PKW uznała, że Prawo i Sprawiedliwość w nielegalny sposób wydało 3,6 mln zł. Musi tę kwotę zwrócić na rzecz Skarbu Państwa. Do tego o jej trzykrotność (czyli 10,8 mln zł) zmniejszona zostanie dotacja z tytułu zwrotu kosztów poniesionych w kampanii. Oprócz tego ugrupowanie musi się liczyć z utratą 10,8 mln zł corocznej subwencji, którą otrzymuje z budżetu państwa. To jednak nie wszystko – jeśli PKW, z powodu ustalonych podczas ubiegłorocznych wyborów nieprawidłowości, odrzuci jeszcze sprawozdanie PiS za 2023 r., partia może na trzy lata stracić całą subwencję. – Ta decyzja jest skandaliczna – komentował w piątek prezes PiS i dodał, że obecnie rządzący obrali drogę Łukaszenki i Putina.
Decyzja PKW nie ma precedensu, bo dotychczas komisja ograniczała się do badania wyłącznie działalności i wydatków poniesionych przez komitety wyborcze, a w przypadku PiS zajęła się także analizą aktywności prowadzonych m.in. za pieniądze rządowe. Zakwestionowano m.in. 2,6 mln zł wydane na spot Zbigniewa Ziobry, który teoretycznie miał reklamować zmiany w kodeksie karnym, ale – jak uznano – w czasie kampanii wyborczej promował kandydaturę samego szefa MS.
PiS wydaje dużo
Ponad 40-proc. ubytek w corocznej subwencji i prawie 30-proc. w dotacji może się okazać sporym problemem dla PiS, bo choćby z jej sprawozdania finansowego za ubiegły rok wynika, że wydatków ma sporo. W 2023 r. PiS otrzymało z budżetu państwa subwencję w wysokości 23,4 mln zł (w tym roku jest to wyższa kwota – ok. 26 mln), wydało zaś 36 mln zł (zapewne miało oszczędności). Na to złożyło się np. ponad 7 mln zł na wynagrodzenia, ubezpieczenia społeczne i inne świadczenia, prawie 1 mlnna zużycie materiałów i energii czy prawie 8 mln zł przekazane na potrzeby kampanii wyborczej. Do tego partia musi spłacić 15-milionowy kredyt, który dodatkowo zaciągnęła na wybory parlamentarne.
Politycy PiS tuż po decyzji PKW uruchomili akcję zbierania pieniędzy od swoich sympatyków. – Apeluję do wszystkich polskich patriotów, do wszystkich, którzy nas poparli, także w tych ostatnich wyborach, aby nawet niewielkie sumy, jak 10 zł, przekazywali na nasze konto – mówił w piątek prezes PiS.
Skarbnik partii Henryk Kowalczyk informował, że od czwartkowego popołudnia na konto partii wpłynęło ponad pół miliona złotych. Dołożyć mają się także parlamentarzyści PiS – miesięcznie po 1 tys. zł posłowie i senatorowie, po 5 tys. – europarlamentarzyści, także ci z Suwerennej Polski.
PiS zamierza się też odwołać od uchwały PKW do Sądu Najwyższego. Tam sprawę rozpozna tzw. neoizba, czyli Izba Kontroli Nadzwyczajnej i Spraw Publicznych (orzeka w niej np. żona wieloletniego posła i europosła PiS Karola Karskiego, prof. Elżbieta Karska). Nie wiadomo jeszcze, kto znajdzie się w siedmioosobowym składzie do rozpoznania zażalenia PiS – o tym, zgodnie z ustawą o SN – zdecyduje prezes IKNiSP dr hab. Joanna Lemańska, o której media pisały, że jest koleżanką ze studiów i dobrą znajomą prezydenta Andrzeja Dudy.
Ze strony PO płyną sygnały, że rząd może nie uznać ewentualnego korzystnego dla PiS orzeczenia Izby Kontroli Nadzwyczajnej, której legalność kwestionuje nie tylko duża część środowiska prawniczego w Polsce, lecz także instytucje międzynarodowe. – Wszystkie orzeczenia i cała działalność tej izby dotknięta jest wadami, na co zwrócił uwagę Trybunał Sprawiedliwości UE i Europejski Trybunał Praw Człowieka – mówił w piątek minister sprawiedliwości Adam Bodnar. I dodał, że m.in. te okoliczności będzie musiał wziąć pod uwagę szef resortu finansów Andrzej Domański. To on na końcu zdecyduje o tym, czy i ile środków z subwencji i dotacji wypłacić Prawu i Sprawiedliwości.
