W ośrodkach dla cudzoziemców ważą się dalsze losy ewakuowanych z Kabulu uchodźców. Dla wielu z nich Polska będzie wyłącznie miejscem tranzytu.

Dzisiaj oficjalnie zakończyła się ewakuacja z Afganistanu. Po przetransportowaniu do Polski współpracowników Polskiego Kontyngentu Wojskowego oraz dyplomacji pod opieką Urzędu ds. Cudzoziemców znalazło się 1024 obywateli Afganistanu. Więcej uchodźców trafiło do państw Europy Zachodniej. Niemal 5 tys. przetransportowano do Włoch, 4,1 tys. do Niemiec, a 2,6 tys. do Francji. Łącznie ewakuowano ponad 116 tys. osób.
– Część uchodźców, którzy przylecieli do Polski, złożyła już wnioski o udzielenie ochrony międzynarodowej. Pozostali, z tego co do nas dotarło, zostali wpuszczeni na terytorium kraju na mocy ustawy o cudzoziemcach, dzięki której komendant Straży Granicznej wydaje zgodę na wjazd na terytorium Polski na 15 dni – mówi w rozmowie z DGP Daniel Witko z Helsińskiej Fundacji Praw Człowieka. – Uchodźcy nie otrzymują w takiej sytuacji wizy, a ich paszporty nie są zabierane. Nie znajdują się więc w procedurze uchodźczej. Przebywają na kwarantannie, a wnioski będą od nich przyjmowane później – tłumaczy prawnik.
Większość trafiła już do ośrodków recepcyjnych. Tam czekają na decyzję w sprawie udzielenia ochrony. – Gdyby nie chcieli do końca procedury przebywać w ośrodku, to istnieje możliwość złożenia wniosku o świadczenia prywatne. Jeśli dobrze taką potrzebę się uzasadni, można otrzymać świadczenie w wysokości 750 zł na osobę, znaleźć własne lokum i żyć poza ośrodkiem – tłumaczy prawnik. Natomiast jeśli po 6 miesiącach taka decyzja nie zostałaby wydana, uchodźcy mogą wnioskować o pozwolenie na pracę.

Polska przyjęła 1024 osoby ewakuowane z Kabulu

Inaczej wygląda sytuacja nieletnich uchodźców. Ci do systemu włączani są od razu. Już jutro powinni więc uczestniczyć w rozpoczęciu roku szkolnego. – To największa bolączka naszego państwa. Mamy obowiązek oświatowy, dlatego teoretycznie na drugi dzień po rejestracji w Polsce powinniśmy przyjąć wszystkie dzieci do szkoły – tłumaczy DGP burmistrz Podkowy Leśnej Artur Tusiński. Na terytorium gminy, którą zarządza, znajduje się ośrodek dla cudzoziemców w Dębaku, do którego w ubiegłym tygodniu przewiezionych zostało 55 uchodźców z Afganistanu. Wśród nich było 21 dzieci. – Nie mówią po polsku, a od razu rzucane są na głęboką wodę – opowiada burmistrz. – Kilka lat temu próbowaliśmy rozmawiać z ówczesnymi ministrami, żeby pomogli w zorganizowaniu dodatkowych zajęć z nauki języka polskiego, ale niewiele z tego wyszło – mówi.
Ośrodki są krytykowane za niezapewnianie odpowiedniego poziomu opieki Afgańczykom. Portal OKO.press informował wczoraj, że do szpitala trafiła dwójka afgańskich dzieci z ośrodka w Dębaku. Miały zatruć się grzybami, które znalazły w pobliskim lesie. Jedno dziecko zmarło.
Tusiński zaprzecza by uchodźcy byli niedożywieni. – Otrzymują trzy posiłki dziennie. Nawet pierwszego dnia pobytu, kiedy otrzymali tylko jeden posiłek, został on uzupełniony o suchy prowiant – opowiada. Tłumaczy, że gdyby w ośrodku działo się coś złego, dowiedziałby się tego od uczniów, którzy uczęszczają do szkół w Podkowie. Podkreśla, że centrum w Dębaku jest dobrze zorganizowane. – Rozmawiałem z osobami w różnych ośrodkach i odnoszę wrażenie, że wielu z nich brakuje empatii. W Dębaku jest inaczej – opowiada.
Prezes Polskiego Forum Migracyjnego Agnieszka Kosowicz zaznacza w rozmowie z DGP, że wszystkie ośrodki są obecnie pełne. – Fakt, że w ciągu tygodnia pojawiło się w nich kilkuset nowych mieszkańców, stanowi ogromne wyzwanie dla Urzędu ds. Cudzoziemców. Proces umieszczania ludzi odbywa się w trudnych warunkach i trzeba to wziąć pod uwagę – mówi. – Często wizytujemy te miejsca. Warunki, które w nich panują, nie są komfortowe, ale nie urągają też ludzkiej godności – mówi. Zdaniem Kosowicz kluczowe są poprawa dostępu do opieki zdrowotnej i pomocy psychologicznej czy jakość jedzenia. – Ale oczekiwanie, że zostanie to naprawione teraz, kiedy system nagle przyjmuje więcej osób niż zwykle, jest irracjonalne – zaznacza.
Dla wielu pobyt w ośrodku jest jednak wyłącznie krótkim przystankiem. – Ludzie, którzy do nas przyjechali, w głowie mają różne scenariusze. Część chce wyjechać, bo w innych zakątkach Europy ma krewnych lub znajomych, albo posługuje się językiem obcym, który w danym państwie dominuje. To, że część uchodźców wyjedzie, jest zgodne z ustaleniami na poziomie rządowym. Jest też wiele osób, które są zagubione i potrzebują zebrać myśli. Dopiero później zdecydują, czy chcą z Polską wiązać swoją przyszłość – tłumaczy Kosowicz. – Jesteśmy np. w kontakcie z grupą studentów, którzy dostali się na studia do Wielkiej Brytanii i czekają na wizy – opowiada. Podobnego zdania jest prawnik Helsińskiej Fundacji Praw Człowieka. – Pytania, które do mnie trafiają, potwierdzają, że migracje w Polsce wciąż mają charakter tranzytowy. Uchodźcy chcą wiedzieć, kiedy będą mogli pojechać np. do rodziny we Francji czy Wielkiej Brytanii – mówi Daniel Witko.
Prawnik ostrzega, że nie wszyscy jednak z Polski będą mogli wyjechać. – W procedurze uchodźczej nie jest to dozwolone – tłumaczy. W takiej sytuacji nie ma możliwości legalnego opuszczenia Polski.