Niezamknięta w tym roku sprawa KPO może ciążyć rządowi w przyszłym. Bez zaliczki pierwsze inwestycje będzie musiał sfinansować sam.

Aby Komisja Europejska mogła wypłacić Polsce zaliczkę, Krajowy Plan Odbudowy powinien zostać zaakceptowany do końca roku nie tylko przez KE, ale też przez ministrów finansów krajów członkowskich. Tymczasem przedwczoraj, na ich ostatnim zaplanowanym w tym roku posiedzeniu, sprawę przesądził wiceszef KE Valdis Dombrovskis, mówiąc, że jest mało prawdopodobne, by polski plan udało się zatwierdzić do końca roku. Dodał, że negocjacje nadal trwają i że porozumienia nie można wykluczyć. Ale nawet zielone światło ze strony KE obecnie nie dawałoby dużych szans na zaliczkę, bo w dalszym kroku ministrowie będą mieli cztery tygodnie na zajęcie się planem. Tymczasem w grudniu nie zaplanowano więcej posiedzeń Rady ds. Gospodarczych i Finansowych, w 27 stolicach musiałaby się więc znaleźć wola polityczna zorganizowania spotkania nadzwyczajnego.
Źródło w rządzie potwierdza, że negocjacje trwają, chociaż szanse na ich sfinalizowanie „nie są duże”. – Trzy warunki? Żądania KE nie ograniczają się do trzech warunków, ciągle słyszymy kolejne. To jest polityczny szantaż, który będzie skutkować rozbijaniem jedności Unii – komentuje nasz rozmówca. Jak podkreśla, Polska ma możliwości, by odpowiedzieć Brukseli. – Unia głosuje jednomyślnie całe mnóstwo kwestii. Będziemy na to przygotowani – podkreśla.
Brak porozumienia do końca roku nie tylko oznacza, że Polska straci zaliczkę w wysokości 4,7 mld euro, ale może opóźnić moment, w którym nad Wisłę zaczną płynąć regularne płatności w ramach Funduszu Odbudowy, co zakładano w połowie przyszłego roku. – Do czasu, w którym polski rząd nie spełni warunków postawionych przez KE, KPO nie będzie mógł być realizowany – podkreśla europoseł PO Jan Olbrycht. Tymczasem w polskim planie rozpoczęcie wielu projektów i celów zostało zapisane na pierwszy kwartał nadchodzącego roku.
Z wypowiedzi wiceprzewodniczącego wynika jeszcze jedna rzecz – niezależnie od tego, kiedy zostanie dopięte porozumienie, jego elementem ma być zagwarantowanie niezawisłości sądownictwa. – Jednym z kryteriów jest ochrona interesu finansowego Unii, w tym efektywny system sądownictwa – mówił Dombrovskis. Brak porozumienia do końca roku skomplikuje więc sprawę podwójnie. Po pierwsze, Warszawa będzie musiała zabiegać o zaakceptowanie swojego planu w Brukseli w czasie, kiedy miała go już realizować. Nadal obowiązują trzy warunki postawione publicznie przez szefową KE Ursulę von der Leyen: zlikwidowania Izby Dyscyplinarnej Sądu Najwyższego oraz reformy systemu dyscyplinowania sędziów, a także przywrócenia do pracy sędziów odsuniętych od orzekania. W zeszłym tygodniu wiceminister funduszy Waldemar Buda mówił, że projekty w sprawie ID SN mogą być przedstawione w kolejnych tygodniach, ale wątpliwości budzi warunek przywrócenia sędziów do pracy.
Po drugie, gdy polski plan zostanie zaakceptowany, rząd będzie musiał sam znaleźć pieniądze na pierwsze inwestycje w ramach planu odbudowy. W formie zaliczki do Polski miało trafić 4,7 mld euro. Takie dodatkowe wsparcie w formie prefinansowania trafiło lub trafi do krajów, których plany otrzymały zielone światło w tym roku; łącznie to 20 państw. Pozostałe będą musiały zacząć realizować projekty z własnego bud żetu, a potem, by otrzymać regularną płatność, powinny wykazać, że zrealizowały już część celów zapisanych w planach jako kamienie milowe. Pierwszym krajem, który otrzymał taki przelew, jest Hiszpania. Madrytowi udało się już zrealizować 52 „kamienie milowe”, w efekcie czego otrzymał 10 mld euro na dalsze inwestycje, a więc jedną siódmą bezpośredniego wsparcia. W przypadku Polski zakładano, że pierwsza transza w ramach regularnych płatności trafi nad Wisłę w połowie przyszłego roku. Warunkiem będzie jednak zrealizowanie części zapowiedzianych w KPO reform, ale im bardziej przedłużać się będzie wydanie zgody przez KE, tym trudniej będzie je zrealizować w czasie.
Na akceptację swoich planów czekają też Węgry, Szwecja i Bułgaria. Holandia nadal nie złożyła dokumentu do KE.