W zasadzie rzadko zajmujemy się w Magazynie DGP tematyką dotyczącą mediów. A już taką dotyczącą nas samych – nigdy. Zawsze byliśmy w redakcji przekonani, że z punktu widzenia czytelnika mało istotne jest, jak gazeta powstaje, ważne, co oferuje. Ale ponieważ chciałbym państwa prosić o przysługę, powinienem wytłumaczyć, czemu ona ma służyć.
W ostatnich latach media się radykalnie podzieliły. Nie chodzi tu o podział polityczny, ten jest, owszem, wielki, ale o inny, równie istotny: na media darmowe i płatne. Rewolucja internetowa ostatnich 15 lat przeorała wyobrażenia dziennikarzy, wydawców, ale też czytelników. Sieć wdarła się na salony i rozgościła na dobre. Internet ma swoje zalety, ale ma też jedną wadę, z punktu widzenia dziennikarstwa istotną – trudno w nim oddzielić ziarno od plew. Wyznawcy, bo tak chyba trzeba napisać w tym kontekście, mediów społecznościowych i demokratyzacji wszystkiego i wszystkich podnoszą, że to dobrze, bo każdy ma prawo się wypowiedzieć, każdy napisać, a każdy sąd może się przedostać do opinii publicznej, gdzie nastąpi naturalna selekcja. Chciałoby się dodać – na lepsze i gorsze, ale to nieprawda. W internecie trudno oddzielić dobre od złego, bo nie ma do tego narzędzi. Potentat na rynku wyszukiwarek, czyli Google, nie selekcjonuje informacji pod względem ich wartości, bo nie dysponuje takim algorytmem. Selekcjonuje na te mniej i bardziej czytane. Czy to idzie w parze z jakością? Wszyscy wiemy, że nie.
Co to oznacza dla czytelnika? Wybór. Ale nie taki, przed jakim chciałby stanąć.
Problem drugi jest taki – internet jest wtórny. Już słyszę głosy oburzenia – ale co on pisze, przecież to nieprawda. Jak coś się dzieje, to kto jest pierwszy? Internet właśnie. Twitter, Facebook i inni zasypują nas wtedy bieżącymi relacjami, wiemy wszystko minuta po minucie. Prawda to, ale niewielka. Bowiem dotyczy tylko specyficznej grupy informacji, jaką są wydarzenia. Ale opinia publiczna chce wiedzieć nie tylko o tym, co się wydarzyło dziś albo wczoraj, ale też o tym, co inni chcą zakryć. Co politycy, przedsiębiorcy, urzędnicy, prokuratorzy, policja i sędziowie chcieliby zamieść pod dywan. I do tego potrzebne są media tradycyjne, czyli płatne.
. Tak było z aferą podsłuchową (ujawnił ją tygodnik „Wprost”), z reprywatyzacyjną („Wyborcza”, „Rzeczpospolita”, „Dziennik Gazeta Prawna”), łowców skór („Wyborcza”), starachowicką („Rzeczpospolita”). Tę wyliczankę można ciągnąć w nieskończoność, bo taką samą funkcję pełną media regionalne i powiatowe. Gdyby nie one, opinia publiczna byłaby uboga. Niepoinformowana. A internet nie miałby czego komentować.

Ankieta na temat Magazynu DGP>>

Dziwne tak czytać, że w dobie internetu ktoś przekonuje o jego nieistotności. A jednak. Z punktu widzenia kontroli władzy bez mediów płatnych sobie nie poradzimy. Dziennikarstwo jest drogie, potrzebuje czasu, pieniędzy i fachowców. Dlatego tylko media płatne są w stanie tę jakość zagwarantować.
My jesteśmy z tej puli. Nie wierzymy, że coś darmowe może być wartościowe. Za Dziennik Gazetę Prawną, czy to w wydaniach papierowych czy elektronicznych, płacą państwo ciężko zarobione pieniądze, więc my robimy wszystko, by nasze materiały były jak najwartościowsze.
I tu moja prośba. Jako że od kilku lat odpowiadam za piątkowe wydanie Dziennika Gazety Prawnej, proszę państwa, w imieniu swoim i zespołu, o ocenę Magazynu DGP. Przygotowaliśmy ankietę, bo chcielibyśmy poznać państwa zdanie. Jest to nam potrzebne, by nasza gazeta jeszcze bardziej odpowiadała waszym oczekiwaniom.
Jej wypełnienie zajmie kilka minut. A korzyści, mam nadzieję, przyniesie i państwu, na nam.