O Braunie nie ma więc powodu mówić. Póki oczywiście nie zrobi czegoś, by jeszcze wzmocnić swój niepokorny wizerunek, np. ogłaszając, że za Katyń odpowiadają Niemcy. Byłaby w tym zresztą jakaś pokrętna logika, bo skoro uwalnia III Rzeszę od zbrodni Holocaustu, to może dorzucić im inną, dotąd im nieprzypisywaną, po prostu dla równowagi; oraz po to, żeby nie wyjść na proniemieckiego. Ale to nie znaczy, że przestał istnieć temat, bo pojawił się też inny, ciekawy aspekt zagadnienia. To ludzie, którzy mu wierzą.
"Pan Grzegorz Braun". Dlaczego normalny człowiek ma wrażenie, że żyje w innym świecie
Kiedy zajrzy się do sieci społecznościowych, do wpisów osób związanych (choć nie tylko) czy to z Konfederacją i poszczególnymi jej politykami, czy to po prostu osób chwalących się swoim nacjonalizmem i/lub anty ukrainizmem, normalny człowiek może odnieść wrażenie, że znalazł się w innym świecie. Przy czym zaznaczam – nie chodzi mi o tych polityków. Chodzi o ich followersów. Ciężko w to uwierzyć, ale jest wśród nich wielu, którzy nie tylko wierzą w tezy Brauna, ale też na każdy przytoczony fakt dowodzący bzdurności jego twierdzeń reagują ostrą agresją. Oto pewien polityk Konfederacji, próbując delikatnie „ociosywać beton” (by użyć metafory lubianej w latach 90. przez liberalnych polityków SLD, opisujących tak swoje próby stępienia ostrości odrzucania III RP przez najradykalniejszą część elektoratu postkomunistów), publikuje powojenne, dotyczące komór gazowych świadectwo więzionego przez Niemców polskiego narodowca. Najczęstsze reakcje followersów: czy ów narodowiec rzeczywiście mógł widzieć to, co pisze, że widział? A może jego świadectwo zostało sfałszowane? W każdym razie kwestię jego prawdziwości powinien rozstrzygnąć „Pan Grzegorz Braun” (niemal zawsze „Pan” i z dużej litery). A tak w ogóle, to publikujący je polityk Konfederacji już sprzedał się Sami-Wiecie-Komu.
Wydaje się, że gdyby Braun faktycznie stwierdził, że Katyń zrobili Niemcy, ci ludzie i tak poszliby za nim. Może bez wielkiego entuzjazmu i może z ociąganiem, ale by poszli. Beton nie chce dać się ociosać.
Co mnie najbardziej zdumiewa? Chyba to, że nasi dziadkowie i pradziadkowie (w tym dziadkowie i pradziadkowie tych, których zdaniem dziś „Pan Braun mówi, jak jest”) w tych sprawach nie mieli wątpliwości. Być może najskrajniejsi antysemici mogli wręcz cieszyć się z tego, że Hitler wymordował Żydów, ale sam fakt ludobójstwa i używania dla jego realizacji komór gazowych był oczywistą oczywistością dla wszystkich. Żeby się o tym przekonać, wystarczy poczytać prasę konspiracyjną (włącznie z NSZ-owską) i tuż powojenną. Również długie lata po wojnie nikomu nie przychodziło do głowy, żeby Holocaust podawać w wątpliwość. Bo przecież to wszystko rozgrywało się na ich, naszych dziadków i pradziadków, oczach. To, nawiasem mówiąc, różniło nas, a także mieszkańców okupowanych terenów ZSRR i Bałkanów, od obywateli państw Europy Zachodniej, z których Żydów wywożono w nieznane, co tworzyło przestrzeń dla stawiania nad ich losem znaków zapytania. W Polsce, na Litwie czy Ukrainie takiej przestrzeni nie było.
Braun skorzystał z okoliczności, które mu podarowano
Nie było bardzo długo. Do niedawna kwestionowanie Holocaustu było w naszym kraju intelektualnie niemożliwe, nawet dla tych, którzy emocjonalnie byliby być może do tego skłonni. To zmieniło się teraz. Sprawił to demoniczny Braun? Nie. On tylko skorzystał z okoliczności, które zostały mu podarowane.