Wzmocnić KBW albo dać nowe kompetencje NIK
Koalicja Obywatelska zapowiada tymczasem zmiany w kodeksie wyborczym. Choć politycy KO – jak podkreślają – dobrze oceniają działania obecnej PKW, to przesądzone wydaje się odejście od modelu, w którym większość jej członków (siedmiu na dziewięciu) wskazuje Sejm. – Nie wracałbym jednak do tego rozwiązania, które funkcjonowało kiedyś, a więc delegowania po trzech sędziów przez TK, SN i NSA. Uważam, że powinno się dążyć do tego, żeby na wzór zablokowanej przez prezydenta nowelizacji ustawy o KRS również w sądach przeprowadzać wybory członków PKW – mówi nam Mariusz Witczak, szef sejmowej podkomisji stałej ds. nowelizacji prawa wyborczego. I dodaje, że sędziowie ci, wybierani na minimum sześcioletnią kadencję, mieliby pełnić funkcje nadzorcze nad organizacją i przebiegiem wyborów czy referendów.
Wzmocnione, według niego, powinno zostać Krajowe Biuro Wyborcze. – KBW jest dziś malutkim, kilkunastoosobowym urzędem, ale musi dostać uprawnienia interwencyjne, które skutkowałyby później decyzjami PKW. Chodzi np. o sytuację, gdy mamy do czynienia z bezczelnie prowadzoną prekampanią, albo kampanią, w której ramach wywieszone zostają billboardy z wizerunkiem ministra, sfinansowane z pieniędzy rządowych. Gdyby KBW coś takiego zauważyło, wówczas mogłoby zażądać zaprzestania tego typu działań, zapłaty kary albo obciąć limit komitetowi, z którego kandydowałby ten minister – tłumaczy Witczak. I dodaje, że byłby to rodzaj żółtej kartki dla komitetu wyborczego i ostrzeżenie przez konsekwencjami w postaci późniejszego odrzucenia sprawozdania finansowego.
Nieco inną koncepcję ma senator KO Krzysztof Kwiatkowski, który jako były szef NIK właśnie Najwyższej Izbie Kontroli chciałby przekazać kompetencje związane z badaniem sprawozdań finansowych partii. – NIK ma 16 delegatur w kraju, 1700 pracowników i wyszkolony aparat. Nie widzę innego, bardziej uprawnionego organu z równie profesjonalnymi pracownikami, którzy co roku kontrolują np. budżet państwa, do tego, by sprawdzać, czy rządzący nie wykorzystują środków budżetu państwa na prowadzenie kampanii wyborczej – podkreśla Kwiatkowski.
W takim modelu PKW miałaby się ograniczyć wyłącznie do kwestii związanych z organizacją i przebiegiem wyborów. Kwiatkowski, podobnie jak Witczak, jest zwolennikiem powierzenia PKW sędziom. – Można wprowadzić rodzaj trybunału wyborczego, w którym sędziowie byliby zatrudnieni np. na jedną sześcio- czy dziewięcioletnią kadencję, a później przechodziliby w stan spoczynku – proponuje senator.
Nowy podział mandatów
Premier Tusk wspomniał w piątek o możliwości „korekty granic okręgów ze względów demograficznych”. Nasi rozmówcy w KO tłumaczą, iż nie chodzi o tworzenie na nowo geografii wyborczej, a raczej o drobne przesunięcia dotyczące liczby mandatów. Obaj, i Kwiatkowski, i Witczak, przypominają, że tego typu rekomendacje od kilku lat płyną z PKW, także składu wyłonionego w ubiegłej kadencji przez PiS.
Można je znaleźć m.in. w piśmie PKW do ówczesnej marszałek Sejmu Elżbiety Witek z 21 października 2022 r. Komisja sugeruje zmianę podziału liczby mandatów na poszczególne okręgi w wyborach do Sejmu i Senatu. W przypadku Sejmu, ze względu na zmiany demograficzne, PKW podpowiada zwiększenie po jednym mandacie w okręgach: wrocławskim, krakowskim, warszawskim, rzeszowskim, gdańskim, gdyńskim, konińskim, pilskim i poznańskim oraz o dwa mandaty w okręgu podwarszawskim. Stracić po jednym mandacie miałyby za to okręgi: legnicki, wałbrzyski, toruński, lubelski, chełmski, łódzki, katowicki, sosnowiecki, kielecki, elbląski i koszaliński.
Proponowane zmiany, jeśli nałożyć je na wyniki ubiegłorocznych wyborów do Sejmu, mogłyby być teoretycznie korzystne dla KO, choć w niewielkim stopniu. Łącznie cztery mandaty zyskałyby bowiem te okręgi, w których wygrała formacja Donalda Tuska kosztem tych, w których dominował PiS. Nie byłaby to więc zmiana w istotny sposób wpływająca na układ sił w Sejmie.
W przypadku Senatu PKW wskazuje na potrzebę zwiększenia mandatów w Małopolsce i na Mazowszu kosztem woj. śląskiego. Te propozycje nie budzą jednak entuzjazmu wśród naszych rozmówców, bo – jak tłumaczą – ich realizacja, ze względu na jednomandatowe okręgi wyborcze, wiązałaby się z koniecznością zmian granic okręgów. ©℗
PiS zaskarży decyzję PKW do Sądu Najwyższego. Rząd może jednak nie uznać rozstrzygnięcia