Radosław Sikorski, spojrzawszy na wyniki ostatniego sondażu, zawyrokował na platformie X: „Hodowali, hodowali, aż wyhodowali…”. Zgodnie z intencją ministra spraw zagranicznych odpowiedzialność za wzrost poparcia dla Grzegorza Brauna spoczywa na prawej stronie sceny politycznej, a bynajmniej nie w jego własnym obozie. Stanowisko o tyle zrozumiałe w logice politycznej, że każdy próbuje zepchnąć odpowiedzialność na kogoś innego.
Teza Sikorskiego jest prosta: otóż szeroko rozumiany obóz prawicowy tak bardzo dawał pożywkę radykalizmom, że aż wyhodował bestię, która wymknęła się spod kontroli. Tyle że ewolucja radykalizmu nie jest hodowlą pomidorów, a złożonym procesem. Jeżeli bowiem spojrzymy na historię budowania się radykalizmów w XX wieku, to były one najczęściej wynikiem obustronnych działań. Radykał jest radykalnie nastawiony do wszystkich: do swojego obozu jako za mało aktywnego i do tego wrogiego – jako przeciwnego. Ten sam mechanizm występuje zarówno w przypadku radykalizmów prawicowych, jak i lewicowych.
Kto odpowiada za Brauna, jeśli nie prawica? Może Gazeta Wyborcza albo Krytyka Polityczna
Wydaje się, że nie tylko obóz rządzący, ale i sama prawica przyjmują za wyznacznik słowa Lecha Wałęsy: „Stłucz pan termometr, nie będziesz miał pan gorączki”. Schemat, chociaż po dwóch stronach barykady, jest w tej logice podobny: to nie my, tylko oni są odpowiedzialni za Grzegorza Brauna.
I tak na łamach Klubu Jagiellońskiego pojawia się tekst, gdzie próbuje się wskazywać, że Braun jest tak naprawdę w swoim myśleniu „lewicowym kontrkulturalistą”. Były prezes KJ Piotr Trudnowski wniosek taki wyciąga między innymi z faktu, że „front gaśnicowy”, czyli Braun i spółka, zaatakował Marka Jurka (przypomnijmy: tego samego Marka Jurka, który niegdyś odwiedził chilijskiego dyktatora Pinocheta, oddając mu honory jako obrońcy konserwatywnych wartości). Piotr Trudnowski próbuje w ten sposób wrzucić kukułcze jajo radykalnego braunizmu na drugą stronę politycznego boiska. Powtarza w tym tezy Cezarego Boryszewskiego (również z Klubu Jagiellońskiego), który wskazywał na związki między Grzegorzem Braunem a kontrkulturą z lat 60. XX wieku. Jednym słowem prawica mówi: „To nie my”. Problem w tym, że przez całe lata Braun był, a w niektórych kręgach nadal jest, na prawicy co najmniej tolerowany. Nagłe spychanie go poza prawicę wydaje się po prostu śmieszne. Bo idąc dalej w tej logice, Gazeta Wyborcza powinna okrzyknąć Adriana Zandberga kryptoprawicowcem. Prawda jest oczywista – prawica po prostu różnego rodzaju radykałów przez lata tolerowała i akceptowała.
„Wszyscy jesteście faszystami” – wołali przez lata liberałowie. Teraz są efekty
Jednocześnie druga strona sporu wcale nie jest w tym wszystkim lepsza. Radosław Sikorski, który zresztą z prawicą się dziś nie lubi politycznie, ale już ideologicznie wydaje się być jej bliski, bardzo chce, aby odpowiedzialność nie leżała po stronie jego obecnego obozu. Ale to właśnie jego platformerskie środowisko zachowywało się jak pastuszek z bajki o wilkach. Na wszystko, co było odrobinę bardziej na prawo od ich światopoglądu, krzyczało: Nacjonalizm! Radykalizm! Katotaliban! Rasizm! A przede wszystkim: Faszyzm!
Faszyzmem w pewnym momencie stało się literalnie wszystko, co nie pasowało szeroko pojętemu obozowi liberalnemu. Efektem tego była coraz większa przekora – skoro każde zachowanie sprawia, że można zostać uznanym za faszystę albo nacjonalistę, to wskutek buntu wielu ludzi zaczęło się tak identyfikować („Jeżeli to jest waszym zdaniem faszyzm, to tak, jestem faszystą!”). Przykładem takiego szafowania terminami jest choćby profesor Antoni Dudek (podobnie jak Sikorski zagubiona owieczka prawicy), który regularnie nazywał Marsz 11 Listopada „marszem nacjonalistów”. I nie pomaga fakt, że profesor stara się czynić subtelne rozróżnienia rodzajów nacjonalizmów. W świat idzie prosty przekaz: idąc na marsz, wykluczasz się z naszego grona.
„To dobrze, że jesteś nacjonalistą” - mówi swoim pięknym głosem Grzegorz Braun
W tym momencie na scenę wchodzi Grzegorz Braun, który mówi: „Tak, jestem nacjonalistą”. A mówi to swoim głębokim głosem, wykwintną polszczyzną niczym pater familias, senior rodu. I nagle okazuje się on atrakcyjny i pociągający dla coraz większej rzeszy ludzi, którzy, zagubieni w coraz bardziej skomplikowanym świecie, szukają prostych wyjaśnień i jasnych odpowiedzi.
Ani jedna, ani druga strona sporu nie bierze pod uwagę, że Konfederacja Korony Polskiej Grzegorza Brauna jest niejako odbiciem procesów, które zachodzą w społeczeństwie, a nie efektem „hodowli”. Ucieczka od odpowiedzialności za procesy, w których się głęboko uczestniczyło i próba delegalizacji skrajnych środowisk przyniosą efekt przeciwstawny. Podobnie jak nieodpowiedzialne etykietowanie ludzi. Im więcej Radosław Sikorski będzie nazywał swoich oponentów nacjonalistami, z im większą łatwością będzie to robił, tym ich liczba będzie się tylko zwiększać. Bo ludzie naznaczeni różnymi radykalnymi łatkami usłyszą od prawdziwych radykałów: „Dobrze, że taki jesteś. Nie ma w tym nic złego.” Długofalowe skutki takich procesów są trudne do przewidzenia, ale na pewno nie napawają optymizmem.