Z ostatniego sondażu IBRiS dla PAP wynika, że jedynie niecałe 22 proc. Polaków byłoby w razie zagrożenia skłonnych przywdziać mundur. Prawie 37 proc. wybrałoby jakąś formę ucieczki. Z kolei w marcowym badaniu IBRiS dla „Rzeczpospolitej” aż 55 proc. Polaków nie wyklucza powrotu zasadniczej służby wojskowej. Jednocześnie wśród polityków i analityków narasta przekonanie, że nawet 300-tys. armia mogłaby nie zapewnić bezpieczeństwa krajowi. - Ja jestem wielkim zwolennikiem narodowej służby wojskowej i uważam, że ten temat powinien być podjęty w polskiej debacie publicznej, podobnie jak w innych krajach. Nie można już opierać się na założeniu, że ochronę państwa daje tylko i wyłącznie profesjonalna służba wojskowa – mówi DGP dr Andrew Michta z Atlantic Council. Jaka jest alternatywa?
Pobór do wojska i służba państwowa w innych krajach
Pod uwagę bierze się między innymi model szwedzki. Tam co prawda od 2017 roku przywrócono powszechny pobór do wojska, ale jest on selektywny. Do armii trafia jedynie do 10 proc. każdego rocznika. Przede wszystkim są to chętni, widzący w nowoczesnej armii drogę do kariery. Reformę szykują też Niemcy. Nasi zachodni sąsiedzi przymierzają się do przywrócenia tzw. roku socjalnego. Zobowiązywałby on każdego Niemca do odsłużenia pewnego czasu w przeróżnych państwowych instytucjach, niekoniecznie w wojsku.
W Polsce powszechny pobór do wojska został zawieszony od 2008 roku. Powrotu do wcześniejszych rozwiązań politycy boją się jak ognia. Ale budowanie bezpieczeństwa nie musi automatycznie oznaczać powrotu do wcześniejszych rozwiązań. Widząc potrzeby polskiej armii i przygotowanie społeczeństwa do obrony ojczyzny, politycy mają jednak nieco inny pomysł.
Dobrowolna służba wojskowa albo albo kilka miesięcy w służbie państwu
- W ciągu najbliższych pięciu lat w grupie 19-45 lat liczba obywateli spadnie nam o milion osób i nasze zasoby bardzo się redukują. Uważam, że nic by się nie wydarzyło w życiu każdego młodego człowieka, gdyby kilka miesięcy swojego życia poświęcił na takie przygotowania w służbie dla państwa – mówi DGP Andrzej Grzyb, przewodniczący sejmowej komisji obrony. Jednocześnie podkreśla, że nie chodzi jedynie o służbę w wojsku, ale też na przykład w instytucjach społecznych, obronie cywilnej.
Na razie państwo stara się działać, nie stosując przymusu. Nowa ustawa o obronie cywilnej ma w założeniu wciągnąć większą liczbę osób w przygotowanie do zapobiegania zagrożeniom. Efektów na razie nie widać, ale wojewodowie są już po cyklu szkoleń w MSWiA, niedługo mają być szkolone gminy. Z kolei, w ocenie wojskowych, nie jesteśmy aż tak bezradni, aby myśleć o powrocie do powszechnej służby wojskowej.
- Ja uważam, że dobrowolna służba wojskowa już daje pewne efekty, chociaż idą tam różni ludzie, potem się wykruszają, ale część z nich zostaje. Nie wyważajmy otwartych drzwi, ale patrzmy, jakie rozwiązania oferują takie państwa, jak Finlandia czy Szwecja. Jesteśmy państwem, które liczy 37 milionów obywateli, więc mamy pewien zasób – mówi generał Mieczysław Bieniek, doradca ds. bezpieczeństwa w MON. Postuluje on jednocześnie zwiększenie intensywności szkoleń dla obywateli oraz aktywności struktur armii, by lepiej reklamowała dobrowolną zasadniczą służbę wojskową.
Jak duże wojsko ma Polska?
Na początku 2025 r. Polska mogła pochwalić się liczbą 205 tys. żołnierzy. Przeszkolonych rezerwistów, którzy pożegnali się z wojskiem do 2008 roku, ma w ocenie wojskowych na razie wystarczyć, by w razie potrzeby uzupełnić szeregi armii. Jednak z roku na rok będzie się ona kurczyć. Zdaniem posłów opozycji, nie jest nam potrzebna rewolucja w poborze do wojska, ale skuteczne podążanie tą ścieżką, na którą wojsko weszło kilka lat temu.
- To nie jest kwestia reformy systemu, ale wyrobienia pewnych oczywistych, właściwych zachowań odpowiedzialności za naszą ojczyznę. Mamy mechanizmy, nie musimy czekać, aż urzędnicy unijni coś nam wymyślą. To jest chociażby służba w WOT – ocenia poseł PiS, Piotr Kaleta.
Inne problemy? Brak bazy lokalowej, koszar i odpowiedniej logistyki, by utrzymać kolejne dziesiątki tysięcy poborowych. Kaleta postuluje więc rozrzucenie jednostek WOT po poszczególnych samorządach. - Samorządy mają jakieś zlikwidowane szkoły, stare przychodnie, które by można przy niskim budżecie zaadaptować na to, żeby tam te wojska funkcjonowały – mówi poseł Kaleta.