Po pierwsze, z trendu kulturowego, który z rosnącą dynamiką pozwala wszystkim, a chcącym nadążać za trendem wręcz każe, kwestionować wszystko. Każe podawać w wątpliwość oczywistość wszystkiego, co jest uważane za oczywiste. Zaczął to w 1999 r. „Matrix”, kwestionując realność świata w ogóle, a potem popkultura ponawiała podobne przesłania, w różny sposób, milionkrotnie. Potem, w całym zachodnim świecie zaczął się proces kompromitacji establishmentu. Który wykazywał się rosnącą nieskutecznością, jeśli chodzi o jego – uważany przez lud za oczywisty – obowiązek: takie kierowanie sprawami, żeby przynajmniej nie było gorzej (a pod wieloma względami robiło się de facto coraz gorzej). W ludzie narastało rozgoryczenie, a jego wyrazem jest m.in. tendencja do odrzucania – jako fałszywej – narracji elit. Skoro więc establishment podaje nam do wierzenia, że kiedyś Żydów mordowano w komorach gazowych, to…
W Polsce ten proces nasiliło to, że już od dawna toczymy wirtualną wojnę dotyczącą historii. Nie tylko na odcinku żydowskim (spory o skalę antyżydowskich pogromów w 1941 r., nowelizację ustawy o IPN z 2017 r. czy reakcję Izraela na wygaszenie roszczeń reprywatyzacyjnych w 2021 r.), również niemieckim, rosyjskim i ukraińskim. Nie wdając się w analizy punktów zapalnych, wszystko to wywiera na części Polaków wrażenie ogólnoświatowej nagonki na nasz kraj. I skłania do przyjęcia postawy: „Skoro kłamią przeciw nam, to i my kłammy przeciw nim”. Takie otwarte deklaracje też dane mi było słyszeć.
Nałożyło się to na postępującą w całym zachodnim świecie, choć u nas może wolniej, ale też, atrofię wagi przywiązywanej społecznie do nauczania historii. Dotyczy to nie tylko liczby godzin poświęcanych temu przedmiotowi w szkole, ale i czegoś bardziej nieuchwytnego – tego, że historia stała się powszechnie uważana za nieważną. Przy czym nie chodzi tu tylko o to, że rośnie ignorancja. Chodzi o to, że przestała ona być powodem do wstydu.
To, co niegdyś stanowiło fundament zaufania w prawdziwość tezy czy interpretacji – powszechna zgoda autorytetów – obecnie nie tylko przestało być takim fundamentem. Dla wielu – a liczba ich rośnie – stało się to przyczyną niemal automatycznego kwestionowania tej tezy czy interpretacji. Dla wielu niemal dowodem na to, że jest ona fałszywa. Bo skoro elity tak twierdzą, więc musi być odwrotnie.
Potępiając to, co rządzący Izraelem robią w Gazie, nie trzeba popaść w antysemityzm
Wreszcie – wojna w Gazie. Oczywiście, często przez media relacjonowana stronniczo antyizraelsko. Oczywiście, nawet potępiając to, co rządzący Izraelem robią w Gazie, nie trzeba popaść w antysemityzm. A już zwłaszcza w negowanie Holocaustu. Czy też – bo i z tym można się teraz w polskim internecie spotkać, nieczęsto, ale i nie tak rzadko – w Holocaustu pochwalanie (co widziałem niejednokrotnie). I oczywiście Gaza pełni często rolę pretekstu – pozwala utajonym antysemitom na ujawnienie emocji, choć tak naprawdę nie jest ona powodowana polityką Izraela, tylko ma źródła w ponurym świecie wewnętrznym swoich nosicieli.
Tym niemniej to, co dzieje się w Gazie, nawet bez wysiłków antysemitów, tworzy atmosferę w oczywisty sposób niesprzyjającą nie tylko obecnemu rządowi Izraela, ale w ogóle Żydom. Nie jest oczywiście tak, że każdy zbulwersowany postępowaniem Izraela zacznie wątpić w Holocaust. Ale dość powszechna odraza do tego, co się dzieje na Bliskim Wschodzie, ułatwia manifestowanie postaw skrajnych i co najmniej równie odrażających. Ich nosiciele bez tego siedzieliby cicho czy przynajmniej – ciszej.
Możemy, oczywiście, wziąć wzór z Anne Applebaum, która po pierwszej wygranej Trumpa napisała, że nie należy się zastanawiać nad jej przyczynami, gdyż one po prostu nie istnieją, po prostu od czasu do czasu następuje erupcja zła.
Ale jeśli taka diagnoza nas nie satysfakcjonuje, to potępiając (słusznie) Brauna, załamując (słusznie) ręce nad poziomem intelektualnym czy etycznym jego psychofanów, zastanówmy się zarazem, co doprowadziło do takiej sytuacji. No, chyba że chcemy, żeby za jakiś czas narracja Brauna stała się mainstreamem. ©Ⓟ