Minister sprawiedliwości Wielkiej Brytanii Michael Gove ostrzegł w piątkowej debacie telewizyjnej, że Unia Europejska jest "maszyną niszczącą miejsca pracy" i tylko wyjście ze Wspólnoty pozwoli "odzyskać kontrolę nad tym, w którą stronę rozwija się Wielka Brytania".

Gove wypowiadał się zaledwie 24 godziny po tym, jak w tym samym studiu w identycznej debacie brał udział premier David Cameron, który przekonywał wyborców do poparcia dalszego członkostwa Wielkiej Brytanii w Unii Europejskiej.

W godzinnej debacie telewizyjnej na antenie Sky News Gove argumentował, że głos za wyjściem z UE to wotum zaufania dla "przyszłych pokoleń, ich decyzji, ciężkiej pracy - tego, że sami możemy ponownie sprawić, że ten kraj będzie wspaniały". Niespodziewanie dla wielu ekspertów, polityk oparł swoją strategię na często przejawianym negatywnym stosunku wobec establishmentu politycznego i ambicji "odzyskania pełnej suwerenności", rezygnując z wykorzystywanego przez ostatnie dni argumentu o negatywnych skutkach "niekontrolowanej" imigracji do Wielkiej Brytanii.

Skonfrontowany z długą listą organizacji, które uważają Brexit za zagrożenie dla brytyjskiej i europejskiej gospodarki - wśród których są m.in. Międzynarodowy Fundusz Walutowym, Bank Światowy i Bank Anglii - Gove odparł, że eksperci "wielokrotnie mylili się w przeszłości, nie przewidzieli światowego kryzysu, a niektórzy nawet mówili, że powinniśmy byli dołączyć do strefy euro".

"Cieszę się, że nie są po mojej stronie - wolę słuchać argumentów przedsiębiorców, a nie takich +ekspertów+, (...) którzy nie są niezależni, mają swoje interesy i niestety, często się mylą" - podkreślił. Pytany o deklarację prezesa banku JP Morgan, który zastrzegł w piątek, że wyjście z Unii Europejskiej mogłoby spowodować, że będzie zmuszony zwolnić cztery tysiące osób, Gove odparł, że duże banki wspierają finansowo i wizerunkowo kampanię za pozostaniem we Wspólnocie, więc nie zaskakuje go, że próbują zastraszyć wyborców konsekwencjami innego wyboru.

Kolejne ataki na "niewyobrażalną arogancję europejskich elit" o "ukrytych interesach finansowych" sprowokowały w pewnym momencie prowadzącego debatę szefa działu politycznego Sky News Faisala Islama do porównania Gove'a do "wykształconego na Oxbridge (Uniwersytecie Oksfordzkim lub Uniwersytecie Cambridge - PAP) odpowiednika Donalda Trumpa". "Ja stoję po stronie ludzi, Ty po stronie elit" - odparował polityk, wskazując, że Unia Europejska ma pięciu prezydentów (Parlamentu Europejskiego, Rady Europejskiej, Komisji Europejskiej, Eurogrupy i Europejskiego Banku Centralnego), ale większość Brytyjczyków nie jest w stanie nazwać żadnego z nich.

"Mój ojciec prowadził firmę zajmującą się rybołówstwem w Aberdeen i doskonale wiem, jak członkostwo we wspólnocie niszczyło jego biznes. (...) Unia Europejska jest maszyną niszczącą miejsca pracy i tylko wyjście z niej, odzyskanie kontroli, pozwoli nam na stworzenie więcej miejsc pracy, podniesienie pensji i wzmocnienie gospodarki" - podkreślił, oceniając, że "większość Brytyjczyków cierpi w wyniku naszego członkostwa we wspólnocie".

Pytany o to, czy może zagwarantować brak zwolnień w wyniku Brexitu, Gove zażartował, że "z pewnością 73 europosłów z Wielkiej Brytanii straci swoje stanowiska (...) i życzę im powodzenia w sektorze prywatnym".

Krytykując unijne regulacje - m.in. w kontekście trwającego kryzysu przemysłu hutniczego, który stoi na skraju upadku - Gove ocenił, że "wolny rynek nie jest Bogiem". "Tak, powinniśmy robić wszystko, co możliwe, aby rynki były jak najbardziej konkurencyjne, ale rząd powinien mieć możliwość interwencji, jeśli jest to niezbędne" - podkreślił, opowiadając się przeciw unijnym przepisom o pomocy publicznej.

