Ukraina grozi zamknięciem swego rynku dla wielu polskich przetworów rolnych, jeśli Polska wprowadzi utrudnienia dla handlu ich płodami rolnymi i owocami. Po kolejnej rundzie negocjacji minister rolnictwa nie ukrywa, że sytuacja jest ciężka. - Mówią nam otwartym tekstem, że jeśli my ich zablokujemy w malinach, to oni nie będą przyjmować naszych mrożonych warzyw – mówi Gazecie Prawnej minister Czesław Siekierski i odsłania kulisy ostatnich rozmów ze stroną ukraińską.

W tle kolejnej odsłony protestów polskich rolników i blokad dróg toczą się rozmowy ze stroną ukraińską na temat zabezpieczenie naszego rynku przed napływem tanich płodów rolnych z Ukrainy. Do spotkań dochodzi niemal cały czas, ale w resorcie nie ukrywają, że sytuacja jest ciężka.

Ukraina stawia twarde warunki. Minister Siekierski zdradza kulisy negocjacji

Część protestujących rolników wprost oskarża rząd, że ten niewiele robi, aby zabezpieczyć przyszłość polskiego rynku przed zalewem ukraińskiej żywności, ale z oskarżeniami takimi nie zgadza się minister rolnictwa, Czesław Siekierski. W rozmowie z Gazetą Prawną wyjawia on, że rozmowy cały czas się toczą, ale napotykają na niezwykłe wręcz przeszkody.

-Aż głupio się przyznać, bo znów powiedzą, że rozmawiamy i rozmawiamy, a co z tego wynika, ale partner do rozmów jest bardzo trudny. Oni chcą zachować warunki liberalizacji handlu, które zostały wprowadzone w tym szczególnym okresie, aby wesprzeć Ukrainę. I oni uważają, że to już ma tak zostać do końca i że to będzie ich główna pozycja negocjacyjna – przyznaje minister Siekierski.

W tym tygodniu przedstawiciele resortu rolnictwa spotkali się z reprezentantami sektora owoców miękkich, bo to właśnie ta grupa w najbliższych miesiącach najbardziej może odczuć napływ ukraińskich malin, czy truskawek. Polscy producenci najchętniej widzieliby zamknięcie granic dla wschodnich owoców, jednak taki ruch, jak przekonują w ministerstwie, obecnie nie jest możliwy. Wszystko zaś przez stanowczy sprzeciw Ukraińców.

- Teraz spotkaliśmy się z sektorem owoców miękkich. I wiadomo, że jest problem związany z malinami, nie wiemy jaka będzie sytuacja, jeśli chodzi o truskawki. A Ukraińcy są bardzo twardymi negocjatorami. Mówią nam otwartym tekstem, że jeśli my ich zablokujemy w malinach, to oni nie będą przyjmować naszych mrożonych warzyw. Jak mówimy, że zrobimy blokadę, to odpowiadają, że przestaną przyjmować od nas owoce i przetwory mleczne – wyjawia Czesław Siekierski.

Minister ujawnia: Ukraińcy mają świetne kontakty w Brukseli

Sytuacji polskich rolników nie poprawiają decyzje unijne, gdyż 9 kwietnia komisja ds. handlu międzynarodowego przy Parlamencie Europejskim przedłużyła zliberalizowanie handlu z Ukrainą do czerwca 2025 roku.

Nowa wersja decyzji zakłada, że Ukraina będzie mogła eksportować do Unii żywność na zliberalizowanych zasadach, ale część towarów - jaja, drób, miód, cukier, owies, kukurydza i kasza - zostanie objęta jeszcze większymi ograniczeniami ilościowymi. Przy ich wyliczaniu brana będzie bowiem pod uwagę średnia nie tylko z lat 2023 i 2022, ale też z pierwszej połowy 2021 r. Taką kompromisową propozycję zaproponowała 27 marca prezydencja Belgii - poprzednia propozycja nie uwzględniała bowiem półrocza sprzed wojny, kiedy ukraiński eksport do Unii był niższy.

Nową wersję rozporządzenia z dłuższym okresem referencyjnym musi zaakceptować PE - komisja handlu INTA zrobiła to we wtorek 26 głosami za do 8 przeciwko. Natomiast cała izba ma głosować na drugim posiedzeniu plenarnym w kwietniu. Polscy negocjatorzy nie mają złudzeń, że Ukraina ma doskonałe wejścia w strukturach unijnych.

- Oni mają świetnie rozwinięte kontakty w Brukseli, że dosłownie można się od nich uczyć. Ja się zastanawiam, jak państwo, które jest w stanie wojny, ma w obszarze wzmacniania własnego dużego biznesu taką determinację. Tam jednak rządzi biznes i to biznes, który bardzo zdominował najwyższych polityków – mówi minister Siekierski.

W resorcie rolnictwa widzą jednak światełko w tunelu, a jak ocenia minister, w rozmowach nie pomagają coraz to powracające protesty rolników. Za to, co dzieje się na polskich drogach, nie obarcza jednak całej rolniczej społeczności.

- Trzeba mieć pretensje do samych protestów, a to, co się teraz dzieje, to jest już przesada – kwituje szef resortu rolnictwa.

Spóźniają się dotacje dla polskich rolników

W łonie polskiego rządu trwają jednocześnie negocjacje na temat dopłat dla rolników, którzy ponieśli straty spowodowane niekontrolowanym napływem ukraińskiego zboża. Jeszcze w środę wszystko wskazywało na to, że Ministerstwo Rolnictwa opublikuje rozporządzenie w tej sprawie, jednak ostateczną decyzję wstrzymano, rozmowy są kontynuowane, a do sprawy odniósł się w środę premier Donald Tusk.

- Nie ma decyzji w tej sprawie. Będę musiał mieć 100-procentową pewność, że wydanie tak dużej kwoty - mówimy o 2 mld zł - pomoże w rozładowaniu rynku zbożowego i przyniesie satysfakcję przede wszystkim rolnikom – powiedział premier Tusk.

Premier zapowiedział, że dokładnie przyjrzy się zaproponowanemu mechanizmowi pomocy, aby trafiła ona„wyłącznie do tych, którzy poprzez nadmierny napływ zboża i innych produktów z Ukrainy, a więc nie z własnej winy, znaleźli się w poważnych tarapatach”.