Pytany przez PAP o ocenę porozumienia handlowego między UE a USA, Rizzi przyznał, że „Unia uległa żądaniom Trumpa, a nawet skapitulowała”. Podkreślił jednocześnie, że wynegocjowana w niedzielę umowa jest „politycznym uzgodnieniem na temat tego, co powinno znaleźć się w ostatecznej (wersji) porozumienia”.
Umowa handlowa UE-USA
„Większość europejskich stolic udzieliła Komisji Europejskiej mandatu. Europa była gotowa zaakceptować pewien poziom ceł. Uznano to za korzystniejsze niż niepewność wojny handlowej” - zauważył Rizzi. Analityk odnotował, że „Komisja nie posiada kompetencji w dziedzinie energii ani obronności”. Tym samym, ostatecznie, to do państw członkowskich należy decyzja, czy kupić z USA sprzęt wojskowy, czy nośniki energii. Rizzi uważa, że deklarowana przez Donalda Trumpa kwota 750 mld dolarów, którą Europejczycy mieliby wydać na dostawy surowców energetycznych z USA, „jest zdecydowanie nadmuchana”.
Zdaniem Rizziego Europa „miała podczas negocjacji »asy w rękawie«, ale nie zdecydowała się po nie sięgnąć”. Powodem stało się m.in. to, że kraje UE, w tym Niemcy, „były w sprawach handlowych bardziej zaniepokojone bólem krótkoterminowym niż tym długookresowym”. Po stronie unijnej „jednym z największych problemów są (wewnętrzne) podziały” - podkreślił rozmówca PAP. „Trzeba wypracować wspólne stanowisko, a to nie jest łatwe do osiągnięcia” - zauważył.
Rizzi nie uważa, by europejski przemysł motoryzacyjny ucierpiał znacząco w wyniku umowy, ponieważ cła spadły w tym przypadku z poziomu 27,5 proc. do 15 proc. „Europejscy producenci nie są w gorszej sytuacji niż ci amerykańscy, którzy zdecydowanie sprzeciwiają się umowie, czy też japońscy, których nadal obowiązują wysokie cła na stal, miedź oraz aluminium” - ocenił. Gorzej może przedstawiać się sytuacja dla przemysłu farmaceutycznego, bo „tylko niektóre podstawowe składniki farmaceutyczne oraz leki generyczne będą miały bezcłowy dostęp do rynku USA”. Rizzi podkreślił, że wiele zależy tutaj od kategoryzacji, ponieważ jeszcze nie wiadomo, które produkty zostaną objęte podwyższonymi cłami, a które zerowymi.
Deficyt handlowy UE-USA
Rizzi przypomniał, że Trump uważa, iż „deficyt handlowy oznacza stratę dla kraju, a niekoniecznie jest tak w rzeczywistości”. Przewiduje, że Stany Zjednoczone ostatecznie zachowają dodatni bilans handlowy z wieloma państwami świata. „Nie wiemy, jak bardzo ta umowa wpłynie na deficyt handlowy między USA a UE. Wynika on raczej z szerszej sytuacji makroekonomicznej po obu stronach Atlantyku, a nie tylko z samej struktury wymiany handlowej” - przekonuje analityk ECFR. Rizzi przyznał też, że trudno stwierdzić, „jakie są końcowe cele” Trumpa w polityce handlowej, ponieważ „częściowo wydają się one sprzeczne”. „Owszem, 15-procentowe taryfy mogą przynieść pewne wpływy do budżetu, ale to nie są wielkie kwoty. Wątpliwe też, że dojdzie do zwiększenia produkcji w USA, ponieważ ci, którzy chcą tam produkować, będą musieli mierzyć się z poważnymi barierami rynkowymi w dostępie do materiałów” - prognozuje analityk.
Trump spotkał się w niedzielę w Turnberry w Szkocji z przewodniczącą Komisji Europejskiej Ursulą von der Leyen. Po ich rozmowie ogłoszono warunki porozumienia handlowego między Wspólnotą a USA, w ramach których ustalono 15-procentowe cło na większość unijnych towarów eksportowanych do Stanów Zjednoczonych. Amerykański przywódca zapowiedział, że UE zobowiązała się też do znacznych zakupów amerykańskiego sprzętu wojskowej oraz nośników energii. Dodał, że porozumienie przewiduje również inwestycje państw UE w USA o wartości 600 mld dolarów.