Kilkanaście minut temu Sejm wyraził zgodę na pociągnięcie do odpowiedzialności karnej oraz zatrzymanie i tymczasowe aresztowanie Zbigniewa Ziobry. Sprawa ma związek z wydatkowaniem środków z Funduszu Sprawiedliwości za rządów Prawa i Sprawiedliwości. Zdaniem śledczych były szef resortu sprawiedliwości miał założyć i kierować zorganizowaną grupą przestępczą, a także przekroczyć uprawnienia i nie dopełnić ministerialnych obowiązków.
Piątkowe głosowanie w sali posiedzeń od początku było formalnością. Od kilkunastu dni politycy koalicji 15 października w mediach przesądzali jego wynik. – Są takie chwile, dla których się żyje. Z całą pewnością mi ręka nie zadrży. (…) Dla takich głosowań, dla głosowania za sprawiedliwością, za rozliczeniem osób, które dopuszczały się rzeczy strasznych, karygodnych, jeśli chodzi chociażby o Fundusz Sprawiedliwości, (...) dla takich chwil warto być w polityce, to jest też sens bycia w polityce – mówił na antenie Polsat News Andrzej Domański, minister finansów i gospodarki oraz poseł Koalicji Obywatelskiej.
O krok dalej poszedł natomiast wiceszef klubu KO Konrad Frysztak, który w Polskim Radiu 24 oznajmił, że Zbigniew Ziobro po usłyszeniu prokuratorskich zarzutów… będzie przestępcą. – To już ktoś, kto jest podejrzanym, jest przestępcą. (…) Zbigniew Ziobro, by móc dochodzić swojej niewinności, musi stanąć przed sprawiedliwym sądem – stwierdził polityk KO, całkowicie ignorując podstawowe założenia prawa karnego.
I warto w tym momencie zastrzec: nie mam najmniejszych wątpliwości, że po uchyleniu immunitetu Zbigniew Ziobro winien wrócić do Polski i stawić się na wezwanie w prokuraturze. Nie tylko dlatego, że sam przed laty był autorem nośnego bon motu, że „uczciwi nie mają się czego bać”, ale również dlatego, że od każdego polityka – niezależnie po której stronie sceny politycznej się znajduje – mamy prawo wymagać pełnego poszanowania dla państwowych urzędów i organów ścigania. I powinien zdawać sobie z tego sprawę każdy polityk – szczególnie, gdy częścią rządu, dla którego hasło „Murem za polskim mundurem” stało się dewizą. Opatrywano nią liczne dokumenty, wpisy, billboardy i materiały konferencyjne.
Problem w tym, że część polityków koalicji 15 października robi wiele, aby swoimi wypowiedziami potwierdzić niejako wszelkie hipotezy wysuwane przez prawicowy komentariat mówiące o tym, że Ziobro nie będzie mógł liczyć w Polsce na uczciwy proces. Zaczynając od mało zabawnych – żeby nie powiedzieć żenujących – filmików z jedzeniem żurku i puszczaniem oczka do widza na zasadzie „kto ma wiedzieć, ten wie”, kończąc na kategorycznych stwierdzeniach, że Ziobro jest „przestępcą” (K. Frysztak), który „defraudował pieniądze” (M. Szczerba) i „korzystał z władzy, by budować bezkarny układ i niszczyć ludzi” (B. Budka).
Podobnych cytatów można znaleźć na pęczki. Pewną ironią losu jest fakt, że skłonność do politycznego rewanżyzmu – którą (nie bez racji) przez lata publicznie zarzucano Zbigniewowi Ziobrze – wykazują dziś ci, którzy tak długo z nim walczyli. Długofalowo tracą więc na tym wszyscy. A najbardziej – polski wymiar sprawiedliwości, który i tak nie dysponuje wielkim kredytem zaufania w społeczeństwie.