Za Odrą widać jednak ruchy, które mają pomóc znaleźć ludzi do nowej armii. Już w przyszłym roku wszyscy 18-latkowie będą musieli wypełnić ankietę określającą ich przydatność dla sił zbrojnych. W kolejnych latach młodzi ludzie mają być poddawani obowiązkowym badaniom lekarskim. Ci, których wojsko uzna za przydatnych, będą kuszeni atrakcyjnymi zarobkami. Służba wojskowa na razie będzie dobrowolna, pod warunkiem, że liczba ochotników pokryje zapotrzebowanie armii.
Państwa już dojrzały
Na tle tempa zbrojeń i przygotowań trzech największych państw Europy, Polska wydaje się dziś prezentować całkiem nieźle. Budżet obronny na 2026 r. ustalono na równowartość 55 mld dol. Plany zwiększania liczebności armii, choć w porównaniu do lat poprzednich nieco spowolniły, zakładają, że na koniec przyszłego roku w Wojsku Polskim służyć będzie do 227 tys. żołnierzy. Dotyczy to wszystkich rodzajów służby, łącznie z terytorialną i dobrowolną.
Rozdźwięk pomiędzy potencjałami gospodarczymi trzech zachodnich potęg, a tempem rozbudowy ich wojsk nie dziwi generała Mieczysława Bieńka, doradcy ministra obrony. Uważa on, że postęp widać gołym okiem, a na początek każde z państw inwestuje w rozbudowę bazy produkcyjnej, by móc rozrastającym się armiom dostarczać nowoczesny sprzęt. Dopiero na tej bazie budowane mają być liczne siły zbrojne.
- To wszystko nie dzieje się z dnia na dzień. Te państwa, ich parlamenty i społeczeństwa dojrzewały i teraz szukają zachęt dla ludzi. Niektórzy załatwiają to przez powrót do zasadniczej, czy ochotniczej służby wojskowej, a to wiąże się z dużym wydatkiem budżetowym. Ja myślę, że te procesy nabierają rozpędu. Lamenty parlamentarzystów są może i uzasadnione, bo mogą zmusić rządy do przyspieszenia tych procesów – ocenia generał Bieniek.
Wojskowy podkreśla też znaczenie Unii Europejskiej, która po raz pierwszy zaangażowała się w rozbudowę zdolności obronnych państw członkowskich. Pomóc ma w tym program SAFE, na który przeznaczono 150 mld euro.