W trakcie dyskusji z salą, Gove został skrytykowany m.in. za negatywny ton wypowiedzi o imigrantach przyjeżdżających do Wielkiej Brytanii. "To, że jesteśmy wspaniałą, wielokulturową, wielorasową demokracją wynika w dużej mierze z tego, że w przeszłości mogliśmy kontrolować to, kto przyjeżdża do naszego kraju. Chciałbym, abyśmy mieli ponownie nad tym kontrolę, aby prowadzić prawdziwie inkluzywną, nierasistowską politykę, która jest uczciwa wobec każdego, kto chce tutaj przyjechać - niezależnie, czy z Indii, Pakistanu, Bangladeszu, czy krajów Unii Europejskiej" - powiedział.

Publiczność miała też wątpliwości wobec planu gospodarczego zwolenników Brexitu, wskazując na długi okres niepewności po ewentualnym zwycięstwie tej opcji w referendum. Kiedy właścicielka posiadłości w południowej Francji pytała o to, czy obywatele Wielkiej Brytanii zachowają swoje przywileje i prawa w pozostałych krajach wspólnoty, Gove odpowiedział, że politycy pozostałych państw Unii Europejskiej "będą musieli szanować prawo międzynarodowe". "Jeden czy dwóch zagranicznych polityków próbowało rozgrywać naszą kampanię strachem, ale 24 czerwca będą musieli uszanować demokratyczny wybór Brytyjczyków" - podkreślił.

"Bycie przyjaznym sąsiadem jest znacznie lepsze niż trudnym lokatorem w domu, którego sami nawet nie mogliśmy zaprojektować. (...) Jeśli zagłosujecie za wyjściem z Unii Europejskiej, odzyskamy kontrolę nad naszym krajem" - powiedział Gove.

Jeden z wyborców nie był jednak przekonany argumentacją brytyjskiego ministra sprawiedliwości, nazywając go "generałem z okresu pierwszej wojny światowej, który macha flagą i wysyła ludzi nie zważając na konsekwencje". Inny członek publiczności kwestionował jego motywacje, sugerując, że kampania referendalna coraz bardziej przypomina "pojedynek na ambicje w ramach Partii Konserwatywnej". Gove odparł, że absolutnie nie planuje starać się o przywództwo ugrupowania, a sprawa jest "znacznie ważniejsza niż plany takiego lub innego polityka".

Komentatorzy podkreślali po debacie, że Gove miał momentami kłopoty z udzieleniem precyzyjnych wyjaśnień uciekając w argumenty emocjonalne o odzyskaniu kontroli i suwerenności, a jego odpowiedzi robiły wrażenie przećwiczonych. "Zwolennicy wyjścia z Unii Europejskiej mogą jednak szukać oparcia w tym, że publiczność była wobec Gove'a znacznie mniej wroga niż dzień wcześniej wobec premiera Camerona" - podkreśliła dziennikarka "Guardiana" Rowena Mason.

48-letni Gove jest posłem do brytyjskiego parlamentu od 2005 roku. Przed wejściem do polityki był dziennikarzem, który pracował m.in. w konserwatywnym dzienniku "The Times". Pomimo swoich szkockich korzeni - urodził się w Edynburgu i studiował w Aberdeen - jest posłem z położonego na południu Anglii okręgu Surrey Heath. W latach 2010-2014 był ministrem edukacji w pierwszym, koalicyjnym rządzie Davida Camerona; po wyborach w 2015 roku objął stanowisko ministra sprawiedliwości.

Gove jest jednym z zaledwie kilku ministrów, którzy wbrew decyzji premiera Davida Camerona i kolektywnego stanowiska rządu zdecydowali się namawiać w kampanii za wyjściem Wielkiej Brytanii z Unii Europejskiej. Wraz z byłym burmistrzem Londynu Borisem Johnsonem jest wśród najważniejszych postaci kampanii za opuszczeniem wspólnoty, wspieranej przez większość posłów Partii Konserwatywnej w Izbie Gmin.

Piątkowa dyskusja była drugim wydarzeniem telewizyjnym w ramach kampanii przed referendum w sprawie członkostwa Wielkiej Brytanii w Unii Europejskiej, które odbędzie się w czwartek, 23 czerwca. Dzień wcześniej w debacie o identycznej formule wziął udział brytyjski premier David Cameron, który namawiał Brytyjczyków do głosowania za dalszym członkostwem we Wspólnocie.