Decyzje związane z organizacja zeszłotygodniowego lotu polskiej delegacji rządowej z Londynu były wykonywane zgodnie z procedurami; w żadnym momencie nie było narażone bezpieczeństwo lotu - oświadczyła we wtorek kancelaria premiera. Zapewniono jednocześnie, że wszystkie czynności mają swoje potwierdzenie w dokumentach.

KPRM odniosła się w ten sposób do poniedziałkowego artykułu "Dziennika Gazety Prawnej" dotyczącego kulisów ubiegłotygodniowego powrotu polskiej delegacji rządowej z wizyty w Londynie, gdzie odbyły się polsko-brytyjskie konsultacje pod przewodnictwem premierów: Beaty Szydło i Theresy May. Na stronie internetowej kancelarii premiera zamieszczono listę pytań i odpowiedzi dotyczących tej kwestii.

Zgodnie z relacją dziennikarza DGP, którą opublikowaliśmy w poniedziałek, wojskowa casa, którą do Londynu przylecieli dziennikarze, miała odlecieć do kraju sześć godzin później niż rządowy embraer, którym podróżowała delegacja. Okazało się, że dziennikarze mają wracać embraerem i wówczas na pokładzie tego samolotu znalazło się najpierw więcej osób niż było miejsc, samolot był źle wyważony.

Jak napisano w artykule, odbywały się wówczas rozmowy, kto zostaje w samolocie, a kto wysiada, by polecieć kilka godzin później casą, a kapitan embraera oświadczył, że samolot nie poleci dopóki problem nie zostanie rozwiązany; ostatecznie po opuszczeniu pokładu przez grupę osób, embraer odleciał do Polski.

"Decyzje związane z organizacją lotu były wykonywane zgodnie z procedurami, w żadnym momencie nie było narażone bezpieczeństwo lotu. Zmiany w składzie pokładów były uprzednio uzgodnione z przewoźnikiem - czynności mają swoje potwierdzenie w dokumentach" - podkreśla KPRM.