Do piątku do Sądu Najwyższego wpłynęło kilkadziesiąt tysięcy protestów wyborczych. Czas na ich składanie minął, ale wciąż wpływają dokumenty złożone drogą pocztową. Według szacunków SN ich łączna liczba może wynieść ok. 50 tys. protestów.
Sąd Najwyższy bada protesty wyborcze. Część pozostanie nierozpatrzonych
– Powyżej 90 proc. protestów jest protestami powielonymi. Niekiedy te protesty mają komiczny charakter. Jeden z wyborców przysłał protest, mówiąc, że przesyła protest Romana Giertycha. Niektórzy się nie podpisują lub wpisują fałszywe numery PESEL. Jest bardzo dużo protestów, którym nie da się nawet nadać biegu prawnego – komentował w rozmowie z TVP Info sędzia dr hab. Aleksander Stępkowski, rzecznik Sądu Najwyższego.
Sprawa potencjalnych nieprawidłowości wywołała spore kontrowersje. Jak informowaliśmy we wtorkowym wydaniu, część polityków Platformy Obywatelskiej alarmowała o „niewytłumaczalnym wzroście głosów nieważnych” lub „podejrzanie wysokim wyniku Karola Nawrockiego” w niektórych obwodowych komisjach wyborczych. Zarzut fałszowania wyborów formułował z kolei były wicepremier Roman Giertych, dziś poseł KO.
Do sprawy odniósł się w piątek Donald Tusk. – Mamy wstępną ocenę sytuacji w 800 komisjach, gdzie są zaskakujące rezultaty i gdzie statystyka mówi, że coś tam nie gra. (…) Nikt nikomu łaski nie robi. Obywatele mają prawo wiedzieć, jak naprawdę wygląda wynik wyborów – mówił szef rządu podczas konferencji prasowej. W sieci apelował z kolei do Andrzeja Dudy, Karola Nawrockiego i Jarosława Kaczyńskiego. „Panowie, nie jesteście tak zwyczajnie po ludzku ciekawi, jakie są prawdziwe wyniki głosowania? Na pewno jesteście. A jak wiadomo, uczciwi nie mają się czego bać” – pisał premier na portalu X.
Wpis spotkał się z natychmiastową reakcją. „Donald Tusk z kolegami nie potrafią się pogodzić z przegraną w wyborach prezydenckich. (…) Problem nie w wyborach, nie w decyzji wyborców (…), ale raczej w panów mentalności. Uważacie, że macie wygrywać i koniec! To, co robicie teraz, to zwykłe tupanie nóżką. (…) Nie jestem ciekawy wyników wyborów prezydenckich, bo je znam. Ogłosiła je oficjalnie Państwowa Komisja Wyborcza” – komentował prezydent Duda.
Do tej pory SN zdecydował o przeprowadzeniu oględzin kart wyborczych w 13 okręgowych komisjach wyborczych, w których istniały uzasadnione przesłanki o nieprawidłowościach przy liczeniu głosów. W przypadku kilku z nich stwierdzono nieprawidłowości, m.in. omyłkowego dopisania obu kandydatom głosów nieważnych czy błędnym przyjęciem, że większą liczbę głosów w tych obwodach uzyskał Karol Nawrocki. Łączna skala nieprawidłowości szacowana jest na kilka tysięcy głosów.
Czy nieprawidłowości w skali kraju mogło być znacznie więcej? – Moja analiza (dostępna na portalu Mamprawowiedziec.pl) nie wykazała anomalii mogących istotnie wpłynąć na ostateczny wynik wyborów prezydenckich. W opracowaniu skupiłem się na ujęciu systemowym w skali kraju i stwierdziłem jedynie nieliczne, znane już z przestrzeni publicznej przypadki nieprawidłowości – mówi DGP dr hab. Dominik Batorski, socjolog i analityk danych z Uniwersytetu Warszawskiego. – Przypadki nietypowo niskich wyników któregoś z kandydatów są nieliczne i dotyczą głównie komisji, w których doszło do oczywistych pomyłek – dodaje.
Część polityków KO mimo to publicznie domaga się ponownego przeliczenia głosów we wszystkich okręgach. Takiej procedury nie przewiduje jednak kodeks wyborczy. – Nawet gdyby zarzucane błędy dotyczyły dość dużej liczby, np. kilkuset, nie ma podstaw do weryfikowania prac ponad 31 tys. komisji w całym kraju. Po prostu nie ma przepisów, które by pozwalały na ponowną weryfikację oddanych głosów tam, gdzie nikt nie dostrzegł żadnych nieprawidłowości. Zwracam też uwagę, że osoby, które bez żadnych podstaw formułują postulaty ponownego przeliczenia głosów we wszystkich komisjach, podważają zaufanie do instytucji państwa – mówił w rozmowie z Money.pl dr hab. Krzysztof Wiak, prezes SN kierujący Izbą Kontroli Nadzwyczajnej i Spraw Publicznych.
Po rozpatrzeniu protestów wyborczych Sąd Najwyższy wyda uchwałę o ważności wyboru prezydenta RP. Ostatnim dniem, w którym musi zapaść rozstrzygnięcie, jest 2 lipca. Uchwała podlega ogłoszeniu w Dzienniku Ustaw.
Jak wynika z ustaleń DGP, w Koalicji 15 października nie ma przekonania, że nawoływanie do przeliczenia głosów zmieni wynik wyborów. – Początkowo była to inicjatywa Romana Giertycha, teraz podłapali ją inni. Szczerze panu powiem, nie rozumiem, po co Donald Tusk w to idzie – przyznaje jeden z posłów Platformy. Sceptycznie na działania szefa rządu patrzą również mniejsi koalicjanci. – Oczywiście, że nie było to z nami konsultowane. Wynik wyborów jest taki, jaki jest, pora się z tym pogodzić. Tusk brnie w narrację z góry skazaną na porażkę. Chyba tylko po to, aby przez kolejne miesiące i lata podważać mandat Nawrockiego – mówi nam rozmówca z Nowej Lewicy.
– Całą sytuację odbieram ze smutkiem, i to na wielu poziomach. Mam wrażenie, że trwa debata o bardzo ważnych sprawach, ale nie mam pewności, czy podnoszone tony i snute konstrukcje są kierowane we właściwą stronę – mówi DGP Krzysztof Izdebski, prawnik z Fundacji Batorego. I jak dodaje, „mamy absolutną histerię środowisk żądających przeliczenia wszystkich głosów”.
– Jak dotąd nie pojawiły się żadne dane, które wskazywałyby na fałszerstwa na masową skalę. Trudno mówić o rzeczywistej możliwości ponownego przeliczenia głosów. Istota sprawy leży gdzie indziej: trzeba wreszcie poważnie zająć się zmianami w kodeksie wyborczym, by ograniczyć nieprawidłowości i zwiększyć ich wykrywalność. A jednocześnie nie wolno mnożyć bezpodstawnych zarzutów, które podważają zaufanie do procesu wyborczego jako takiego – konkluduje Izdebski. ©℗