Były szef niemieckiej dyplomacji Joschka Fischer wierzy, że Unia wyjdzie wzmocniona z trapiących ją kłopotów.
Jest pan zadowolony z tego, że był jednym z polityków, którzy przyczynili się do przyjęcia nowych krajów członkowskich do Unii w 2004 roku? Czy też okazaliśmy się niewdzięcznymi członkami Wspólnoty?
Członkostwo w UE nie jest kwestią wdzięczności. Wszystkie kraje unijne są sobie równe. Niezależnie od tego, jak długo są członkami Wspólnoty. A wy przez lata byliście zmuszeni, aby przez geopolityczne realia zimnej wojny pozostawać poza procesem integracji europejskiej. Jestem bardzo szczęśliwy, że jesteśmy razem w Unii. I proszę zrozumieć – to nie jest tak, że my was wpuściliśmy. To wy dołączyliście, realizując w ten sposób marzenia, które były jednym z ważniejszych powodów antykomunistycznego buntu. Marzenia o dołączeniu do Europy były jednym z powodów, które rozsadziły komunizm. To samo marzenie widać teraz w takich krajach jak Ukraina. Nie żałuję, że stałem się częścią tego projektu.
Mówi pan o ludziach spoza Unii marzących o europejskim śnie. Ale wielu ludzi w Unii marzy o Brexicie, Grexicie czy innych exitach. Wszyscy oni chcą teraz wyjść z Unii?
Niektórzy to nie wszyscy. Myślę, że Unia jest w bardzo poważnym położeniu. Kryzys finansowy, niemożliwość poradzenia sobie ze skutkami kryzysu gospodarczego, redukcją bezrobocia, szczególnie wśród młodych – to wszystko są problemy, które muszą zostać rozwiązane. Wzrost gospodarczy musi się pojawić w stopniu, który da ludziom pracę i większe zarobki. Ale to są problemy krajów unijnych, które nie potrafią dojść do zgody budującej ten wzrost. Jeżeli pozwolimy się znowu podzielić, zapłacimy niezwykle wysoką cenę. Na przykład w kwestii swobodnego przepływu osób. Dla mnie widok polskiego samochodu osobowego czy ciężarówki na niemieckiej autostradzie jest nadal niezwykle budujący. Bardzo walczyłem, by był on możliwy, i nadal będę walczył o zachowanie tej swobody.
Jeżeli demokratyczne społeczeństwo w wolny sposób wyraża wolę opuszczenia Wspólnoty, dlaczego mu na to nie pozwolić? Niech odejdą i poszukają swojej własnej drogi. Nawet jeżeli będzie bardzo kosztowna...
Wszyscy będziemy musieli zapłacić za to bardzo wysoką cenę. Demokracja to nie jest system statyczny. Przez całe swoje polityczne życie wiele razy byłem w mniejszości. W takiej sytuacji bardzo ciężko pracowałem, żeby przekonać większość do swoich racji. Większość i mniejszość... one nie są dane raz na zawsze. Demokratyczny proces podejmowania decyzji polega na wzajemnym przekonywaniu się o swoich racjach. Owszem, Unia jest w poważnym kryzysie. Ale wyjdzie z niego wzmocniona i silniejsza niż przedtem.
Jednym z ważniejszych tematów omawianych w Brukseli jest sytuacja strefy euro. Szef Europejskiego Mechanizmu Stabilizacyjnego Klaus Regling stwierdził, że w jego odczuciu kryzys strefy euro jest już za nami. Z takim stwierdzeniem nie zgodziłoby się wielu Hiszpanów, Włochów czy Greków.
Klaus Regling patrzy na tę sprawę z perspektywy technicznej. Ale według mnie kryzys strefy euro nie jest jeszcze w pełni za nami. Wewnętrzne napięcia w strefie euro nie zostały całkiem usunięte. Są one związane z poszukiwaniem dróg do wzrostu. To napięcia między Francją, Włochami i innymi krajami śródziemnomorskimi a Niemcami i innymi krajami Północy. Dopóki te napięcia nie znikną, stabilność w strefie euro będzie zagrożona.
Być może jednym ze sposobów rozwiązania tej sytuacji będzie redukcja długów. A to będzie wymagało od Niemiec dostosowania się – częściowej rezygnacji z należnych im wierzytelności czy zredukowania własnej przewagi konkurencyjnej.
Zmniejszanie konkurencyjności nie wydaje mi się dobrym pomysłem. Powinniśmy raczej myśleć o podnoszeniu konkurencyjności tych, którzy pozostają z tyłu. Ale uważam, że Niemcy powinny zwiększyć konsumpcję wewnętrzną. I w tej kwestii w ciągu ostatniego roku wydarzyło się sporo dobrego. Pensje dynamicznie rosną, związki zawodowe twardo negocjują. Wydaje mi się, że następuje poważna zmiana trendu w Niemczech i konsumpcja wewnętrzna będzie odgrywać coraz większą rolę. Ale same Niemcy nie wystarczą, żeby w dostateczny sposób pobudzić wzrost w całej strefie euro.
Ale jak sprawić, żeby ludzie więcej konsumowali?
Trzeba im po prostu dać więcej pieniędzy.
Dodrukować?
Nie, drukowanie nie jest rozwiązaniem. Kluczowe są wyższe pensje i pobudzenie inwestycji. Proszę spojrzeć – funkcjonujemy w środowisku niezwykle niskich stóp procentowych. Jeżeli inwestować, to właśnie teraz.