Wezwanie do ponownego przeliczenia głosów jest, wbrew zapewnieniom wzywających, żądaniem powtórzenia wyborów. Jeżeli bowiem transparentny, nadzorowany przez dziesiątki tysięcy ludzi proces, który prowadziły powołane do tego instytucje, nie jest wiarygodny, to jak wiarygodne mają być wyniki procedury liczenia głosów, które tygodniami leżały w workach? Te wyniki będą jeszcze bardziej podważalne niż te oficjalne – ogłoszone przez PKW.

ikona lupy />
Marek Tejchman, zastępca redaktora naczelnego DGP / Dziennik Gazeta Prawna

W tej sytuacji ciekawość premiera Tuska, który chce poznać prawdziwe wyniki, też budzi ciekawość. Dlaczego o tak ważnej sprawie premier musi pisać niejasne pytania na społecznościówkach?

Jeżeli mieliśmy do czynienia z wyborczym fałszerstwem, które zmieniło wyniki wyborów, musiało dotyczyć przynajmniej pół miliona głosów. Czy ciekawość premiera jest dowodem na to, że takiej skali manipulacja jest niezauważona przez państwo? Przecież to kompromitacja.

Skoro ktoś w tajemniczy sposób skręcił najprostsze w liczeniu wybory jakimi jest II tura z dwoma kandydatami, to kto stwierdzi legalność wyborów parlamentarnych? Jeżeli doszło do sfałszowania wyborów – to mamy za sobą zamach stanu. To nie jest sprawa na żartobliwe tweety.

One pasują raczej do partyjnych rozgrywek. Takich, w których lider rządu ucieka przed odpowiedzialnością. Za słabą politykę źle ocenianego rządu. Za błędy. Za fatalnie prowadzoną kampanię. Za porażkę.

Może celem tych tweetów, tego mówienia o wielkim fałszerstwie, jest budowanie mitu. Legendy na lata o skręconych w nocy wyborach. Mitu, który na lata posłuży do podważania legitymizacji prezydenta Nawrockiego. A w perspektywie tygodni odwlecze inaugurację jego prezydentury. Pozwoli zmusić marszałka Sejmu do czasowego przejęcia obowiązków głowy państwa. Ale to by oznaczało, że ciekawość premiera zabiera polską politykę i polskie państwo do piekła. ©℗