Polska w rządowym dokumencie jest monolitem, w którym preferuje się małżeństwa i dyskryminuje inne modele rodziny – oceniają demografowie.

– Z jednej strony dobrze, że dokument powstał, bo domagaliśmy się go od blisko dwóch dekad – mówi prof. Irena Kotowska, demografka z SGH i Komitetu Nauk Demograficznych PAN. – Strategia Demograficzna podnosi więc rangę problemu, jednak jej nazwa jest ambitna ponad miarę. Powinna odnosić się do wszystkich zmian ludnościowych i procesów je generujących. Tu nie ma nic o stanie zdrowia i umieralności, migracji, o zróżnicowaniu terytorialnym. Zajmuje się rodziną, a wszelkie działania nastawione są na zwiększenie dzietności, przede wszystkim małżeńskiej.
Zdaniem prof. Kotowskiej propozycje dotyczące elastycznego wymiaru czasu pracy oraz ochrony zatrudnienia i matki, i ojca to dobry kierunek. Zwraca jednak uwagę, że wymagają zmian w kodeksie pracy. – Już słychać ze strony pracodawców głosy, że rozwiązania podniosą koszty pracy, utrudnią zarządzanie personelem. Bez wypracowania konsensusu efekt może być przeciwny do zamierzonego: wzrost szarej strefy i szukanie mniej kłopotliwych pracowników – ocenia. Podobny skutek może odnieść ograniczenie zawierania umów o pracę na czas określony z osobami w wieku do 40 lat (maksymalnie dwie umowy na nie dłużej niż 15 miesięcy łącznie).
– Są zaplanowane działania osłonowe dla ojców i bardzo dobrze. Ale zapisy preferują małżonków, a to oznacza różnicowanie, czyli dyskryminację – ocenia prof. Elżbieta Gołata, przewodnicząca Komitetu Nauk Demograficznych PAN, nawiązując do pomysłu ochrony etatu ojca do ukończenia roku przez dziecko, przy czym w małżeństwie ochrona obowiązywałaby od początku ciąży. Jej zdaniem rząd konsekwentnie nie zauważa, że są różne rodzaje rodzin. – Dziś jedna czwarta dzieci rodzi się w związkach pozamałżeńskich. W Zachodniopomorskiem to ponad 40 proc. Pytanie więc, dlaczego te dzieci i ich ojcowie mają być gorzej traktowani?
Profesor Iga Magda również podkreśla wyraźne postawienie akcentu na konserwatywny model rodziny. Cytuje fragment ze strategii: „zwiększenie dzietności, nawet kosztem możliwego okresowego wycofania się z rynku pracy części kobiet o preferencjach na dom i rodzinę w celu wychowywania dzieci, może być inwestycją społeczną o istotnym znaczeniu dla długoterminowych możliwości rozwoju gospodarczego”. – To nie jest inwestycja, tylko ofiara złożona z kobiet, marnowanie ich potencjału, bo gros to osoby z wyższym wykształceniem. I zupełnie nie myśli się o ich rozwoju zawodowym, awansach, w konsekwencji wysokości emerytury – wskazuje.
Pytani przez DGP demografowie zachodzą w głowę, jak rząd zamierza, zgodnie z zapowiedziami, „zwiększyć zaangażowanie ojca w czasie ciąży”? Podobnie nie rozumieją idei tworzenia od podstaw nowego centrum leczenia niepłodności, skoro prywatny sektor jest mocno rozwinięty. – Wystarczyłoby zakontraktować usługi tak, by placówki świadczyły je nieodpłatnie. Wówczas jednak politycy musieliby się zmierzyć z tematem in vitro – słyszymy.
Profesorowi Piotrowi Szukalskiemu, demografowi z Uniwersytetu Łódzkiego, brakuje w rozwiązaniach zróżnicowania przestrzennego. – Polska jest w tym opracowaniu monolitem – mówi. Jak przekonuje, nie dostrzeżono, że duże miasta i Polska Zachodnia zakończyły okres burzliwych zmian i tam znacząco podniósł się wiek posiadania potomstwa. Z kolei przeobrażenia w Polsce Wschodniej jeszcze trwają, tam wskaźnik dzietności jest bardzo niski. – Patrząc na ten rejon, można rzec, że jest tragicznie. Jednak za kilka lat i tam zajdzie zmiana i kobiety, które odraczały decyzję o potomstwie, zaczną rodzić dzieci – zaznacza. W tym sensie, przekonuje prof. Szukalski, niezależnie od tego, czy realizacja strategii zakończy się sukcesem, i tak zbliżymy się nieco do poziomu prostej zastępowalności pokoleń.
W samym dokumencie widzi pewne nowatorskie podejście. Jest tu mowa o tym, że „skłonności do urodzenia dzieci sprzyja szczególnie posiadanie mieszkania na własność oraz zamieszkiwanie w lokum niewspółdzielonym z rodzicami żadnej z osób z pary”. – Mamy więc podejście do mieszkania jako zasobu, bez którego trudno myśleć o rodzeniu drugich i trzecich dzieci. Z jednym dzieckiem można jeszcze mieszkać kątem u dziadków – mówi. Zwraca uwagę, że rząd oferuje wsparcie przy budowie małych domów i zapowiada sfinansowanie wkładu własnego przy kredycie.
Profesor Gołata ubolewa nad brakiem konsultacji strategii z Komitetem PAN. – Skupiamy demografów z ośrodków z całego kraju. Widocznie żaden nie znalazł uznania w oczach rządu – ironizuje. Wspomina też wypowiedź premiera przy okazji oficjalnej prezentacji dokumentu, że jeśli dziś nie wzmocnimy wsparcia dla rodzin, to za dekadę, dwie może nastąpić paraliż w systemie emerytalnym, spowolnienie wzrostu gospodarczego. – Strategia ma więc być deską ratunku. Ale trzeba pamiętać, że do tej sytuacji doprowadziły decyzje polityczne – zaznacza, wskazując przy tym obniżenie wieku emerytalnego i niski wskaźnik zatrudnienia kobiet.