Oczekuję, że rząd będzie z jednej strony twardo bronił granicy, ale z drugiej strony wykaże więcej uczuć humanitarnych w stosunku do tych ludzi, którzy koczują na polsko-białoruskiej granicy - mówił w poniedziałek marszałek Senatu Tomasz Grodzki.

Marszałek był pytany podczas konferencji w Senacie o ocenę sytuacji na polsko-białoruskiej granicy, gdzie niedaleko Usnarza Górnego, po białoruskiej stronie koczuje grupa migrantów. "Granicy państwa należy strzec" - podkreślił Grodzki. "Ponieważ jest to granica zewnętrzna Unii Europejskiej - należy w to zaangażować i Frontex, który jest do tego powołany, i instytucje Unii Europejskiej po to, aby ochrona tej granicy była skuteczna, a nie skupiała się na 30 czy 32 ludziach koczujących tam w skandalicznych warunkach" - dodał.

Grodzki podkreśla, że "obrona granic Polski i Unii Europejskiej jest bezdyskusyjna, nie ulega negocjacjom". "Natomiast mamy drugą stronę - humanitarną, gdzie traktowanie tych ludzi, skądkolwiek oni przybyli, jest urągające polskiej kulturze, gościnności, co nawet zaczynają przyznawać mieszkańcy tej miejscowości, w pobliżu której się to rozgrywa i pomoc humanitarna, pomoc lekarska, pomoc w dalszych krokach azylowych to jest zupełnie inne zagadnienie niż ochrona polskiej granicy" - zaznaczał.

"Oczekuję, że rząd będzie z jednej strony twardo bronił granicy, ale z drugiej strony wykaże więcej uczuć humanitarnych w stosunku do tych ludzi, a przynajmniej dopuści do nich lekarzy i dopuści do nich wolontariuszy" - mówił marszałek Senatu.

Odniósł się do sytuacji na polsko-białoruskiej granicy, gdzie od kilkunastu dni koczuje grupa migrantów. Polskie służby nie pozwalają im przekroczyć granicy i dostać się do Polski, a służby białoruskie na wycofanie się z tego miejsca. Grupa jest pilnowana przez SG, wojsko i policję. Kilkaset metrów od tego miejsca z migrantami próbują się cały czas kontaktować aktywiści i wolontariusze z tłumaczem. Koczującym nie można nic podać ze strony Polski, np. żywności czy leków, ponieważ - jak argumentują przedstawiciele służb i polskich władz - byłoby to naruszeniem granicy Białorusi.

Straż Graniczna informowała w piątek, że grupa koczujących to 28 osób (wcześniej 25), Fundacja Ocalenie twierdzi, że są tam 32 osoby.

Polska uważa, że odpowiedzialność za sytuację migrantów ponosi Białoruś. Polski rząd proponował władzom tego kraju wysłanie pomocy humanitarnej z myślą o imigrantach, ale otrzymał odpowiedź odmowną.

KE powtarza: sytuacja na granicy polsko-białoruskiej to agresja na Polskę

Sytuacja przy granicy polsko-białoruskiej jest formą agresji na Polskę - poinformował w poniedziałek rzecznik KE Adalbert Jahnz na konferencji w Brukseli. "To próba (...) instrumentalizacji ludzi dla celów politycznych" - przekazał.

KE po raz kolejny była pytana o ocenę sytuacji przy granicy polsko-białoruskiej.

Rzecznik odpowiedział, że w tej kwestii ważne jest, aby powiedzieć, kto jest za tę sytuację odpowiedzialny. "To próba, za którą stoi kraj trzeci (Białoruś - PAP), instrumentalizacji ludzi dla celów politycznych, co bardzo mocno odrzucamy i opisujemy, jako formę agresji" - powiedział.

Zaznaczył, że KE w tej sprawie jest w kontakcie z polskimi władzami.

Polska, Litwa, Łotwa i Estonia zarzucają Białorusi zorganizowanie przerzutu imigrantów na ich terytorium w ramach tzw. wojny hybrydowej. We wspólnym oświadczeniu premierzy Polski i krajów bałtyckich ocenili, że kryzys na granicach z Białorusią został zaplanowany i systematycznie zorganizowany przez reżim Alaksandra Łukaszenki. Wezwali też władze białoruskie do zaprzestania działań prowadzących do eskalacji napięć.

W niedzielę funkcjonariusze Straży Granicznej udaremnili 74 próby nielegalnego przekroczenia granicy z Białorusi do Polski.

Z obserwacji Straży Granicznej wynika, że grupa migrantów, która od ok. trzech tygodni koczuje na wysokości miejscowości Usnarz Górny, ale po stronie białoruskiej liczy ciągle od 24 do 30 osób.

Komisarz Unii Europejskiej ds. migracji Ylva Johansson oświadczyła w piątek, że sytuacja na granicy polsko-białoruskiej nie jest kwestią migracji, ale częścią agresji Łukaszenki na Polskę, Litwę i Łotwę w celu destabilizacji UE. Służby prasowe Komisji Europejskiej przekazały PAP, że jest to też stanowisko Unii Europejskiej, które było wyrażane wcześniej przez ministrów spraw zagranicznych państw UE.